30 lipca 2013

Przypadek 2.2


Gdy wyszła zza rogu, dostrzegła przed swoim domem znajome, służbowe auto Ricka. Czarny, błyszczący pojazd delikatnie mienił się w ostatnich, rdzawo-pomarańczowych przebłyskach przebijającego zza różowych chmur słońca. Serce Meredith przyśpieszyło bieg, a tym samym ona zwolniła krok, choć do właściwej bramki pozostał mały dystans, bo zaledwie kilkanaście metrów. Nie oczekiwała żadnej wieczornej wizyty, nie pamiętała także, aby zapraszała byłego partnera. Podejrzewała, że z niewiadomego powodu detektyw spontanicznie wsiadł w samochód i obrał wiodącą do niej trasę. Wykluczała chęć wdrożenia w nowe śledztwo, ponieważ prokurator Cross całkiem niedawno obdarował ją pokaźnym stosem teczek, oblepionych żółtymi naklejkami z napisem: sprawa umorzona.

Odgarnęła rozwichrzone włosy na plecy i odetchnąwszy głęboko, wyprostowana jak struna pokonała krótką drogę. Przechodząc obok peugeota została owiana chłodnym, dziwnym podmuchem. Zmarszczyła nos, zastanawiając się, co mogło oznaczać nagłe zimno w stosunkowo letni wieczór. Drżąc, energicznie dotruchtała do bramki, już z tamtego miejsca dostrzegając mężczyznę. Rick zajmował schodek tuż obok drzwi, garbiąc się i rozglądając wokół. Kiedy Meredith przestąpiła przez białą furtkę, wstał, odrobinę zakłopotany.

– Co tutaj robisz? – zagaiła kobieta, ściskając w dłoniach beżową torebkę. Choć jeszcze niedawno pragnęła spędzić resztę dnia w absolutnej samotności, poczuła radość oraz satysfakcję, widząc znajomą twarz. Nie dała jednak poznać tych emocji po sobie, wciąż grając niedostępną. Nadal zresztą roztrząsała owe nieprzyjemne ukłuciu niepokoju. – Mogłeś zadzwonić albo… dać znać…

– Właściwie to nie miałem zamiaru cię zastawać – odpowiedział powoli detektyw, poprawiając poły ciemnej marynarki. Musiał przyjechać zaraz po skończeniu ciężkiej pracy. Jego oczy lśniły takim blaskiem, jakiego dotąd Meredith nie widziała. Z trudem przełknęła myśl, że Rick stanowił prawdziwy kłębek żalu, smutku i cierpienia. Uniosła pytająco brwi.

– Ach tak? – Przełknęła głośno ślinę, kryjąc lekkie rozczarowanie tym obrotem spraw.

Przytaknął, wzdychając.

– Po prostu… jestem trochę rozbity – wyznał nieco bełkotliwie, patrząc gdzieś w dal. Usiadł z powrotem i zaczął się kiwać w boki. – Dzisiaj powinniśmy celebrować pierwsze urodziny naszego małego synka. Być razem w przytulnych czterech ścianach i cieszyć się, że jesteśmy rodziną… tylko o tym marzę. – Skulił się, obejmując głowę ramionami.

– Naprawdę to powiedziałeś…?

– Tak – odrzekł twardo, dźwigając się na nogi. – Mam dość unikania tematu i udawania, że wszystko jest w porządku – podniósł głos, co wyraźnie zaskoczyło Meredith. – I ta cholerna, dobijająca rozłąka. Tęsknię za tobą. – Ujął twarz rudowłosej, muskając kciukami policzki. – Nie potrafię… być… sam…

W tym momencie pani Dawn odniosła wrażenie, że Rick przymierza się do namiętnego pocałunku, naznaczonego niewymowną rozpaczą i nostalgią. Całe jej ciało ogarnęła dziwna słabość, lecz zanim mężczyzna zdążył wykonać ruch, do nozdrzy kobiety doleciała mocna woń alkoholu zmieszana z ostrym zapachem potu. Gwałtownie odsunęła się, wytrzeszczając oczy.

– Piłeś! – zawołała ze zgrozą. Dopiero wtedy zauważyła za detektywem opróżnioną niemal do cna butelkę po whiskey. Automatycznie chwyciła szklaną szyjkę i wylała resztę bursztynowego płynu. Czuła niechęć, zażenowanie i gorycz. Oparła się o ciemnoniebieską ścianę, ledwie powstrzymując napływające do oczu łzy. „Weź się w garść, jesteś mu potrzebna” pomyślała, ocierając zaczerwienione policzki i odwracając się do Ricka. Miał zauważalny problem z utrzymaniem równowagi, ponieważ chwiał się i lada chwila mógł upaść. Meredith szybko wyciągnęła z torebki klucze, otworzyła drzwi i pomogła mężczyźnie wejść do środka, owijając jego rękę wokół swojej drobnej talii.

– Puść – wymamrotał, lecz kobieta nie zareagowała. Zapalając po kolei każde światło, wprowadziła go do salonu i usadowiła w fotelu.

– Zostajesz u mnie – zadecydowała, dysząc od wysiłku. – Nie pozwolę ci prowadzić pod wpływem alkoholu. Siedź tu, przygotuję kąpiel – dodała, po czym wbiegła energicznie po stromych stopniach wiodących na pierwsze piętro.

*

Świat był inny. Spłaszczony i zbity w niedotykalne, wibrujące od ludzkiej energii części. Ale on miał wrażenie, że do niej nie należy; błądził po ulicach Chicago, szukając właściwej ścieżki, która poprowadziłaby go prosto do miejsca zamieszkania. Wędrował po morzu dźwięku gwarnego miasta, jednak fale rozstępowały się, przepływając luźno obok wysokiej, chłopięcej postaci. Dawniej bez większego namysłu przyznawał, że zna Wietrzne Miasto jak własną kieszeń, bo wraz ze znajomymi potrafił w ciągu jednego dnia obejść każdą dzielnicę. Obecnie był jednak zagubiony i nie rozpoznawał niczego wokół, a w dodatku otaczała go niewidzialna kopuła ze szkła, zamykając kontakt z rzeczywistością. Wpił palce w czarne, kędzierzawe włosy i z wściekłością uderzał twardymi podeszwami tenisówek o asfalt. Zacisnął powieki, prosząc Boga, aby trafił bezpiecznie do domu. Chciał już mieć za sobą reprymendę rodziców i zamknąć się w pokoju, słuchać ostrej muzyki i zajadać w łóżku pizzę. Niespodziewanie upadł, a kiedy otworzył oczy, znalazł się na trawniku przed niewielką, rodzinną posiadłością. Pod palcami wyczuwał miękkość aksamitnych, zielonych kępek. Otrzepawszy niedbale dżinsy, przeszedł między uwielbianymi przez swą matkę krzewami, wychodząc na kamienną ścieżkę. Był zdumiony odrobinę uchylonymi drzwiami wejściowymi, lecz wsunął się bezszelestnie przez wąską szparę.

– Wróciłem! – krzyknął opryskliwie, rzucając skórzaną kurtkę na podłogę. Nie odpowiedziało mu szczekanie Cody’ego, co napełniło chłopca trwogą. Ukochany pies zawsze wychodził na powitanie członkom rodziny, wesoło ujadając i tańcując. Tylko ta niezmierzona cisza, zmącona szczękiem naczyń. Dławiąc w gardle strach, stanął w progu kuchni, gdzie zastał…

– Jeannie? – wychrypiał, podchodząc do jasnowłosej nastolatki, zajmującej się stosem brudnych naczyń. Omiótł wzrokiem sylwetkę dziewczyny, szczególną uwagę zwracając na długą do kolan, elegancką sukienkę w kolorze głębokiej czerni. Z ciasnego koka wydobywały się cienkie kosmyki, zaś jej szyję okalały duże, białe perły. Naszyjnik podarował Jane przed dwoma laty wraz z propozycją randki. Przyjęła obie rzeczy i od tamtej chwili stali się prawie nierozłączni. Obrócił twarz i dostrzegł śpiącego przy lodówce pupila. Czekoladowy labrador oddychał spokojnie, czuwając.

– Cody? – Pies poruszał wielkimi uszami i podniósł łeb, wbijając spojrzenie brązowych ślepi w swego pana. Po chwili zaskomlał, a następnie uciekł z podkulonym ogonem. – Cody! – Chłopak ruszył za zwierzęciem, ale zaraz przystanął, wędrując wzrokiem w stronę stołu. Prostokątny blat, przy którym codziennie jadał śniadania, oglądając telewizję, był obładowany różnego rodzaju półmiskami i talerzami z niedokończonymi potrawami. Pośród nich królowało czarno-białe zdjęcie, wetknięte w skromną ramkę i przecięte w lewym dolnym rogu czarną wstążką. Ujrzał na nim siebie: żywego i uśmiechniętego, pozującego do dyplomu potwierdzającego ukończenie szkoły średniej. Rozchylił delikatnie wargi.

– Co tu…

– Jane, nie musisz tego robić. – Nie zdążył uskoczyć przed raptownym wtargnięciem do kuchni matki, ta jednak swobodnie przeszła, nie zauważając własnego syna. Z trudem poznał w zmizerniałej, zeszczuplałej kobiecie swą rodzicielkę. Ją również zdobił żałobny kolor, mimo że zawsze wybierała pastele oraz biel. Przyciasna garsonka i długa do kostek spódnica dały mu wystarczająco dużo do namysłu. Obserwował, jak Jeannie, jego słodka i mała Jeannie, wybucha niekontrolowanym płaczem, niechcący wypuszczając spomiędzy śliskich rąk talerz.

– Przepraszam – wymamrotała poprzez łzy, pochylając się nad rozbitą ceramiką.

– Daj, bo pokaleczysz palce – odpowiedziała sucho pani Coolidge, wyjmując z szafki zmiotkę i szufelkę. – Rozmawiałam z mężem. Pozwolił ci przenocować w sypialni… w jego sypialni… gdybyś sobie zażyczyła – urwała, tuszując chrząknięciem podłamany głos.

– Matthew by tego pragnął – szepnęła Jane.

– Pragnę… – rzekł duch, stając przy ukochanej. Była dużo niższa od niego i zawsze patrzył na nią z góry, zarzekając się w myślach, że nigdy nie pozwoli skrzywdzić swej słodkiej blondyneczki. Gdy spróbował dotknąć jej miękkiej skóry i dodać otuchy, wybuch jasnego światła odrzucił go na sam koniec pomieszczenia. Nie rozumiał tej sytuacji. Dlaczego obie emanowały smutkiem?

– Nie dam rady. Wejdę tam tylko po to, żeby się pożegnać – oznajmiła nastolatka i wyszła. Pani Coolidge skinęła jedynie głową, jakby nie obchodził jej fakt, że Jane nie mogła już dostrzec owego gestu. Matthew zerwał się z miejsca, aby móc podążyć za dziewczyną…

*

Meredith pozostawiła Ricka w gorącej wodzie z dodatkiem kilku kropel ziołowego płynu i zaczęła przygotowywać pokój gościnny. W jednej z szuflad nadal pozostało parę ubrań detektywa, wobec czego kwestia czystych ciuchów rozwiązała się sama. I tak zamierzała zaraz po ulokowaniu mężczyzny w malutkim pokoju zrobić szybkie pranie, by następnego dnia Rick mógł ponownie założyć roboczy, oficjalny strój. Owlekła tapczan świeżym prześcieradłem i przycupnęła blisko otwartej szafy, szukając odpowiedniej kołdry oraz poduszek. Detektyw uwielbiał spać na kilku naraz, o czym przypomniała sobie z niewielką dozą czułości. Niewielką, bo dalej przemawiała przez nią złość pomieszana ze współczuciem. Może Rick miał rację. Może powinni trwać w żałobie razem i nie ucinać kontaktu. Niegdyś mieli tylko siebie i obiecywali, że bez względu na wszystko nic ich nie rozłączy. Meredith po stracie dziecka popadła w głęboką depresję i w ciągu trzech tygodni zrozumiała, iż nie zasługuje na szczęście. Dokładnie pamiętała tamten dzień, gdy kazała narzeczonemu spakować rzeczy i wrócić do mieszkania w centrum Chicago.

Kiedy po raz ostatni wygładziła poły szorstkiej pościeli, wróciła do łazienki. Nie patyczkowała się z grzecznym pukaniem ze względu na kiepski stan Ricka. Brunet zgarniał miętowe skupisko bąbelek ku sobie, a później je odpychał. Kobieta nalała odrobinę szamponu na dłoń i wtarła kosmetyk w gęste włosy mężczyzny.

– Dlaczego to robisz? – zapytał słabo.

– Po przebudzeniu weźmiesz aspirynę. Położyłam obok łóżka miskę, w razie gdyby zebrało ci się na wymioty – odparła z wyczuwalną reprymendą, spłukując chłodniejszym strumieniem białą, gęstą pianę.

– Czemu się mną opiekujesz, do diaska? – powtórzył. – Przecież widziałem to w twoich oczach, że…

– Skończ. Czynię to, co uważam za słuszne – powiedziała, podając Rickowi ręcznik kąpielowy. Zebrała z podłogi kupkę brudnej odzieży, a opuszczając ciasne, zaparowane pomieszczenie, rzuciła: – Zaparzyłam ci też ziółka. Możesz wypić, jeśli chcesz.

– Dziękuję – usłyszała za plecami ciche bąknięcie.

Po około piętnastu minutach detektyw zamknął za sobą drzwi sypialni gościnnej, więc Meredith miała czas tylko dla siebie, zwłaszcza że dochodziła dopiero ósma. Na weekend nie wzięła żadnych studenckich prac do skorygowania, za bardzo przejęta wizytami u Evana oraz Jacqueline. Teraz musiała się zająć i Rickiem, i przeczuwała, że o poranku będą musieli odbyć poważną rozmowę. Usiadła w ulubionym fotelu z naręczem teczek od prokuratora, jednak uznała, że najpierw weźmie prysznic i obejrzy ich zawartość w miękkim łóżku.

Przeglądając akta, najczęściej zaczynała od grubych plików zdjęć, spiętych prostym, metalowym spinaczem. Fotografie bywały bardzo brutalne i niewiarygodne, prosto z miejsc wydarzeń oraz kostnic, gdzie przeprowadzano sekcje. Meredith przez wiele lat walczyła z wrażliwością na podobne obrazy i wreszcie się uodporniła. Tylko niektóre sprawy prawdziwie nią wstrząsały. Spośród czterdziestu wypchanych faktografii wybrała dziewięć. Skrupulatnie sporządzała zwięzłe notatki w grubym notesie, nierzadko gryząc długopis od nadmiaru pomysłów, jak mogłaby rozwiązać tą czy tamtą sprawę. Najmocniej zaintrygowało kobietę nagłe zniknięcie pewnego małżeństwa w dwa tysiące czwartym roku. Posądzano o morderstwo ich bliskich, ale z braku niezbitych dowodów śledztwo przerwano. Para istotnie rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając cały dobytek wraz z majątkiem. Przyjaciele ofiar wykluczali ucieczkę, bo oboje posiadali dobrze płatne stanowiska, byli zdrowi na umyśle, towarzyscy, a ponadto planowali ciążę, nie wspominając o żadnych przyszłych podróżach. Patrząc na profile osobowe dwudziestokilkulatków, intuicja podpowiadała Meredith możliwość dobrze zorganizowanego uprowadzenia. Nie mieli przecież wrogów, nie zatruwali nikomu otoczenia.

Pani Dawn ziewnęła przeciągle i usunęła z łóżka teczki. Nawet nie zauważyła, a wypiła dwie mocne herbaty i powitała oznajmiającą północ kukułkę całkiem trzeźwa. Obecnie zbliżała się pierwsza i była już prawdziwie znużona. Przeciągłe chrapanie Ricka, dochodzące z sąsiedniego pokoju, podziałało na nią kojąco po przeczytaniu tylu strasznych historii. Zgasiła lampkę i ułożyła się na boku, zamykając powieki…

Podczas zasypiania doznała mocnego ukłucia serca. Gwałtownie zerwała się z pościeli, z trudem łapiąc oddech. Nogi same poniosły ją do okna, a umysł żądał od dłoni, by te otworzyły okno. Zgięta w pół Meredith wyjrzała w noc. Zimne powietrze natychmiast wtargnęło do jej sypialni, sukcesywnie wypędzając ciepło. Powiodła spojrzeniem po ulicy, błyszczącej w mdłym świetle latarni od niedawno opadłego deszczu. Przy którymś z kolei słupie ujrzała chłopca z boiska szkolnego. Nieobecnym wzrokiem zerkał w dół, obracając się w snopie jasności i próbując złapać swój cień. Martwi nie mieli cienia. Nałożyła na koszulę szlafrok i prędko wybiegła na zewnątrz, uznając, że wołanie ducha po imieniu spłoszyłoby go. Senność minęła jak ręką ujął, za to wzrósł poziom adrenaliny. Pokonała drogę i szybko znalazła się po przeciwnej stronie.

– Matthew? – zaczęła, oddychając szybko. Kędzierzawy chłopak skierował na nią oczy i cofnął się. – Spokojnie. Jak tu trafiłeś? – spytała łagodnie.

Nastolatek zamrugał.

– Ty jesteś tą rudą z boiska – zauważył, przeciągając sylaby. – Dlaczego nikt oprócz ciebie mnie nie widzi? Nie r-rozumiem tego, boję się. – Kąciki jego ust opadły ku dołowi, jakby miał zaraz się rozpłakać.

– Wyjaśnię ci – odrzekła Meredith – jeśli zechcesz porozmawiać w moim domu. – Wskazała skinięciem odpowiedni budynek. Zapraszanie złych duchów mogło być katastrofalne w skutkach, lecz noc była bardzo chłodna, a Matthew był po prostu kolejną zagubioną, młodą duszą. Przystał na propozycję z wahaniem i poszedł ramię w ramię z medium.

– Mieszkasz z kimś?

– Sama. Mam gościa, ale śpi od dawna – powiedziała, unikając owijania w bawełnę. Poprosiła młodego mężczyznę, by usiadł na kanapie w pokoju dziennym. Zapaliła stojącą nieopodal lampę, za pomocą sznurka przyciemniając światło.

Nigdy nie wiedziała, jak stosownie rozpocząć rozmowę. Pierwsze słowa wymyślała przez długie minuty, bo nie uważała za profesjonalne podawanie kawy na ławę i stosowanie szorstkich słów, chcąc jak najszybciej powiadomić zmarłych o ich punkcie położenia. Delikatność była drugim imieniem pani Dawn. Spojrzała na ponurą twarz chłopca i była pewna, że dowiedział się o swojej śmierci. Niejako.

– Pamiętasz? Moment wypadku. – Ułożyła się wygodniej, opierając ramię na wezgłowiu mebla wypoczynkowego. – Czy w ogóle pamiętasz ostatnią rzecz przed… odpłynięciem?

Chłopak popadł w głęboką zadumę.

– Tak… – Przytknął palce do skroni i przymknął oczy. – Zaczynam widzieć to tak, jakbym znowu się tam znalazł. Działasz na mnie dziwnie.

– Opowiedz o tym. – Meredith poruszyła się niespokojnie.

– Hm… Jest chyba piąta nad ranem. Siedzę z tyłu po lewej stronie, obok Roger, z przodu David. Słyszę bardzo głośną muzykę. Dopijam resztki piwa, ale jestem zmęczony i chciałbym być już w domu.

– Kto prowadzi?

– Mike… szesnastoletni, pieprzony gówniarz. Ma prawo jazdy dopiero od dwóch miesięcy. Szosa pusta, a on podkręca tempo, bo czuje się odważnie. Zawsze pociągało go niebezpieczeństwo i sporty ekstremalne, teraz wyżywa się na samochodzie. Wzięliśmy go tylko dlatego, że nie pije. W kabinie jest okropnie duszno. Mike puszcza zajączki, no wiesz, długie światła. I zjeżdża na środek drogi… Wyciągam z kieszeni telefon – przez śniadą twarz chłopca przebiega uśmiech – napisała Jeannie. Chcę jej odpisać, ale… – Zmarszczył nos i ucichł. Po chwili upadł na podłogę i usilnie próbował wciągnąć powietrze do płuc. Z jego ust wytrysnął strumień ciemnej, gęstej krwi. Meredith rzuciła się na pomoc.

– Matthew, pozwól temu odejść. To tylko wspomnienia – powiedziała stanowczo, choć wiedziała, że niewiele może zdziałać. Na szczęście duch zdołał wykonać jej polecenie. Uspokoił się i wolno rozchylił powieki. Szkarłatna posoka zmieszała się ze starymi śladami na jego koszulce.

– Nie żyję, prawda? – zapytał markotnie. – Myślałem, że po tej ostatecznej godzinie to koniec i nie ma niczego. Żadnych uczuć, świata żywych i tak dalej.

– A co czujesz? – podchwyciła półszeptem Meredith.

– Gniew i rozpacz. Jeannie była w moim pokoju i beczała żałośnie, tuląc twarz do ubrań, które ostatnio nosiłem. Byłem niedobrym dzieciakiem, a rodziców i braci wprost pożerał smutek… Cody, mój psiak. Już nie ucieszy się na mój widok – wypluwał jedno zdanie za drugim. – Boże, ja tak bardzo chcę żyć! Tyle zobaczyć, tyle zwiedzić, powiedzieć, zrobić… Powiedz, że możesz odwrócić czas. – Ukląkł przy rudowłosej, splatając dłonie w modlitewnym geście. Z ogromnym trudem pokręciła głową.

– Gdyby ludzie to potrafili, ratowaliby każde istnienie, aż w końcu zapomnieliby o własnym – wyjaśniła. – Jestem tu, żeby pomóc ci… przejść na drugą stronę i odnaleźć spokój.

– Niby jak? – prychnął zawiedziony, powracając na sofę. Meredith wierzyła, że nie był doskonałym nastolatkiem. Biła od niego arogancja oraz pycha.

– Pozwolę ci godnie opuścić ziemię. Musisz rozwiązać bieżące sprawy albo przekazać przeze mnie wiadomość. – Zielone tęczówki Matthew rozbłysły. – Oczywiście będzie to polegać na wspólnej rozmowie z twoimi bliskimi.

Nastolatek przygryzł dolną wargę i skrzyżował ręce na piersi.

– W sumie… przeprosiłbym za bycie dupkiem. No i… Jeannie powinna wiedzieć o paru rzeczach. Ale to nie oznacza, że się pogodziłem z tym wszystkim! – zawołał donośnie, zataczając rękoma okręgi. – Zawsze chciałem decydować o swoim życiu, a tymczasem siedzę w jakimś staromodnym salonie z wizerunkiem kota na ścianie i jestem kompletnie zależny od ciebie – obrzucił rudowłosą niechętnym spojrzeniem.

Ujęła się za mostek, regulując oddech.

– Przepraszam – bąknął Matthew. – Przepraszam…

– W porządku – odparła. – Skoro się pojawiłeś, zrobię co w mojej mocy, żebyś odszedł szczęśliwy – uśmiechnęła się.

Chłopak zapatrzył się gdzieś w dal.

– Jest jeszcze za wcześnie, aby do nich iść – zerknął przelotnie na właścicielkę domu – mama bywa nerwowa, a tato ma słabe serce. Ale Jeannie wierzy w pierdoły o duchach.

– Widzisz? Wcale nie jesteś zły, bo troszczysz się o rodzinę – zauważyła Meredith w nagłym przypływie dobroci.

– Są najważniejsi – przyznał ze skrępowaniem dziewiętnastolatek. – Muszę przemyśleć trochę spraw w samotności. Do zobaczenia, proszę pani. – To wyrzekłszy zniknął, a żarówka pękła z trzaskiem. Pokój zalała ciemność.

*

O późnym poranku przebudził się Rick. Obcy sufit i potężny ból głowy wydały mu się zaskakujące. Obrócił twarz i zobaczył na stoliku obok szklankę wody i białą, sporych rozmiarów tabletkę z wytłoczonym wyrazem „aspiryn”. Westchnął i bez większego zastanowienia popił lek. Usiadł, po czym opuścił stopy. Miał wrażenie, że jego ciało to spęczniała gąbka, którą należy wycisnąć i zostawić do osuszenia. Włożył wiele wysiłku, by wstać i utrzymać fason. Krótki spacer po pomieszczeniu pozwolił mu na rozbudzenie i rozpoznanie kątów Meredith, a wspomnienia z minionego wieczora szczątkowo wracały… Co on sobie myślał, upijając się pod jej domem?! Karcił się w duchu, wyjątkowo niezadowolony ze swoich głupich działań. Naraził się na niebezpieczeństwo, a Mer na szkody materialne i psychiczne.

Bał się konfrontacji z byłą partnerką, jednak już w połowie schodów usłyszał jej wesołe nucenie oraz poczuł zapach smażonego jedzenia. Żołądek wysłał mu sprzeczne sygnały: głód i osłabienie. Ten pierwszy zdecydowanie wygrał, kiedy Rick ujrzał Meredith układającą na talerzach upieczony, tostowy chleb, a obok jajecznicę ze szczypiorkiem.

– Dzień dobry – zaćwierkała, choć uwadze mężczyzny nie uszły głębokie cienie pod jej oczami. – Śniadanie gotowe. Twoje ciuchy suszą się na ogródku, piękna pogoda. Wziąłeś pastylkę?

Wcisnął dłonie pod pachy, przybliżając się do stołu.

– Mer…

– Siadaj, bo wystygnie. – Odsunęła krzesło, zachęcając Ricka. Ten nie poznawał w sztucznie wesołej kobiecie Meredith. Upił łyk gorącej herbaty, nie spuszczając z niej wzroku. I nagle w lot zrozumiał, że i ona nie pożądała rozmowy o wczorajszym incydencie.

– Wyglądasz na niewyspaną – zauważył, smarując chlebek masłem.

– E tam. – Wzruszyła ramionami. – Miałam w nocy przeboje z małoletnim duchem.

– O? – Rick uniósł pytająco brwi.

Meredith opowiedziała mu nie tylko o Matthew, ale również o aktach, jakie przeglądała późną porą.

– Codziennie spraw przybywa i raczej nie będę do twojej dyspozycji, ale nie chcę, żebyś działała całkowicie sama. Najpierw się upewniaj, jeśli trafisz na dobry trop – pouczył detektyw. Pani Dawn zgodziła się ze stróżem prawa. Później między nimi zaległa niezręczna cisza.

– Wczoraj powiedziałem za dużo – rzekł przepraszająco Rick.

– Nie, byłeś po prostu szczery – zaoponowała Mer, rzucając mężczyźnie twarde spojrzenie. – Chcę, żebyś wiedział, że nadal potrzebuję wolnej przestrzeni. Uszanuj to, proszę – wyszeptała.

– Wiem. Potrafię być cierpliwy – uśmiechnął się, delikatnie dotykając dłoni kobiety. Nie odsunęła się, chłonąc znajome, przytulne ciepło skóry Ricka.

– W ramach podziękowania za gościnę możesz mnie podrzucić do kilku miejsc. Nad ranem wyszukałam w Internecie adres Jane, dziewczyny Matthew. Czuję, że spotkanie z nią znacznie pomogłoby chłopcu.

– Nie ma problemu – mruknął przyjaźnie Rick i zanurzył widelec w jajecznicy.

C.D.N.

_ _ _

33 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Ty mnie zadziwiasz <3

      Usuń
    2. Akurat tym razem pojawiłam się o odpowiedniej porze xDDD. Może jeszcze dziś napiszę komcia :).

      Usuń
    3. Przeczytałam ^^.
      Rozdział był dość smutny, ale... poruszający. Najpierw ten przygnębiony Rick, topiący smutki w alkoholu, a potem ten duch chłopaka... No, ale po kolei.
      Wciąż zastanawia mnie, w jaki sposób umarł Evan, ale to smutne, że ta tragedia rozłączyła Ricka i Mer. Rozumiem, że kobieta była bardzo nieszczęśliwa, ale nie musiała od razu odpychać od siebie bliskiej osoby, zwłaszcza, że to było ich wspólne dziecko, i mężczyzna na pewno też bardzo cierpiał, gdy to się stało. Szkoda, że ich relacje się popsuły, ale mimo wszystko wciąż liczę na to, że pod wpływem tych wszystkich spraw w końcu uporają się z problemami i do siebie wrócą. Dla kobiety musiało być nie za ciekawie oglądać dawnego ukochanego w rozsypce, ale podobało mi się to, jak mu pomogła i troskliwie się nim zajęła.
      Podobał mi się też fragment z duchem. Jakie to musiało być dziwne dla niego, gdy chciał wrócić do domu, a gdy wrócił, nikt go nie widział i nie mógł z nikim porozmawiać. Albo kiedy zobaczył swoje zdjęcie ze wstążeczką... I choć z początku pewnie nie dowierzał Meredith i nie chciał z nią rozmawiać, w końcu sam się u niej pojawił. Wgl cała ta sytuacja przypomina mi jakiś film, z tym duchem, którego nikt nie widzi i który nie zdaje sobie sprawy, że jest martwy, tylko nie pamiętam tytułu.
      W każdym razie... Kobieta ma dużo cierpliwości, ale na pewno już nieraz obcowała z zagubionymi duszami i potrafi zdawać sobie sprawę z tego, że to i dla nich jest trudne, i jednocześnie stara się im pomóc. Chłopakowi na pewno jest ciężko z myślą, że odszedł i nie może powrócić do dawnego życia, ale skoro nadal myśli o bliskich i chce jakoś ich pocieszyć, to znaczy, że nie jest taki całkiem zły, a po prostu... pogubiony, i jednocześnie właśnie te nierozwiązane sprawy wciąż trzymają jego duszę na obrzeżach świata żywych.
      Jestem ciekawa ciągu dalszego, jak to się rozwiąże. Bardzo podoba mi się ta sprawa, mimo, że nie jest kryminalna, jak pierwsza. Ale bardzo podobają mi się te klimaty, twoje opisy i w ogóle, pomysł. Tak, historie o duchach to bardzo trafiony pomysł na opowiadanie. Choć wiesz, jak rzadko sięgam po coś, co nie jest ff HP, to jednak uwielbiam historie w twoim wykonaniu i cieszę się, że tu piszesz, szkoda, że rzadko, ale sam fakt. Naprawdę podziwiam, że umiałaś stworzyć taką historię. Ja swoje opowiadanie kryminalne totalnie skopałam, z kolei przy jedynym autorskim wymiękłam praktycznie od razu. To nie dla mnie...
      Czekam na next i zapraszam do siebie :*.
      Twoja Grant.
      ps. Dzięki za zaproszenie do znajomych na lubimyczytać.

      Usuń
    4. Dziękuję za opinię :) Ja generalnie nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, chyba naniosę jakieś nieznaczne poprawki przy poprawianiu całości. Chciałam zamknąć ten przypadek w dwóch postach, ale nagle stwierdziłam, że się nie wyrobię i jak zwykle przeciągnę sprawę na jeszcze jeden post. Masz rację, Meredith nie postąpiła słusznie, odsuwając od siebie Ricka. Mężczyzna również bardzo przeżył śmierć dziecka i był załamany decyzją Mer o rozstaniu. I mimo to nie przestał jej kochać, i nadal ma nadzieję, że kiedyś znów będą razem. Matthew był przekonany, że żyje, ale kiedy zaczęło dziać się z nim coś dziwnego, zdał sobie sprawę, iż pomocy może szukać jedynie u Meredith, z którą widział się na boisku szkolnym. To przykra sytuacja, w końcu był młodym chłopakiem, a teraz jest duchem i czeka go szok w następnym poście. Meredith będzie się musiała nagimnastykować, aby sprowadzić go na dobrą ścieżkę. Mer trzyma nerwy na wodzy, bardzo pragnie pomagać duchom, mimo że niekiedy ma chęć odcięcia się od tego daru. Autorskie opowiadania są świetne, bo ma się duże pole do popisu. Całuję, Twoja Shy <3

      Usuń
    5. No ale to w sumie fajnie, że wyjdzie więcej odcinków ^^. Jestem bardzo ciekawa, jak to się skończy, bo ta sytuacja z duchem jest dość niepokojąca z tego względu, że chłopak może być bardzo sfrustrowany tym, że tak młodo odszedł, i może nie być łatwo go spokojnie przeprawić na drugą stronę. No i pewnie spotkanie z rodziną też będzie bardzo stresujące.
      Dla mnie pisanie autorskiego opowiadania było niesłychanie męczące, dlatego przetrwałam tylko 3 rozdziały. Nie czułam żadnego pola do popisu, niestety. Zresztą nienawidzę robić researchu, a niestety do autorskich trzeba... Więc piszę ff, bo do nich nie muszę tego robić ^^.

      Usuń
    6. Ja akurat w autorskich opowiadaniach lubię wszystko, nawet te reseache, które czasem się rozwlekają na długie godziny. Pamiętam, że do Szeptów przed pisaniem każdego niemal rozdziału sprawdzałam coś w googlach. Tutaj również występuje potrzeba tego typu pracy, zwłaszcza o samym mieście Chicago. Co do Matthew - rzeczywiście był bardzo nieszczęśliwy i niepogodzony z własną śmiercią. Był młody, chciał żyć i nie opuszczać rodziny ani Jeannie.

      Usuń
  2. No i nareszcie udało mi się mieć przyzwoitą miejscówkę u ciebie :D ^^ Zaraz dodam komcia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało osób wpada, więc masz szczęście :) Czekam na opinię ;*

      Usuń
    2. Naprawdę podziwiam Meredith za to, że zaopiekowała się Rickiem, mnie pewnie nie było na to stać, zwłaszcza iż mam uraz do alkoholu i papierosów (mam w rodzinie nałogowych palaczy, więc jak się wszyscy zjadą np. na święta to zapachy są wręcz z najwyższej półki -,-) wszyscy mi się dziwią, ale przyrzekłam sobie że nigdy nie tknę tego świństwa i podziwiam ludzi, którzy trzymają się takich postanowień. Biedny Rick (I'm Crying :(), w sumie nie dziwię mu się, że zatapiał swoje smutki w alkoholu, musiał naprawdę przeżyć śmierć Evana i rozstanie z Mer, choć nie okazuje tego na co dzień i stara się być twardy, jak każdy facet i jak każdy facet, nie ma za grosz taktu -,- Pewnie się z tym kryje, ale myślę że nadal zależy mu na Meredith i pragnie jej szczęścia, jednak mimo wszystko powinien się przeboleć i powiedzieć jej prawdę w normalny sposób. Bo przecież Mer również za nim tęskni i potrzebuje jego bliskości.
      Matthew jako duch też ma nieciekawe życie, wrócił do domu, z myślą, że matka będzie się na niego gniewać, a tu, nie dość, że nikt nie zwraca na niego uwagi, to jeszcze dowiaduje się o własnej śmierci, widać, że chłopak nadal nie może się do tego przyzwyczaić, ale w sumie, kto chciałby znaleźć się na jego miejscu?
      Podziwiam matkę chłopaka za to, że pozwoliła Jeannie zostać u siebie , niemniej jednak, dziewczyna też cierpi po stracie ukochanego i chce zostawić przeszłość za sobą, choć niewątpliwie będzie to dla niej trudne, w ogóle ciekawi mnie ich historia oraz jak wyglądało życie Matthewa i dlaczego właściwie umarł ^^
      Ciekawi mnie również wcześniejszy związek Mer i Ricka i liczę na kilka fragmentów dotyczących ich przeszłości ^^
      Mam nadzieję, że wkrótce nas oświecisz i nie każesz czekać zbyt długo na następny odcinek ^^
      PS: czy u Ciebie wszystko gra z kodami CSS? Bo wygląda na to, że tylko ja mam z nimi problemy, bo widzisz, od dłuższego czasu w ogóle nie chcą mi działać kody na kolumny boczne i niektóre dodatki, sama nie wiem co mam robić, a próbowałam już chyba wszystkiego :(
      Pozdrawiam;*

      Usuń
    3. Nie ma to jak odpisywać po czterech miesiącach. Wstyd. Być może coś jest u Ciebie pochrzanione w CSS, radziłabym wymienić cały szablon, zaczynając od nowa zmianę tego podstawowego.
      Meredith czuła się w pewien sposób zobowiązana do opieki na Rickiem, bo to niejako przez nią był załamany i samotny od dłuższego czasu. Natomiast kwestia alkoholu to jednorazowa sytuacja, Rick więcej nie pozwoli sobie na takie zachowanie i wyrzuci cały alkohol. A palić chyba nie pali, Meredith za to paliła w młodzieńczych, buntowniczych latach. Rick może poprzez to upojenie miał nadzieję, że Mer przyjmie go z powrotem i będą razem długo i szczęśliwie. Ale przed nimi jeszcze długa droga. Pewnie koniec końców i tak ich połączę, zobaczymy.
      Matthew w paskudny sposób dowiedział się o własnej śmierci. Nie dość, że nie odszedł za most dusz, to jeszcze utkwił na ziemi. I wszystko bardzo dobrze czuje oraz pamięta.

      Usuń
  3. Tak czułam, że drugi przypadek nie zakończy się na dwóch częściach. Za każdym razem kiedy tu przybywam i czytam kolejne opublikowane dzieło, delektuje się smakiem słów. Podziwiam dialogi w twoim wydaniu. Niby są takie naturalne, nie pochodzące od robotów. A mimo to nie zawierają zbyt wielu pospolitych słów. Opisy jak zawsze wyszły Ci zachwycająco.
    Widać, że Mer tęskni za ukochanym, jednak czeka na odpowiedni moment. Czekam tylko kiedy ta dwójka się do siebie zbliży. Zauważyłam, że Mer nie przepada za alkoholem, ale za miast być zła, jak zwykle jest miła i sympatyczna. Cała ona. Czekam tylko kiedy wybuchnie, okaże złość. Ale to chyba nie u niej.
    Wiedziałam! Wiedziałam, że Matthew nie jest zły. Jak każdy jest zbuntowany, ale sądzę że uda się go jeszcze naprawić. Zastanawia mnie jak przebiegnie rozmowa między jego ukochaną, a panią Dawn.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał się zakończyć na dwóch częściach, ale wszystko mi się za bardzo rozwlekło i ostatecznie trzecia część wyszła najdłuższa. Myślę, że dialogi, o ile wychodzą mi dość naturalnie, to naprawdę zawierają w sobie dużo słów, których normalnie się nie używa podczas luźnych rozmów. Nie sądzę jednak, że to źle, bo przecież opowiadanie musi trzymać pewien merytoryczny poziom. Ale dziękuję za pochwałę.
      Mer jeszcze nie czeka na właściwy moment, ba, sama nie wie, czego chce. Jej życie znów się obraca jak karuzela. Rick zszedł na drugi plan i obecnie Mer nie myśli, by do niego wracać i układać z nim życie. Zresztą, mieli poukładane, ale Evan umarł i domek z kart się posypał.

      Usuń
  4. Przeczytałam już wczoraj, ale było już późno, więc jestem dzisiaj:)

    Jak dla mnie rozdział był zbyt krótki... albo tak go wchłonęłam, że zdawał mi się, że był krótki.

    A tak sądziłam, że nie tak prędko połączysz ich razem i coś tak wymyślisz, żeby do tego pocałunku nie doszło. Ale Rick bardzo piękne słowa powiedział, pijany zawsze prawdę powie, więc przynajmniej wiemy, że on bardzo chce wrócić do Mer. Kobieta najwidoczniej jeszcze chce się wstrzymać i przemyśleć to wszystko na spokojnie.

    Podobał mi się ten fragment z duchem, bardzo fajnie to opisałaś jego oczami. Zastanawiam się nad tym psem... myślałam, że jakoś zareaguje, bo ponoć zwierzęta wyczuwają coś takiego... nie powiem, był kiedyś taki odcinek na Zaklinaczce, jak żywy pies bawił się z martwym psem :P

    Widać, że wreszcie chłopak wie, że jest duchem... i to tego duchem o negatywnych wibracjach, a to źle wróży... choć jak Mer wyznała, Mattowi zależy na rodzinie. Jestem ciekawa już rozmowy z dziewczyną Matta :)

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta część faktycznie była krótka w porównaniu z częścią trzecią. Cieszę się, że szybko ją pochłonęłaś, widocznie był taki ciekawy, he he. Do pocałunku Mer i Ricka jeszcze długo może nie dojść, potrzymam Was w lekkiej niepewności i oczekiwaniu. Jeszcze trochę. Rick postawił na szczerość, bo samotność rozdzierała go od środka.
      Pies wyczuwał jedynie energię i to raczej złą, bo wtedy Matthew był przepełniony gniewem. Zresztą Matt nie był przywiązany akurat do tego pieska, który był młody i dość głupiutki jeszcze. Dlatego zwierzę uciekło z piskiem.
      Meredith z pewnością naprostuje nastolatka i mu pomoże.

      Usuń
  5. Ooo, jak się cieszę, ze podczas mojej nieobecności nie dodałaś nowego rozdziału, bo, stwierdzam to z przykrością, ale leń ze mnie i lubię być na bieżąco.

    Najpierw jednak pochwalę szablon, bo jest śliczny, ale przyznam, że poprzedni bardziej mi się spodobał. Tamten miał w sobie coś takiego... magicznego. Wiem, strasznie oklepane, ale naprawdę tak było.

    Co do rozdziału... Matt od początku wydał mi się podejrzany. To znaczy w tym rozdziale nie pokazał tego tak bardzo jak w tym uprzednim, jednak pomimo to... Czuję, że będą z nim kłopoty. Jestem ciekawa, dlaczego opisałaś akurat przypadek zaginięcia tamtych ludzi. Wiem, prawdopodobnie to nic nie znaczy, ale przez te wszystkie seriale kryminalne zaczynam we wszystkim doszukiwać się ukrytych znaczeń. Może będą mieli z nim coś wspólnego? Byłoby ciekawie. Wzruszył mnie to nagłe wejście smoka Ricka. Współczuję im. Stracenie dziecka boli na pewno bardziej niż stracenie psa (opłakiwałam go miesiąc, a następny spędziłam na dochodzeniu do siebie), jednak nie wyobrażam sobie przechodzić przez to samotnie. Tak naprawdę nie dziwię się, że ich związek nie przetrwał. Na miejscu Mer Rick przypominałby mi utraconego synka, przez co nie mogłabym na niego patrzeć. Mimo to liczę, że jednak coś ich połączy. Wzruszyłam się, gdy zaopiekowała nim się niczym mama gotowa na wezwanie (wiem, o czym mówię). To było strasznie słodkie.

    A Matthew współczuję z całego serca. Dowiedzenie się o swojej śmierci w ten sposób... To było coś okropnego i nie mogę pojąć, jak bardzo to musiało boleć.

    Czekam na nowy, pozdrawiam, Wellesie

    ksiezycowa-przeszlosc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety sama lubię być na bieżąco i nadrabianie zaległości zawsze jest dla mnie drogą przez mękę albo nawet piekło. Cieszę się, że wpadłaś! Co do szablonów - ten obecny z nagłówkiem u góry podoba mi się najbardziej i jestem pewna, że posiedzi na blogu długi czas. Wreszcie wygląda dobrze i na monitorze komputera, i na laptopie. Tamta czerń była zbyt szara.
      Matthew wydawał się każdemu problematyczny, ale okaże się, że to chłopak rozumny i dobry, i przyjmie pomoc od Meredith. Natomiast przypadek zaginięcia tego małżeństwa będzie w osobnym rozdziale i będzie powiązany z sektami. Także na pewno któryś przypadek to będzie. I obie sprawy akurat nie są ze sobą powiązane w żaden sposób. Współczuję Ci straty psa :( Meredith i Rick rozstali się nie tylko przez śmierć malutkiego Evana, ale na wyjaśnienia nadejdzie jeszcze czas. A zaopiekowała się nim raczej jak przyjacielem, bo wiedziała, że jeśli go nie ugości w domu, to detektyw wsiądzie do auta i będzie mieć wypadek. Matthew czuł się okropnie z myślą, że stracił swoje życie.

      Usuń
  6. Początkowa scena - świetna. Dostarcza czytelnikowi wielu emocji. Miałam przez chwilę nadzieję, że Meredith porozmawia z Rickiem i wszystko sobie wyjaśnią. Może nawet wrócą do siebie i będą się wspierać w tych trudnych momentach. A tu coś takiego... szkoda, naprawdę szkoda. Nie dziwię się, że Rick się upił. To okropne, że w tamtej chwili mógłby świętować pierwsze urodziny swojego dziecka. Ta śmieć wiele zmieniła zarówno w jego życiu, jak i w życiu Meredith. Dziwię się, że oboje zdołali jakoś pozbierać się po takiej tragedii. Ciekawi mnie ponadto, co się stało z tym chłopczykiem.
    Ten rozdział w ogóle był przepełniony uczuciami. Oglądanie własnego pogrzebu z pewnością było czymś okropnym dla Matthew. Ta rozpaczliwa chęć nawiązania kontaktu z kimś bliskim, bezradność... widać, że chłopak był przerażony i nie wiedział, co się dzieje. Wiadomość o własnej śmierci spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Wierzę, że Mer jakoś mu pomoże i Matt będzie miał okazję wszystko wyjaśnić swoim bliskim.
    Rozdział jak dla mnie był naprawdę wzruszający. Uwielbiam podobne notki, pełne emocji. Czekam na dalszy ciągi i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię ;* Meredith powinna porozmawiać z Rickiem, niestety znów zamknęła się w sobie i nie potrafiła się przed nim otworzyć. Zresztą detektyw był pod wpływem procentów, więc stwierdziła, że nie ma sensu na szczere wyznania. Poza tym ona sama obecnie nie wie, czego chce od życia. Śmierć Evana zaburzyła jej cały spokój ducha i obecnie nie mogłaby powiedzieć, że czuje się spełnioną kobietą. Trochę jej z tego powodu momentami odwala... Pozbierać pozbierali się. Nie ukrywajmy, czas naprawdę leczy rany.
      Matthew również nie miał lekko. Skończył dopiero dziewiętnaście lat i chciał żyć, układać przyszłość i być przede wszystkim z Jeannie. Nie spodziewał się, że wracając z koncertu, straci życie. Nikt się nie spodziewa, jeśli chodzi o wypadki...

      Usuń
  7. Pół godziny zbieram się do napisania tego komentarza i muszę przyznać, że kiepsko mi to wychodzi :)

    Meredith zaskakuje mnie swoją siłą. Straciła synka, załamała się psychicznie, porzuciła mężczyznę, którego kochała, a do tego zmaga się z tym, że widzi zmarłych ludzi i powinna im pomagać przejść na drugą stronę. Ona jest niewyobrażalnie twardą kobietą. Tyle przeszła, a nadal się trzyma i ma jeszcze siłę, aby pomóc swojemu byłemu narzeczonemu i zająć się sprawą M. A co z jej normalnym życiem? Pracą? Rodziną? To się tutaj w ogóle nie pojawia.

    Cały czas zastanawia mnie, kiedy oni będą razem. Wiem, że to jest oklepana myśl, a jednak. To już przypadek 2.2, a oni są skupieni na pracy i mają żal do siebie.
    Nie rozumiem jak Meredith chciała opłakiwać śmierć swojego synka w samotności. Nie chciała mieć nikogo przy sobie? Na przykład mężczyzny, który by ją wspierał? Tylko tego w jej charakterze nie potrafię zrozumieć.

    Co się stanie z Matthew? Coś mi się wydaje, że nie pojawia się on bez żadnego powodu, a planujesz dla niego coś więcej. Chyba że jest on przelotną postacią.

    Czekam z niecierpliwością na rozdział kolejny .

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, Meredith miała i ma ciężki żywot. Niby ma pracę, dom, rodzinę, ale swoje przeszła, a do tego dochodzi to brzemię związane z darem widzenia duchów, które przyciąga do siebie jak magnes i czuje się zobowiązana do pomagania im. Wątki obyczajowe raczej zepchnęłam na ciąg dalszy, ale wkrótce na pewno poznamy rodzinę Meredith i szczegóły związane z jej pracą bibliotekarki. Na "bycie razem" niestety musisz jeszcze poczekać. Przed głównymi bohaterami długa droga, a w życiu każdego z nich pojawią się jeszcze inne osoby, z którymi mogliby stworzyć zdrowy związek. Meredith po prostu taka jest, uważa, że swój krzyż musi nieść sama aż do mety :) Matthew... mam coś dla niego w planach, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

      Usuń
  8. Ech, bardzo żałuję, że nie publikujesz tutaj rozdziałów częściej, bo naprawdę podziwiam i uwielbiam Twój styl i z przyjemnością czytałabym tutaj rozdziały zacznie częściej :) Mam więc wielką nadzieję, że niedługo po Twoim wyjeździe zawita tutaj kolejna część tego przypadku.
    Jeśli chodzi o tę część, jak zwykle była świetna, przepełniona emocjami. Widać, że Rick wciąż kocha Meredith, tęskni za nią i che, aby znowu byli razem. Zresztą kobiecie on również nie pozostaje obojętny, więc oby wkrótce zdecydowała się na ponowne bycie z nim. Jego pijackie wyznanie było szczere i naprawdę urocze. Później Mer się nim zajęła, co mówi o niej wiele dobrego, bo pewnie wiele kobiet na jej miejscu po prostu by się wściekło na Ricka za to, że się upił i zostawiłoby go samego sobie albo pomogło z wielką łaską, robiąc nad ranem wielką aferę.
    Sprawa Matthewa robi się coraz bardziej intrygująca, najbardziej ciekawi mnie ta jego mroczna strona, a zwłaszcza co by się stało, gdyby przejęła nad nim kontrolę? Nie wyobrażam sobie nawet, co musiał czuć, gdy we własnym domu nikt go nie dostrzegał i uświadomił sobie, co tak naprawdę mu się stało. Miał jeszcze całe życie przed sobą, a jedna chwila wszystko to przekreśliła.
    Życzę weny i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Twoje życzenie się wkrótce spełni i będę publikować na Rozmowy w tygodniowych przerwach. Sama chciałabym pchnąć to opowiadanie wreszcie do przodu i naprawdę nim pożyć.
      Meredith nie wie, co czuje do Ricka, ale na pewno tęskni za mężczyzną. Do tego oczywiście by się sama z siebie nie przyznała, bo jej dusza potrzebuje jeszcze odpoczynku od tego związku. Jednocześnie Mer sobie zdaje sprawę z tego, że Rick nie będzie czekać na nią wiecznie. Rick był zdesperowany i popełnił głupotę, ale teraz będzie mieć czyste sumienie. Wyznał Meredith, że czuje się samotny i to go zżera od środka.
      Matthew jeszcze nie stanie się złym duchem. Meredith będzie mieć do czynienia z takowymi, ale dla nich już nie będzie szansy na przedostanie się na drugą stronę, wyjaśnię, dlaczego. Dziękuję za opinię ;*

      Usuń
  9. Świetny rozdział ;) Choć trochę smutny, ale mam nadzieję, że w następnym pojawi się więcej szczęścia.
    Czy mogłabyś mnie informować o nowych postach na moim blogu http://fayernight.blogspot.com/ ? Bardzo zależy mi na tym by nie przegapić następnego rozdziału.

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Postaram się do Ciebie zajrzeć po ogarnięciu czytanych blogów i swoich opowiadań :)

      Usuń
  10. Rozdział czytałam cho cho temu, a dopiero teraz zebrałam się na komentarz. Bardzo za to przepraszam, ja i komputer ostatnio nie lubimy ze sobą spędzać czasu ^^ Ta część była o wiele spokojniejsza od poprzednich i bardzo mi się podobała. Cieszę się, że otwierasz nas na sprawy Ricka i Mer. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się czy on nadal coś do niej czuje. Dlatego uradowałam się, kiedy przyszedł i pokazał swoje wnętrze. Po pijaku, to prawda, ale wtedy do głosu zazwyczaj dochodzi prawda :)
    Duch tego nastolatka póki co mnie nie przeraża, chociaż wiem, że może przekształcić się w coś złego. Żal mi natomiast jego rodziny. Widać, że wszyscy cierpią, a jednocześnie wydają mi się tacy pańscy, jakby każde słowo ważyli w usta. Nie wliczam w to dziewczyny zmarłego. Mylę się? No nie wiem.
    W każdym razie czekam na kolejny rozdział i przepraszam za opieszałość :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi, sama często robię długie przerwy od blogów, a później powracam i nie wiem, za co się zabrać. Cieszę się, że wpadłaś i przeczytałaś notkę. Sprawy typowo obyczajowe raczej omijam, ale muszą jednak być, aby całe opowiadanie miało choć odrobinę autentyczności. Zresztą Meredith i Rick to nie cyborgi, życie osobiste posiadają. Jego wyznanie wzbudziło falę odzewu od Was. Cieszy mnie to! To zdecydowanie jedna z moich ulubionych scen tutaj.
      O rodzinie Matthew nie będę pisać, natomiast na pierwszy plan wysunie się Jeannie i brat chłopaka. Sam Matt ma szansę na przyjęcie pomocy Mer i odejście.

      Usuń
  11. W końcu złapałam chęć za czytanie opowiadań :).
    Relacja Rick-Mer staje się co raz bardziej, hm, jaśniejsza, że tak powiem. Dobrze, że Rick powiedział, co czuje - potrzebuje jej samej, ciężko mu. Wiem, że i Mer jest ciężko - straciła dziecko, ale musi też pamiętać, że kiedyś tworzyli rodzinę, a miłość na pewno nie wygasła między nimi. Szkoda tylko, że Rick przy tym się upił, bo a nuż mogli się pocałować : p.

    Przypadek z Matthew wydaje się ciekawy. Chłopak nie jest zbyt ufny, no i nie wie, co ma sądzić o tym wszystkim. Biedna jego rodzina. :( Smutno mi się zrobiło, gdy jego matka i Jane wybuchnęły płaczem, okropne stracić dziecko i najbliższą osobę.

    Czekam na nowość, a wiem, że długo czekać nie muszę ;)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że sama już nie będziesz mieć opowiadań. Bardzo tęskni mi się za Twoimi świetnymi kryminałami. Ach...
      Może to jednak dobrze, że Rick się napił, bo bez wpływu procentów Meredith raczej by się nad mężczyzną nie litowała i szybko pogoniłaby go sprzed swojego domu. A tak spędzili chociaż ze sobą noc - w jednym domu, ma się rozumieć.
      Niestety strata bliskiej osoby, dziecka, bardzo boli. Meredith na pewno rozumiała jego matkę, a sam Matt przypominał jej z urody malutkiego Evana. Biedni oni wszyscy :(

      Usuń
  12. Szkoda mi Ricka, nie wiem nawet czy nie bardziej niż Meredith. Najbardziej jednak smutno mi z powodu Matta i Jane. Nie wyobrażam sobie bólu jaki musi przeżywać dziewczyna. Nie jest łatwo pozbierać się po utracie ukochanej osoby, a co dopiero tak młodej. Umierać w wieku 19 lat - wielka tragedia. Całe życie przed nim było... Przed nimi. Sądzę, że tworzyli udaną parę.
    Ciekawi mnie jak zareagują rodzice chłopaka. Pewnie będzie im ciężko. Stracili syna, a teraz jakaś babeczka mówi im, że jest medium i widzi ich dziecko. Ja bym ześwirowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat nie pisałam sceny o rodzicach chłopaka. Sam Matthew powiedział, że jego ojciec ma chore serce i nie zniesie więcej, a matka nie byłaby gotowa. Ale Jeannie... Ona wiedziała, że istnieje coś więcej, coś mistycznego. Dlatego to na niej się przede wszystkim skupiła. Jeszcze będzie coś o niej w kolejnym przypadku ;)

      Usuń
  13. A ja mam maleńkie pytanko, będziesz pisać kolejną, skandynawską historię? Bo pamiętam, że miałaś jakąś w planach po Szeptach. Ja się bardzo stęskniłam za tamtymi klimatami w twoim wydaniu, dlatego nie mogę się powstrzymać i pytam <3 :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planowałam i planuję, ale jeszcze nie wiem, kiedy :) Natomiast byłaby to dość krótka historia z akcją w Norwegii.

      Usuń

O blogu

Opisana tu historia (GŁÓWNE MOTYWY: DUCHY I MEDIUM!) jest
wytworem mojej rozhulanej wyobraźni. Wszystkie wydarzenia i bohaterowie
zostali wymyśleni. Przed rozpoczęciem czytania zapoznaj się z
odpowiednimi zakładkami. Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze.
Podkreślam, że szablon, tekst oraz belka są mojego autorstwa. Zabraniam
wycinania części grafiki i przerabiania na swoją!

Rozdziały będą publikowane dość rzadko, bo co trzy lub cztery tygodnie. Wszystko zależy od chęci i weny.

Ostrzegam
przed scenami drastycznymi i wzbudzającymi przerażenie. Czytasz na
własną odpowiedzialność, choć lekturę polecam osobom starszym.

Cytaty na nagłówku pochodzi z wiersza mojej ulubionej poetki, Haliny Poświatowskiej.