Mama
Pamiętam dokładnie
jeden sen z okresu dzieciństwa. Koszmar ten do dzisiaj daje o sobie znać. Już
nie gnębi i nie zatruwa, ale nadal powoduje nieznośny ból w klatce piersiowej.
Przez lata próbowałam wypchnąć z pamięci szereg tajemniczych obrazów, które
jakiś czas później przeszły do rzeczywistości, przemieniając się w stratę
dotkliwą oraz realną…
Miałam wtedy około sześciu lat i byłam jeszcze normalną dziewczynką. Nie rozstawałam
się z ulubioną lalą o imieniu Diana, nosiłam dżinsowe ogrodniczki i wraz z
koleżankami z podwórka prowadziłam lemoniadowy stragan, każde zarobione dolary
przeznaczając na słodycze.
Moim prawdziwym słońcem była mama.
Gdy myślę o niej teraz, jako niespełna
trzydziestoletnia kobieta z bagażem doświadczeń, widzę wysoką, szczupłą postać,
posiadającą nieobecny wzrok, wąskie ramiona i niezdrowo bladą cerę. Cała
reszta, a mieści się w niej kształt ust, wydatność kości policzkowych czy
długość rzęs, jest kompletnie rozmazana. Muszę spojrzeć na odpowiednie zdjęcie
matki, żeby przywołać niektóre szczegóły, na przykład kolor tęczówek albo dokładną
fakturę włosów. I dopiero wtedy zauważam kolejne detale, mniej znaczące, takie
jak delikatnie zadartą końcówkę nosa lub niesymetrycznie wyregulowane brwi. Po
odłożeniu fotografii świeżo zdobyty obraz znów ulega rozmyciu.
Nie ulega jednak wątpliwości fakt, że przed
dwudziestoma kilkoma laty kochałam ją. I nadal kocham, choć zupełnie innym
rodzajem miłości. Zawsze pozwalała mi na skrycie się w swoich troskliwych
objęciach, smażyła przepyszne naleśniki i sprawiała, że czułam się prawdziwie ważna. Te pojedyncze elementy, tworzące krótkie animacje wyblakłych
wspomnień, niejako niosą nadzieję i tęsknotę. Jedyny błąd, jaki popełniłam w
tym wszystkim, było przewidzenie śmierci mamy.
Właśnie z tym wiąże się sen, który darzę szczerą
nienawiścią. Z pewnością złe emocje tylko jątrzą rany, lecz pewnych wrażeń nie
da się wymazać z pamięci do końca życia.
Koszmar przepełniał mrok i gęsta atmosfera. Cząsteczki
rozgrzanego powietrza przylegały do mojego ciała; przez pewien moment
doznawałam duszności. Nic jednak nie wskazywało na nadchodzącą wizję, jakiej
miałam już wkrótce doświadczyć. Znajdowałam się w ciemnym, osnutym zmierzchem
lesie. Późnowieczorne niebo przeszło już w głęboką, atramentową barwę. Stałam u
wejścia na okrągłą polankę. Wysoką trawą kołysały powiewy ciepłego wiatru. Mama
trzymała mnie za rękę i razem podziwiałyśmy ozdabiające firmament gwiazdy.
Srebrne punkciki stanowiły najpiękniejszą dekorację strefy niebieskiej i marzyłam o schwytaniu jednego z nich, mimo że znajdowały się tysiące kilometrów
wyżej…
Nagle któraś z gwiazd zaczęła stawać się coraz większa,
jak gdyby na moje życzenie zechciała dotknąć ziemi. Spojrzałam nieśmiało na
stojącą obok mamę, ale nie dojrzałam jej twarzy w panujących wokół
ciemnościach. Tymczasem jasna kropeczka urosła do rozmiarów sporej i jaskrawej,
pulsującej plamy. Zaczęłam się niepokoić i zasłaniać oczy, bowiem światło
wydzielane przez nieznany obiekt było nieznośnie rażące. Wkrótce tajemnicza
jasność ogarnęła całą łąkę. Rozchyliłam powieki i ujrzałam coś w rodzaju płaskiego
statku kosmicznego. Wisiał nad polem, wolno wirując wokół własnej osi. Wkrótce
potem rozległ się przeciągły, niski dźwięk, który wywołał drżenie ziemi. Ze
środka dziwnego obiektu padła smuga oślepiającego blasku.
Mama puściła moją dłoń i zaczęła iść w
stronę jasności. Ja zostałam w cieniu, sparaliżowana strachem.
– Idę już, córeczko – powiedziała cicho, nie oglądając
się. Wyciągnęła ręce przed siebie, jakby pragnęła objąć tę przerażającą,
wszechogarniającą świetlistość. Ponownie przesłoniłam oczy, spoglądając przez
luki między palcami na unoszącą się w kierunku pojazdu pozaziemskiego mamę.
Kiedy znalazła się tuż przy otworze, zauważyłam chude, zielone szpony, wciągające
kobietę na pokład.
I później statek odleciał. Zostałam sama wśród mroków
wczesnej nocy, patrząc na olbrzymią gwiazdę, stopniowo ulegającą pomniejszeniu.
Kosmici porwali najważniejszą osobę małej, rudowłosej dziewczynki…
Nie pamiętam chwil tuż po przebudzeniu. Musiałam
krzyczeć lub płakać, ponieważ rodzice przybiegli do mojego pokoiku. Później
zasypiałam, leżąc na matczynych kolanach.
Czym była wtedy śmierć? Czymś niepojętym. Zbyt dużym,
jak na rozumowanie kilkuletniego człowieka. Być może pojmowałam, że to koniec,
że kiedy ktoś dokona żywota, nie można go zobaczyć ponownie żywym. Nic poza
tym. Tak czy owak, nosiłam w sobie silne przeczucie o niechybnym odejściu mamy.
A ona przytulała mnie, niezmiernie spokojna i
pocieszna, zupełnie nieświadoma, że za tydzień straci życie. Było to dnia
piętnastego sierpnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego roku. Nie
powiedziałam najbliższym o szczegółach proroczego snu. Dopiero kilka lat
później zrozumiałam, iż odlecenie wraz z obcymi przybyszami stanowiło pożegnanie
duszy.
Ponoć nie cierpiała podczas umierania, bo całość
tragicznego wydarzenia trwała kilka ulotnych sekund. Z pewnością nie zdołała
się nawet zastanowić, co dzieje się wokół. Została wplątana w kolizję dwóch
osobowych aut i potrącona przez jedno z nich. Zginęła na miejscu, uderzając
głową o ulicę…
Niestety my cierpieliśmy. Nieustannie zadawaliśmy Bogu pytanie,
dlaczego ktoś, kto pewnego razu wyjdzie z domu, może już nigdy do niego nie
powrócić. Dziś już wiem.
Nazywam się Meredith Dawn, mam dwadzieścia dziewięć lat
i pracuję w zawodzie bibliotekarki. Jestem także medium – osobą, która
kontaktuje się ze zmarłymi między innymi dzięki wizjom oraz snom. Jestem
magnesem, przyciągającym samotne, pogrążone w ciemnościach dusze. Ludzie
odchodzą, zostawiając mnóstwo nierozwiązanych spraw. Pomagam im odnaleźć przejście na drugą, lepszą stronę. Widuję ich dziesiątki, lecz nie każdemu potrafię pomóc,
zresztą nie każdy oczekuje pomocy. Istnieją również złe duchy, pragnące czynić chaos.
Mój dar ujawniał się powoli, lecz wszystko zaczęło się
od tamtego snu. Z początku uważałam za przekleństwo umiejętność komunikacji z
nieżyjącymi. Nikt nie chciał mi uwierzyć, więc uparcie milczałam. Aż do
momentu, kiedy ponownie zobaczyłam mamę. To ona ostatecznie namówiła mnie, abym
nie bała się nieść pomocy duszom pozostałym na ziemi.
Niestety praca ta wiąże się z wieloma wyzwaniami, ma
dobre i gorsze strony. Wyjaśnię każdy aspekt bycia medium. Opowiem o
najciekawszych i o najbardziej przerażających przypadkach, z jakimi się
zetknęłam. Opowiem także o wcześniejszych latach i o świadomości, o
przeznaczeniu, o zrządzeniach losu…
Chcę, abyście przeczytali moją historię, ale
pamiętajcie: wchodząc w mój świat nie ma już odwrotu. Zastanówcie się dobrze,
zanim podejmiecie decyzję.
Kobieta oderwała
dłonie od klawiatury i przebiegła wzrokiem po świeżo napisanym tekście,
rozmasowując przy tym nadgarstki. To, co stworzyła w przeciągu kilkunastu minut,
wydało jej się nagle straszne i niewiarygodne. Zupełnie jakby nie czytała o
własnych przeżyciach. Niebieskawa poświata ekranu dodawała Meredith powagi oraz
zmarszczek, w których czaiło się przygnębienie, a które znikały w świetle dnia.
Cicho wzdychając, zapisała dokument na dysku i wysłała go na pocztę
przyjaciółki – Savannah. To ona namówiła ją na stworzenie niesamowitej biografii, więc miała prawo przeczytać początek.
Nie minęły dwie
minuty, a w pokoju Meredith rozbrzmiał donośny dźwięk dzwonka, zagłuszając
spokojny szum komputera. Ujęła drżącą dłonią komórkę, wciskając czarny przycisk
z ikonką zielonej słuchawki.
– Halo?
– Hej, to ja. – W głośniku
rozległ się śmiech Sav. – Siedziałam jak na szpilkach, czekając na twoje
wypociny. Właśnie zauważyłam maila.
– Trochę się boję –
odpowiedziała niepewnie kobieta z burzą miedzianych loków. – Ciężko mi o tym pisać,
wiesz? W dodatku chyba przesadziłam z dobitną końcówką, a samo wspomnienie mamy
wydaje się… krótkie? Nieczułe?
– Mer, przestań
jęczeć! Obiecuję, że solidnie przyłożymy się do wszelkich poprawek. To ma być
twoja terapia, pamiętaj. Słuchaj… Henry! Ucisz psa, do jasnej cholery!
Przepraszam cię, ale słyszysz, co się tu dzieje. Muszę kończyć. Dzięki za ten
tekst. Buziaki, pa!
– Pa – wymruczała
Meredith. Nie musiała się rozłączać. Trzask słuchawki po drugiej stronie mówił
sam za siebie.
Otarła czoło i
opadła na łóżko. Była przede wszystkim zmęczona i wyzuta z sił witalnych. Savannah, mieszkająca na drugim końcu Stanów Zjednoczonych, nie mogła widzieć poszarzałej
twarzy koleżanki, panującego w jej domu nieładu oraz sterty pustych opakowań po
lekach uspakajających.
Meredith znów była
sama, otoczona dziesiątkami duchów, które żądały ingerencji medium w ich niezakończone epizody. Zamknęła oczy i
zatkała uszy pięściami, by choć przez moment nie
musieć słuchać żałosnych szeptów… Ostatnio przychodziły w coraz liczniejszych
grupach. Czasem się pokazywały, czasem wyczekiwały na dogodną chwilę, aby ujawnić twarz. Mimo to, Meredith doskonale zdawała sobie sprawę o obecności ogarniętych lękiem dusz.
Przyłożyła głowę do
poduszki i prędko zasnęła. Śniła tylko o matce. Znów kazała córce rzucić
tabletki i wziąć się w garść.
Jesteś im potrzebna. Zawsze będziesz…
Chicago, 15 kwietnia 2010
_ _ _
W taki oto sposób ruszam z opowiadaniem. Mam nadzieję, że prolog przypadnie wam do gustu, choć na razie Meredith wyszła na rozchwianą emocjonalnie. Uprzedzam, że to nie przez duchy, ale wszystko wyjaśnię w kolejnych postach. Pierwszy rozdział już się "pisze". Pozdrawiam czytelników i czekam na opinie!
PS Nie będę powiadamiać o nowościach. Zapraszam do "obserwowania" :)
PS Nie będę powiadamiać o nowościach. Zapraszam do "obserwowania" :)
Pierwsza! <3
OdpowiedzUsuńKto pierwszy ten lepszy ;D
UsuńWiesz, patrząc na Szepty, to w moim mniemaniu postawiłaś sobie wysoką poprzeczkę jeżeli chodzi o kolejne opowiadania. Szepty są naprawdę bardzo dobre i bałam się, że ten prolog może okazać się... hm, nie wiem, jak to ująć. Taki albo przypominający Szepty, albo w ogóle odstający od Twojego stylu.
UsuńJednak, gdy zaczęłam czytać pierwsze linijki, to zakochałam się.
Opis porwania matki przez kosmitów... takiej wizji śmierci jeszcze nie widziałam/ nie słyszałam. Bardzo mi się to spodobało, ponieważ jest oryginalne.
Bardzo wcześnie w Mer obudziły się moce medium. Biedna dziewczynka, musiała widzieć/wiedzieć, że jej ukochana mama umrze. I że nie może nic zrobić ani zaradzić :<. Biedna dziewczynka.
Podoba mi się to, że chcesz napisać opowiadanie w formie książki pisanej przez Mer. Pomysłowe :).
Pozdrawiam!
Jeśli mam być absolutnie szczera, to to opowiadanie nigdy nie będzie dla mnie tak bliskie jak Szepty. Głównie dlatego, że bloga założyłam pod wpływem impulsu, natomiast Szepty były planowane od kilku lat i zanim stworzyłam obecną wizję, wiele razy dopieszczałam ten pomysł. Dlatego nie pogniewam się, jeśli Rozmowy okażą się słabsze. A może nie? Na pewno będą zupełnie inne. Opowiadanie nie będzie pisane w formie pamiętnika pisanego przez Meredith, ale spokojnie, jeszcze to ogarniesz ;D Pozdrawiam ;*
UsuńNie? : o A tak zrozumiałam z tego wstępu, ale okej :D.
UsuńNie, to tylko taki pamiętniczek Meredith, później też będzie go pisać, ale dla siebie ;D
UsuńTak nie do bloga. Do Agnieszki. Nie mam z nią kontaktu a na żadnego bloga jej twórczości wejść nie mogę.
UsuńAgnieszko, mogłabyś mnie zaprosić do grona czytelników?
Agnieszka chwilowo zawiesiła działalność blogową, powinna wrócić w przeciągu miesiąca.
UsuńBuuu, nie jestem pierwsza ;((((((((((((
OdpowiedzUsuńZaraz przeczytam :***
Oj tam, następnym razem się uda :)
UsuńKurczę, nawet nie wiem, od czego zacząć... Zawsze z twoimi tekstami mam tak, że na tyle mnie one poruszają, że nie umiem potem zebrać myśli.
UsuńMoże więc zacznę od tego, że wielbię cię na klęczkach za umieszczenie akcji w Ameryce <3. No i kocham tematykę duchów, są naprawdę fascynujące i uwielbiam wszelkie historie o duchach. Wiem, że to może się wydawać dziwne, ale wierzę w ich istnienie.
Dość ciekawa forma tego prologu. Czytając początek, myślałam, że będzie on dotyczył tylko wspomnień tego snu o matce, ale taka formuła, jakiej użyłaś, jest nawet ciekawsza. Ciekawy wstęp, obrazujący początek ujawniania zdolności przez Meredith, a potem utratę matki... To musiało być bardzo przykre, kiedy w tak młodym wieku utraciła tak ważną dla siebie osobę, i w dodatku zyskała dziwną, niepokojącą umiejętność...
W ogóle nie dziwię się, że kobieta jest taka rozchwiana. Utrata matki w dzieciństwie niewątpliwie miała na to wpływ, a także te wszystkie spotkania z duchami, które przychodzą do niej, aby im pomogła. Zresztą, kojarzę taki motyw z jakiegoś serialu, rzecz jasna nie oglądam seriali, ale coś takiego kiedyś chyba było. Ciekawy motyw, w każdym razie, i ciekawa jestem, jak go pociągniesz. Myślę jednak, że przy twoim talencie, na pewno wyjdzie kolejna perełka, i pewnie pójdzie ci to dużo lżej, niż moje zmagania z NC, które idą mi bardzo, ale to bardzo mozolnie.
Ten fragment z rozmową też mi się podobał, choć był jak takie gwałtowne przebudzenie po tym fragmencie pisanym w pierwszej osobie.
Ogólnie, ciekawa jestem postaci Meredith. Na chwilę obecną wydaje mi się osobą dość nieszczęśliwą i zagubioną, próbującą jakoś poradzić sobie ze swoimi problemami. Ciekawe, jak ją rozwiniesz.
Życzę dużo weny, bo z niecierpliwością czekam na next ^^. A takie spontany są dobre, ja wszystkie opowiadania tak tworzyłam. Jestem zbyt niecierpliwa i w gorącej wodzie kąpana, żeby myśleć nad czymś dłużej.
Ameryka, ale wybrałam Chicago. "Znam" to miasto z wielu filmów i jakoś tak przypasowało mi na miejsce akcji tego opowiadania. Zresztą rozmyślałam także nad San Francisco, ale z pewnych względów nie wybrałam go. Wiem, że podobnie jak ja, wierzysz w istnienie duchów. Ja specjalnie nie odczuwam ich obecności, jednakże to wcale nie powód, aby nie wierzyć w życie pozagrobowe. Początkowo miał być właśnie tylko ten tekst w kursywie, później stwierdziłam, że to będzie zbyt banalne i dopisałam jeszcze kawałek. Oczywiście całe opowiadanie będzie w narracji trzeciej, a nie pierwszej :) Meredith faktycznie bywa rozchwiana, ale w pierwszym rozdziale zostanie ukazana już jako normalna kobieta, no, osoba z pewnym niezwykłym darem. Wiem, że ta zmiana narracji była gwałtowna, ale ta historia ogólnie będzie taka... Zaskakująca :) I dzięki, wena się zawsze przyda, zwłaszcza, że obecnie ciągnę aż trzy opowiadania.
UsuńMoże być i Chicago, byle Ameryka była ^^. W sumie niewiele o tym mieście jest, zwykle się pisze o NY (<3333). Takie opowiadania czytam zdecydowanie najchętniej.
UsuńFajnie, że narracja trzecioosobowa ^^. Jestem też naprawdę ciekawa tego wątku duchów i mam nadzieję, że wytrwasz tutaj, mimo, iż nie zwykłaś pisywać takich spontanów. Na pewno będę bardzo chętnie czytać, bo lubię twoją twórczość, piszesz bardzo ciekawie i wgl. Szkoda, że rzadko coś nowego dodajesz. A wkrótce i tak zamierzasz skończyć Szepty, to może chociaż ten blog zostanie na pocieszenie ^^.
Nowy Jork to niezaprzeczalnie ciekawe miasto, sama chciałabym je kiedyś odwiedzić, ale nie wiem, czy bym wsiadła do samolotu, a o rejsie nawet nie wspomnę. Po Szeptach jestem trochę zmęczona narracją pierwszą, zdecydowanie lepiej tworzy mi się w trzeciej. Wiem, rzadko dodaję gdziekolwiek posty, ale nie mam zapasów tak jak Ty :(
UsuńStrasznie podobał mi się początek. Wspomnienia Mer dotyczące matki wydawały mi się tak realne, tak prawdopodobne, jakbym czytała o kimś faktycznie istniejącym, o czyichś prawdziwych przeżyciach. Opis snu był genialny, czułam w nim ten strach małej dziewczynki, niepokój przebijający z jej słów. Cała ta scena świetna, co zresztą mnie specjalnie nie zdziwiło, bo Twój styl jest naprawdę dobry. Tym bardziej nie spodobało mi się zakończenie tej historii, ta część od "Nazywam się Meredith Dawn...", w porównaniu z początkiem wydała mi się dziwnie sucha, pozbawiona emocji, a momentami nawet nieco zbyt patetyczna (jak to ostatnie zdanie w akapicie, w którym Meredith wspomina, że ponownie spotkała matkę). Nie jakoś bardzo, może ja jestem uczulona na tym punkcie, ale coś mi w tym późniejszym fragmencie nie pasowało.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się natomiast, że w końcówce dałaś do zrozumienia, że Meredith ma swoje problemy; nie powiedziałabym, że wyszła na rozchwianą emocjonalnie, ale jestem w stanie uwierzyć, że przeżycia z przeszłości zostawiły po sobie ślady na jej psychice. To byłoby nawet całkowicie zrozumiałe.
Na pewno dołączę do obserwatorów, bo początek mnie zainteresował, jak dla mnie tylko - więcej emocji Meredith, a mniej jej gadania o obowiązku pomagania duchom i darze/czy też przekleństwie;) ale to tylko moja opinia:)
Całuję!
Przyznam, że byłam bardzo zaskoczona Twoim komentarzem, ponieważ kiedyś czytałaś Gryfonkę i później jakoś słuch o Tobie zaginął, jeśli chodzi o moje literackie próby. Ale do rzeczy ;) Pochwała od Ciebie jest jak plaster miodu na serce, więc niezmiernie się cieszę, że urzekł Cię chociaż ten początek :) Być i może później przesadziłam z dążeniem do "filmowego" przedstawienia postaci. Tym bardziej, iż później na Zaklinaczu Dusz widziałam podobny motyw i uznałam to za jeszcze ciekawsze. Tak czy owak, to dopiero początek. Oczywiście nie mam zamiaru tworzyć obyczaju, ale Meredith przede wszystkim jest człowiekiem i na pewno nie zrobię z niej Bóg wie kogo. Pozdrawiam serdecznie, dziękuję! ;*
UsuńWiem, wiem, ale problem w tym, że mnie bardzo trudno przychodzi nadrabianie zaległości - na Gryfonce nadrobiłam, bo akurat miałam sporo wolnego czasu, a potem znowu zostałam ileś rozdziałów w tyle i nie byłam już w stanie tego zrobić po raz drugi, bo miałam ciężki okres, a teraz już nie umiem się do tego zmusić. Dlatego tym łatwiej, mam nadzieję, przyjdzie mi czytanie czegoś Twojego nowego - zwłaszcza że nie planujesz dodawać rozdziałów często;) pochwały jak najbardziej zasłużone, a reszta... Widziałam parę odcinków Zaklinacza z pierwszych sezonów i nie byłam zachwycona, ale motyw widzenia zmarłych bardzo lubię (Szósty zmysł to mój absolutny faworyt w tym temacie ;>) i dlatego tym chętniej się w Twój tekst zagłębię. Obyczaj czy nie, wydaje mi się, że trudno jednak będzie się od tego tematu ustrzec;)
UsuńA wiesz już może, kiedy mniej więcej planujesz publikację pierwszego rozdziału?:)
Nie ma za co, całuję!;*
Nie jestem pewna, ale może uda mi się coś wrzucić do końca lutego jeszcze. Zresztą kawałek rozdziału pierwszego mam, i to dość obszerny. Ja sama nie lubię nadrabiać kilkunastu rozdziałów, dlatego rozumiem w pełni... Co innego czytać książkę, a co innego ślepić przed tekstem x godzin. Na razie chciałabym pójść bardziej w "Medium", ale "Zaklinaczka" też jest klimatyczna, zwłaszcza późniejsze odcinki. Też uwielbiam "Szósty zmysł". Co do obyczaju - masz rację :)
UsuńZawsz chciałam mieć taki lemoniadowy stragan. Ale niestety dzieciństwo się ulotniło, a ja tego marzenia nie spełniłam. Kto wie, może kiedyś…
OdpowiedzUsuńPierwsze co, to podoba mi się, że początek napisany był w pierwszej osobie. Ja sama chyba w życiu bym się na coś takiego nie porwała, dlatego bardzo gratuluję Ci odwagi. I talentu. Bo, czytając ten fragment, mogę jak na razie stwierdzić z całą pewnością, iż go masz. Bardzo dobrze wychodzi Ci pisanie właśnie w tym typie narracji, co jest przecież ważne dla opowiadania.
Potem pojawia się już osoba trzecia, ale ten fragment także bardzo dobrze CI wyszedł. Widać niektórzy mogą wszystko doskonale odzwierciedlić
Ale przejdźmy do meritum. Osobiście uważam, że Meredith ma prawo być rozchwiana emocjonalnie. Mówisz, że to nie przez duchy, ale one chyba jakoś na nią wpływają, prawda? W końcu życie ze świadomością, że na każdym kroku Cię obserwują i do Ciebie mówią, potrzebują Twojej pomocy, musi być trudne. W dodatku straciła matkę i ta ciągle odwiedza ją w snach. To z pewnością są wystarczające powody do tego, by mogła czuć się rozchwiana emocjonalnie. Ja to całkowicie rozumiem. Ale mimo tego ciekawi mnie, co też takiego innego może powodować u niej takie zachwianie formy psychicznej
Twój styl mi się podoba. Ale nie będę się nad tym rozwodzić. Ważne, że piszesz zgrabnie, dzięki czemu szybko i lekko się czyta tekst. W dodatku masz śliczny szablon, który jedynie uprzyjemnia bardziej czytanie. Nic dodać, nic ująć
Kto nie marzył o straganie z lemoniadą? Jako dzieciak zawsze zazdrościłam maluchom z Ameryki tego typu przedsięwzięć, tam to działa (przynajmniej na filmach...). Wiesz, ja już sama nie wiem, czy to kwestia talentu, czy wieloletniej praktyki, bo piszę od bardzo, bardzo dawna. Z pewnością każdy ma talent, ale trzeba go po prostu uparcie rozwijać, inaczej nie wystarczy samo posiadanie daru :) Cieszę się, że fragment w trzeciej osobie także wyszedł przekonująco. Duchy wpływają na Meredith, ale przez lata zdążyła wybudować coś w rodzaju bariery, aby dusze zbytnio nie naciskały na nią. Kobieta ma problemy zupełnie innej natury, ale o tym dowiecie się w rozdziale pierwszym. Bardzo dziękuję za rzetelną opinię, pozdrawiam! :)
UsuńJak tylko zajrzałam na ten blog, byłam już strasznie zainteresowana tą historią. Czekałam sobie na prolog, no i w końcu się doczekałam.
OdpowiedzUsuńZacznę od początku:
Przede wszystkim podoba mi się pomysł na prolog. Na początku nie domyśliłam się, że to biografia, bo zaczęła się dość nietypowo, ale to dobrze. Dzięki temu można poznać główną bohaterkę i uczucia, jakie łączyły ją z mamą. Jestem zwolenniczką dominacji opisów przeżyć wewnątrznych, przemyśleń (i narracji I os., którą tu użyłaś xD) itd. dlatego odpowiada mi to.
Dalej dialog, za którego interpunkcję już na wstępie masz plus. Jestem nieco przewrażliwiona na tym punkcie, bo dużo osób nie wie, jak to się robi ( a może tylko ja trafiam na takie blogi?).
Dialog jest naturalny, wypowiedzi przyjaciółek nie wymuszone i na koniec fragmencik, który zostawia niedosyt.. No i słowa na końcu, które trochę mnie poruszyły.
Od razu można Cię zakwalifikować do grupy wszechstronnych artystów - robisz świetne grafiki, ale jednocześnie masz bardzo dobry i lekki styl. Tylko pozazdrościć! ;)
Wybacz ilość cukru w tym poście, ale po prostu podoba mi się i czekam na więcej!
Pozdrawiam i życzę weny! :)
Ten "cukier" zawsze mnie podnosi do pionu i motywuje do działania, dlatego ślicznie dziękuję za tak przemiłą opinię. Wiem, że prolog jest dość... inny, ale to działanie zamierzone, chciałam stworzyć coś nietypowego. Tym bardziej nie można mi mieć za złe tego, w jaki sposób przedstawiła się Meredith :) Dialogi od niedawna dopiero zapisuję w taki sposób, kiedyś też robiłam to błędnie. Teraz wiem, że poprawny zapis wygląda mniej więcej tak jak u mnie. Ciszę się na miano "wszechstronnej artystki". To bardzo miłe, ale nie wiem, czy zasługuję. Pozdrawiam i również życzę weny!
UsuńI wreszcie doczekałam się^^
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że opowiadanie będzie pisane w pierwszej osobie, a tu taka niespodzianka:)
Ten początek jej biografii bardzo mi się podobał. Aż się wczułam:) Jakbym sama znalazła się na tym polu i widziała ten przybliżający się statek, ciarki przez to przechodzą. Nie dziwię się, że Mer obudziła się z taki krzykiem. No i smutno mi się zrobiło, w jakich okolicznościach zmarła jej matka. Taki nieszczęśliwy wypadek;(
I fajnie, że ma oparcie w przyjaciółce, że uwierzyła jej, że widzi duchy. To się nazywa prawdziwa przyjaźń. Choć szkoda, że znajduje się od niej tak daleko.
Czekam już niecierpliwie na pierwszy rozdział:)
I mówiłam, jaki masz świetny szablon? Jest nieziemski^^
Pozdrawiam serdecznie:*
Myślałam o narracji pierwszoosobowej, ale zrezygnowałam z dwóch względów - bywa cholernie męcząca, a poza tym chcę przedstawiać wydarzenia nie tylko z perspektywy głównej bohaterki. Właśnie, wypadki się zdarzają, chodzą po ludziach i nie da się na to nic poradzić. Meredith po prostu musiała pogodzić się z tą stratą. Savannah jest przyjaciółką, ale mieszka bardzo daleko. Niebawem Mer zyska nową, nietypową koleżankę... Pozdrawiam ;*
UsuńJeszcze zanim opublikowałaś prolog, poczytałam sobie zakładki i doszłam do wniosku, że warto poczekać i zobaczyć, co wyniknie z Twojego pomysłu. I doczekałam się czegoś, czego nie spodziewałam się w żadnym wypadku.
OdpowiedzUsuńTwój pomysł na tę historię jest ciekawy, a więc mam zamiar nadal poznawać treść. Tym razem żałuję, że nie ma jeszcze wielu postów. Mam tyle wątpliwości, pytań, które oczekują odpowiedzi. Jednak domyślam się, że na większość dostanę odpowiedź w najbliższych rozdziałach.
Bohaterka, która jest medium, straciła matkę. Coś mi się wydaje, że życie wcale nie było dla niej łatwe. I to nie tylko przez stratę rodzica. Jednak moje domysły zachowam dla siebie... :)
To, co bohaterka pisze, będzie książką, którą wyda? Czytałam kiedyś o terapii, w której spisywano swoje myśli, a następnie dzieliło nimi ze specjalistą, jednak to jest dla mnie nowością.
Ale dlaczego od razu terapia? Co się stało, hm...?
Podoba mi się tworzenie bohaterów z niczego. Właśnie wyobrażenie czegoś wiele mówi o człowieku. A ja uwielbiam obserwować kogoś i wyciągać wniosku. I nie mogę się doczekać rozwinięcia akcji.
Obserwuje już. Do napisania.
Pozdrawiam, Donna
www.trzy-wspomnienia.blogspot.com
Mam nadzieję, że jednak zaskoczyłam Cię pozytywnie, a nie negatywnie. Cieszę się, że tu wpadłaś i czekałaś cierpliwie na prolog :) Fakt, pytania są i na pewno pojawią się nowe, ale powoli będę wszystko rozbudowywać, także bez obaw. Poza tym posty będą dość... długie. Prawdopodobnie będę dzielić je na części, gdyż jednego przypadku nie da się rozpisać na kilka osobnych postów :) Meredith nie jest pewna, czy chciałaby wydać biografię, bo ludzie są różni i raczej nie wszyscy by jej uwierzyli. Dlaczego terapia? Dowiesz się już wkrótce. Dziękuję za pozostawienie śladu! :)
UsuńHmm.. gdy czytał początek miałam wrażenie , iż tam się znajduje. Jakby ta kobieta siedziała na środku i opowiadała mi swoją biografię. Czułam się lepiej. Ten tekst pozwolił mi odetchnąć na jakiś moment , zapomnieć o rzeczywistości. Kiedyś czytałam książkę też o medium i powiem Ci ,że gorzej się zapowiadało. O ile się nie mylę główna bohaterka miała na imię Samanta. Miała wtedy za zadanie sprowadzić duchy na właściwą stronę i dowiedzieć się kto jest seryjnym mordercą. Wracając do tekstu .. długo czekałam na moment , by przeczytać coś spod twojego pióra. Wreszcie się doczekałam i nie żałuję. Doskonale dobrałaś każdą najmniejszą samogłoskę i spółgłoskę. Bez choćby najmniejszego elementu ten prolog już by był gorszy.Nie taki dobry ! I nie mogę uwierzyć , że tak rzadko będziesz tutaj dodawała rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ,
Dziękuję za opinię :) Chyba nie spotkałam się z tą książką, ale nie wiesz, jak miło wiedzieć, że mój tekst jest lepszy ;D To bardzo duża pochwała, mimo iż w dzisiejszych czasach publikują nawet jakieś chłamy, które robią popularność na krytycznych opiniach. Mogłaś już wcześniej poczytać moje pozostałe opowiadania, ale fajnie, że czekałaś na początek tego :) Do Ciebie na pewno zajrzę wkrótce. Pozdrawiam!
UsuńCzekałam na początek tej historii głównie przez wzgląd wątku głównego - jeszcze jakiś czas temu bardzo interesowałam się tematyką duchów, a także mocami medium. Prologiem się nie zawiodłam - był naprawdę ładnie napisany i sama nie wiem, kiedy skończyłam go czytać. Poza tym ciekawy pomysł z początkiem napisanym kursywą, co potem okazało się być początkiem niezwykłej biografii Meredith. Szczerze napisawszy osobiście wolałabym nie przewidzieć śmierci osoby mi bliskiej. Później musiałabym żyć z myślą, że jakoś mogłam temu zapobiec, domyślić się czegoś. Oczywiście Mer była wówczas mała, a sen nie niósł ze sobą oczywistego przesłania, niemniej wierzę, że musiał odcisnąć na niej jakieś piętno, czy coś w tym stylu. Życie z takim darem musi być naprawdę uciążliwe. Ja bałabym się nawet pójść do łazienki, bo przecież te dusze mogłyby mnie obserwować ;p W każdym razie bardzo mnie ciekawi jak opiszesz 'pracę' medium.
OdpowiedzUsuńA i bardzo lubię Twoich bohaterów, a ściślej osoby, które udzielają im wizerunku, znakomita obsada :D I piękny, klimatyczny szablon!
Czekam na nowość i pozdrawiam serdecznie!
/magia-czterech.blogspot.com
Bardzo się ucieszyłam, widząc Twój komentarz, zwłaszcza że sama przymierzam się do czytania Twojego opowiadania, które ciekawiło mnie już od zeszłych wakacji. Akurat w serialach o mediach zwykle ta osoba nie przewiduje niczego w związku ze swoimi bliskimi. W przypadku Meredith nie będzie tej ulgi, choć nie ukrywam, że być może raz czy dwa jej dar zawiedzie... Przyznam, że sama bym się bała, na samą myśl o spotkaniu ducha trzęsę kuprem. Nie oznacza to jednak, że nie wierzę w ich istnienie :) Dziękuję za opinię dot. "obsady" :D Też uważam, że jest ciekawa :) Pozdrawiam!
UsuńHej. ^^
OdpowiedzUsuńByłam tutaj już wcześniej, kiedy opowiadanie nie wystartowało, a teraz tu wracam i widzę coś na kształt prologu! Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam!
Na początku zacznę od tego, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się Twój pomysł. Wątek duchów i tym podobnych zjawisk nadprzyrodzonych był poruszany już wielokrotnie, ale ty zrobiłaś z tego coś zupełnie nowego - dziewczyna pomagająca duchom, kontaktująca się z nimi podczas snu? Kupuję to całkowicie. Niesamowicie przypadło mi to do gustu, naprawdę, jestem pełna podziwu.
Co do samego prologu, to oczywiście bardzo dobry. Sen Meredith trochę mnie przeraził, zwłaszcza, okazał się proroczy... Jestem bardzo ciekawa, jak rozwiniesz charakter głównej bohaterki, bo to niewątpliwie odcisnęło na niej jakieś piętno. No i niezmiernie ciekawią mnie przypadki duchów, które nam przedstawisz!
Podsumowując - bardzo mnie zaintrygowałaś i z pewnością będę śledzić tę historię. Nie mogę doczekać się już kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam serdecznie!
[sojuszniczka.blogspot.com]
Dziękuję za komentarz :) Z tego co wiem, przywiodła Cię tutaj kochana Ginger. Niemniej jednak miło mi, iż zostałaś! Zdaję sobie sprawę z tego, że motyw medium/duchów jest wymemłany, ale nie zamierzam tego wydawać, a pisać dla czystej przyjemności. Tym bardziej, iż mam coraz więcej ciekawych pomysłów odnośnie tego opowiadania :) Meredith powinna przypaść Wam do gustu, bowiem będzie cierpliwa, a jednocześnie z odpowiednim żywiołem. Dziękuję za pochlebstwa i opinię, na pewno do Ciebie zajrzę w weekend!
UsuńWitaj, witaj!
OdpowiedzUsuńNo, nareszcie rozdział, naprawdę się cieszę! Myślę, że nawet nie wiesz jak bardzo, bo choć nie czytałam całej Gryfonki na tropie, to czasem tam zaglądałam i wtedy mogłam napawać się pięknem idealnie dobranych i wyważonych słów. Nieokiełznana była więc ma radość, iż zaczynasz coś nowego, co mogłabym czytać bez nadrabiania. Bo, szczerze przyznając, nie cierpię tego i mało blogów nadrabiam :P A tak to mogę czytać od początku do – miejmy nadzieję – końca :)
Nie wiem, co powinnam napisać, prócz tego, że jestem niesamowicie zaintrygowana Twoją historią, znając styl Twego pióra. Nie umiem komentować prologów, taka prawda. Jeżeli chodzi o sen, który śniła Meredith, to byłam nieco przestraszona. No i okazało się, że to, co zobaczyła we śnie, zdarzyło się naprawdę...
Hm... z braku większego pomysłu napiszę więc tylko, że czekam z niecierpliwością na rozwinięcie akcji i na charakter głównej postaci!
Pozdrawiam serdecznie ;*
Rozumiem niechęć odnośnie nadrabiania blogów z wieloma postami - niestety sama nie mam na to czasu, dlatego nie mam do Ciebie żalu czy coś. Ważne, że możesz poczytać coś, co dopiero się rozpoczęło :) Sen Meredith jest tym bardziej straszny, bo przewidziała w nim przyszłość... Sama pamiętam koszmar sprzed wielu lat (miałam wtedy chyba 5 albo 6), też był w nim okropny kosmita, na szczęście nie porwał moich bliskich ;D Wszystko po kolei :) Pozdrawiam serdecznie ;*
UsuńPoczątek poruszył mnie prawie do łez, naprawdę. Tak świetnie operujesz emocjami czytelników... Ach! Tęskniłam za tym.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tego opowiadania, tych duchów i ich problemów, a także życia Meredith. Ciekawa jestem jej relacji z żywymi i jej trybu życia (tak wiem, powtórzyłam się). Czekam na ciąg dalszy :*
Carolyn Lambert (zapomniałam się zalogować)
O, kazało mi się zalogować, a to psikus :D
UsuńNawet nie wiesz, jak bardzo jestem ucieszona Twoim powrotem "do żywych" ;D Nadal piszesz krótko i na temat, może to i dobrze, bo jestem obecnie trochę zmęczona odpisywaniem na długie komentarze. Cieszę się, że Ci się podobał początek, a na coś większego nie będziesz musiała długo czekać ;*
UsuńStragan z lemoniadą! Zawsze taki chciałam, ale znając moją okolicę i tak nikt by tego nie kupił.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie przypomina mi odrobinkę "Zaklinaczkę Duchów", ale pewnie już o tym słyszałaś.
Lubię duchy, strasznie przepadam za takimi historiami, jak wspomniany powyżej serial, "Paranormal Activity", czy też dwa inne filmy, których tytuły wypadły mi z głowy. to właśnie dlatego weszłam na Twojego bloga i z wielką chęcią będę czytała o przygodach Mer, nawet jeśli w prologu przypominała kogoś, komu brak piątej klepki.
Pozdrawiam
Tak samo jak u mnie... Niestety takie stragany sprawdzają się tylko na amerykańskich filmach ;) Fakt, ale owy serial zaczęłam oglądać już po publikacji prologu, więc wszelkie podobieństwa niezamierzone. Niemniej przyznaję, że Zaklinaczka jest inspirująca, choć mniej mroczna od Medium. Serio Mer na taką wyszła? ;D Ależ szkoda, mam nadzieję, że ją polubisz jeszcze! Pozdrawiam ;*
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńStrasznie dużo czasu zajęło mi dotarcie tutaj, ale jestem i czytam! Czytam z ciekawością, jak Twoje dwa blogi. Mimo, że anonimowo na tamtych, to tu postanowiłam się ujawnić :)
Sama fabuła wzbudziła we mnie ogromną ciekawość, powiem szczerze, pierwszy i pewnie ostatni raz mam styczność z taką tematyką i z tak perfekcyjnie napisany rozdziałem. Widać już na pierwszy rzut oka, że włożyłaś w niego sporo swojej pisarskiej siły. Chwała, siłą wyższym, że masz taką rozhulaną wyobraźnię i, że chciałaś ukazać światu tę historię ;)
Na samym początku myślałam, że będziesz ciągnąć wspomnienie przez cały rozdział, ale chwilę później miło się zaskoczyłam. Fantastycznie wplotłaś pisanie swojej biografii w życie codzienne kobiety. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, powiem szczerze.
Spodobała mi się Twoja główna bohaterka, według mnie, w ogóle nie jest podobna do tej osoby z Zaklinaczki :)
Jestem zachwycona i oczarowana kunsztem pisarskim jaki prezentujesz w swoich opowiadaniach.
Nie mogę się doczekać dalszej części!
Mam nadzieję, że pojawi się dość szybko :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny.
Liley
Dziękuję pięknie za odwiedziny oraz komentarz! I jest mi trochę wstyd, że odpisuję dopiero teraz, no ale cóż. Jestem zaskoczona, że czytasz moje pozostałe opowiadania, szkoda, iż nie komentujesz, bo opinie bardzo by mi się przydały :) Perfekcyjnie napisany... Może to kwestia tego, że sprawdzałam ten prolog jakieś dziesięć razy przed naciśnięciem "opublikuj" ;D Początkowo miał być sam wpis Meredith, ale potem dodałam kawałek narracji 3., żeby było bardziej nietypowo :) Cieszę się, że nie porównujesz Meredith do Melindy, bo faktycznie obie będą zgoła innymi postaciami. Dziękuję za przemiły komentarz ;*
UsuńNa początku trochę się bałam, że będzie tutaj zajeżdżać "Zaklinaczem/czką (?) Dusz", czyli serialem, którego po prostu nie znoszę, ale na szczęście się myliłam.
OdpowiedzUsuńPiszesz przepięknie. Część "pisana" przez bohaterkę jest przecudna, a część "pisana już przez ciebie" jeszcze lepsza. <-[cukier, cukier, cukier, fuj]
Podobał mi się fragment z matką, jednakże trochę sceptycznie podchodzę do twojego pomysłu z tym statkiem. Tak dziwnie, na maksa sci-fi i to tak tanio, szczerze mówiąc.
I ja bym bardzo chciała, żeby bohaterka była, jak to określiłaś, "rozchwiana emocjonalnie", ponieważ takie coś bardzo lubię, a sama coś takiego długo planuję, toteż chcę popatrzeć jak radzą sobie z tym inni.
Dodaję do obserwowanych i czekam na nowość.
Może nieco dłuższą?
Tak, rozdziały na pewno będą długie i zastanawiam się, czy nie dzielić ich na części - a przynajmniej niektórych z nich. Kolejny ukaże się raczej już w marcu, zresztą zobaczę. Może zmienię zdanie i wyrobię się szybciej :) Co do statku... Nie ma się co spinać, to tylko sen i w dodatku inspirowany moim własnym snem z wieku sześciu lat, kiedy śnił mi się kosmita (na szczęście nie porwał mi mamy :)). Niniejszym dziękuję za opinię, pozdrawiam serdecznie :*
UsuńJakże ja się spóźniłam z komentarzem dla tego opowiadania. :) Pochwały mogłabym rozciągać do niebotycznych rozmiarów, dobrze o tym wiesz. Uwielbiam tematykę o duszach, w mojej rodzinie mam osobę, która jest bardziej medialna, chociaż nie powiem, aby był to dar, jaki posiada twoja Meredith. Zastanawiam się czy będziesz to wzorować na "Zaklinaczu dusz", czy pójdziesz w swoją stronę.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie, abym miała dar wiedzy o czyjejś śmierci, szczególnie matki. Nie dziwie się Mer, że bierze leki, ja sama robiłabym wszystko, żeby uciec jak najdalej!
Pozdrawiam!
Już po raz setny chyba napiszę, że Zaklinaczkę zaczęłam oglądać niedługo po opublikowaniu prologu i bardziej inspirowałam się Medium. Jednak Melina również coś w sobie ma, choć zakończenie pierwszego sezonu bardzo mnie rozczarowało, głównie przez uśmiercenie jednej z najlepszych bohaterek serialu. Tak czy owak, pragnę dodać coś od siebie, choć zdecydowanie chcę więcej mroku, tak jak jest w przypadku przygód Allison ;) Dziękuję za komentarz, pozdrawiam ;***
Usuń<3 Uwielbiam Cię za tego bloga!!!
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu jestem wielką fanką Zaklinacza i z zapartym tchem oglądam kolejne odcinki, kiedy tylko zobaczyłam tytuł twojego nowego opowiadania, od razu wzięłam się do czytania! Już wiem, że będę stałą czytelniczką rozmów ^^
Rzeczywiście, śmierć matki w dzieciństwie niewątpliwie musiała mieć jakiś wpływ na to, kim teraz jest Meredith, w końcu, większość wydarzeń, w których braliśmy udział od najmłodszych lat, kształtuje poniekąd nasz charakter, a śmierć matki na pewno nie należy do najmilszych wspomnień, zwłaszcza, iż jest się Medium, jak rudowłosa, przecież, Mer nie widziała wówczas matki po raz ostatni, powracała w jej snach, wizjach... nie dziwię się jej wcale, iż bierze leki, gdyż sama na jej miejscu pewnie bym zwariowała, ale osoba obdarzona tak wielkim darem, nie powinna bać się jego konsekwencji, tak jak Melinda z serialu, która przyzwyczaiła się już do swoich zdolności, jednak Melinda miała przy sobie babcię, a Meredith została całkiem sama... bez matki u boku.
Chicago <3<3<3 Kolejny powód, dla którego wielbię Cię na klęczkach ^^ Kocham to miasto, wieczne oraz tajemnicze i jest trzecim miastem Stanów, które w przyszłości chciałabym odwiedzić ^^
Pozdrawiam;*
Widzę, że głosy są podzielone, ale zdecydowanie więcej osób nie lubi Zaklinaczki. Mi się ten serial podoba, choć Medium zdecydowanie bardziej wciąga! Fajnie, że i tutaj będziesz czytać, dziękuję Ci! Meredith właściwie jest pogodzona ze śmiercią matki, której praktycznie nie pamięta. Bierze leki z innego powodu i dowiecie się o nim już w rozdziale pierwszym. Chicago jest ciekawe, a wszędzie tylko NA albo LA :) Pozdrawiam ;*
UsuńNa początek chcę podziękować za miłe słowa na moim blogu. To wiele dla mnie znaczy. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona tym opowiadaniem. Lubię tego typu klimaty, sama oglądam "Ghost whisperer".
Traumę przeżyła Meredith - jako kilkuletni brzdąc straciła matkę. A w dodatku była medium i przewidziała to zdarzenie. To musiało być szokiem dla takiego dziecka. Pewnie nie bardzo wiedziała, co się właściwie dzieje. Z wiekiem zaczęła rozumieć, kim jest. Bardzo przypomina mi Melindę Gordon, medium z wyżej wymienionego serialu.
Masz świetny styl i genialną wyobraźnię. Mam tylko wątpliwości co do jednego zdania, a mianowicie:
* "Niestety my cierpieliśmy." - Wydaje mi się, że po "niestety" winien stać przecinek.
Pozdrawiam.
http://siedem-kregow-piekiel.blogspot.com/
Który sezon już oglądasz? Ja dopiero co ukończyłam pierwszy i byłam trochę roztrzęsiona po śmierci Andrei, którą zdecydowanie lubiłam. Aczkolwiek Medium również polecam, niesamowity serial. Meredith, faktycznie podobnie jak Melinda, widziała duchy już od dziecka. Niestety rozwija się to nieco inaczej niż w dziedziczny sposób, zresztą zobaczycie sami ;> Mi się zaś wydaje, że przecinek jest niepotrzebny, ale sprawdzę to. Pozdrawiam i dziękuję!
UsuńJestem, jesteeem! ; D
OdpowiedzUsuńNie zapomniałam, wciąż pamiętam, chociaż zalatana i nie odzywam się tak często, jakbym chciała, to jednak udało mi się i jestem ;d
Historia medium. Nie powiem lizodupnie, że pomysł jest oryginalny, bo historii o medium było w cholerę. Jednakowoż, każdy ma do problemu inne podejście, a znając Twoją pękającą od pomysłów główkę, przedstawisz nam historię Meredith w sposób, na który żadna czytająca osoba sama by nie wpadła. I na to liczę.
Sen o matce był smutny, totalnie nierealny - co w przypadku przedstawiania snu jest zupełnym plusem - a jednocześnie pasujący do wyobraźni małej dziewczynki. Niebo - UFO - zabrało mamusię. Niebo jest odległe, obce, nieznane, więc budzi strach. Świetny pomysł ;)
Cóż, czekam w takim razie na rozdział o działaniach Mer, na dalsze jej relacje ; )
Całuję, skarbie mój! <3
Dziękuję Słońce <3 Szczerze? Może tych historii była kupa, ale jakoś nie przypominam sobie, abym czytała blogowe opowiadanie o medium ;) Co innego filmy albo seriale, tego by się trochę nazbierało. I sama liczę na to, że wniosę świeży powiew do tej tematyki ;D Pozdrawiam <3
UsuńAjajaja, bardzo mi się podoba ;D Mam nadzieję, że po późniejszych rozdziałach nie będę miała schiz w nocy, ale... to by znaczyło, że bardzo dobrze oddziałowujesz na wyobraźnie, a po Szeptach mogę stwierdzić, że tak istotnie jest. Zapowiada się coś bardzo dobrego i na swój sposób mrocznego i bardzo chciałabym poznać ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńJuż śpieszę aby dołączyć do obserwatorów <3
Też bym nie chciała mieć schiz, zwłaszcza, że głównie pisuję wieczorami i może mi czasem siąść na psychę... :D Mogę Ci obiecać, że będzie momentami strasznie oraz tajemniczo, zresztą tematyka do czegoś zobowiązuje :) <3
UsuńNo nieźle. A ostatnio narzekałam, że brak dobrych blogów o medium. Swoją drogą, sama mam zamiar coś takiego kiedyś napisać. ;)
OdpowiedzUsuńHistoria zapowiada się dość... mrocznie? Tak, to dobre określenie. Stan Meredith i szepty dusz, które nie przeszły na drugą stronę są naprawdę tajemnicze, co skłania mnie do dalszego wgłębiania się w tekst. Z pewnością animuszu dodaje świetny, niezwykle nastrojowy szablon.
Po prostu cud, miód i maliny! Jestem ciekawa, co szykujesz dla Mer. W końcu nie będziesz opowiadała zwykłej, obyczajowej historyjki. Kurde, nie mogę się doczekać. Naprawdę, seryjnie, poważnie.
Nie mogę się doczekać, aż pozwolisz mi - czytelnikom - wgłębić się w kolejny rozdział.
Pozdrawiam, dodaję do obserwowanych, Blode.
zarzewie-ognia
wladcy-zywiolow
Szczerze powiedziawszy, to ja się jeszcze w ogóle nie spotkałam z opowiadaniem o takiej tematyce na blogach. Właściwie sama bym coś poczytała o medium, ale na razie pozostają mi seriale/filmy no i własna twórczość ;D Myślę, że nie zawsze opowiadanie będzie mroczne. Szykuję też trochę obyczaju i zabawniejszych momentów, niemniej jednak niektóre sprawy Meredith faktycznie będą dość niepokojące i wzbudzające grozę. Właściwie już w pierwszym przypadku będzie sprawa morderstwa, w której pomoże Mer. Dziękuję za przemiły komentarz, pozdrawiam serdecznie ;)
UsuńZapowiada się niezwykle. Choć to prolog, udało Ci się stworzyć fascynującą miniaturę, świetną zachętę do czytania. Na niektórych blogach prolog jest, jakby to powiedzieć, pisany na odczepnego, autor rzuci parę niby tajemniczych zdań, jakąś schematyczną scenkę i zadowlony. Ty nie poszłaś na łatwiznę, w tak krótkim tekście odał Ci się nakreślić przekonujący portret psychologiczny zagubionej kobiety, która tak naprawdę wciąż nie może poradzić sobie z przeszłością i własnym życiem. No i jeszcze ta domieszka tajemnicy wygląda smakowicie. Zapowiada się naprawdę inrtygująco, nie mogę doczekać się kolejnej części, mam nadzieję, że będzie dużo dłuższa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny
Lunatyczka z http://dusza-ognia.blogspot.com/
Doskonale wiem, jak wyglądają prologi na większości blogach i muszę przyznać Ci rację - zwykle są pisane "na odwal", choć to oczywiście nie jest reguła. Ja prologiem chcę przede wszystkim zaciekawić, a w przypadku tej tematyki musiałam stworzyć coś, co mi samej mogłoby się wydać interesujące oraz dobre. Bardzo dziękuję za tę analizę, poza tym masz rację i w sumie cieszę się, że udało mi się dość do celu :) Zobaczymy, jak będzie dalej. Pozdrawiam! ;*
UsuńMoją opinię znasz <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy post, mam nadzieję, że dzisiaj dodasz *,*
Łap i enjoy it! :D
UsuńPrzeczytałam pierwsze kilka słów z informacji po lewej stronie i jeeej... wiedziałam, że spodoba mi się to opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że początek jakoś tak niespecjalnie przypadł do moich gustów, lecz potem była już baaaajka.
Gdybym to ja miała sen, w którym widziałabym śmierć mamy, to chyba bym nie mogła zasnąć przez następny tydzień. Prawdę powiedziawszy, kiedyś (miałam około 5-6 lat) miałam podobny sen, lecz to Indianie zabili moich rodziców. Jeej, jak sobie o tym teraz przypomniałam, to mnie ciarki przeszły.
No tak, zboczyłam na tory niepowiązane z tematem.
Ostatni akapit tekstu napisanego przez Mer, niesamowicie trafił do mnie. Był taki, hmm, nie wiem... trafiający w samo sedno. Po prosty świetny.
Jak przeczytałam pierwsze zdanie tuż po owym akapicie, poczułam się tak, jakby ktoś odessał z mojego pokoju powietrze. Jej. Kurcze, świetne to było.
Jej, pozdrawiam,
Illuminata
[slowa-sercem-pisane]
Nareszcie ruszyłem z czytaniem i, i tym razem jest co nadrabiać :D
OdpowiedzUsuńNareszcie rozjaśniło mi się, czym są oznaczenia rozdziałów - "przypadeg, nie sondze"... (wnerwiające, ale nie mogłem się powstrzymać).
Prolog fajny. Gdyż, to jako taki prolog, prawda? No nieważne. Podobała mi się perspektywa - wspomnienie rzeczywiste. Zanim nie zaczęłaś pisać o "kobiecie klikającej w klawiaturę", sądziłem, że to retrospekcja, która mieć będzie mocny wpływ na resztę rozdziału (jako taki ma, ale mój tok myślenia obarcza inną wizję... Nie wytłumaczę się dokładnie, bo poniekąd nie wiem jak to przedstawić, więc ujmijmy to najprościej - podobało mi się).
Sen o kosmitach... Trochę mnie to rozśmieszyło, nie jestem zbytnio obczajony w klimacie SF (nawet nie oglądałem "Gwiezdnych Wojen"), a tym zapachniało. Na szczęście wszystko się wyjaśniło, pokrótce.
Postaram się systematycznie nadrobić zaległości, aczkolwiek szykuje mi się ostatnia poprawka, więc mogę chwilowo być nieobecnym - będę duchem z Tobą i Mere :D
Pozdrawiam serdecznie.
Wow, prolog cudowny! Bardzo ciekawie piszesz, czytanie zajęło mi kilka minut z jednej strony to dobrze bo fajnie się czyta z drugiej źle bo opowiadanie kończy się za szybko,a chciałabym więcej. Na szczęście dodałaś już kilka więc mam co czytać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Ten temat o wiele bardziej przypadł mi do gustu. Przede wszystkim jest rzadko spotykany na blogach i dlatego tak mocno dał radę mnie zafascynować. Zawsze zastanawiałem się czy takie medium naprawdę istnieją, bo ja muszę się przyznać,że w duchy nie wierzę. Jednak w opowiadaniach mają swój niepowtarzalny urok. Szkoda mi kobietki, bo nie dosyć że ciągle słyszy jakieś głosy i widzi zjawy, to jeszcze pewnie w spokoju siusiu nie może zrobić, ani seksu uprawiać, bo pewnie się czuje jakby ją ktoś ciągle podglądał. Naprawdę mi jej szkoda. Wspomnienie o matce faktycznie było lekko wyprane z uczuć, ale wydaje mi się, że takie powinno być, bo to wspomnienie jest już bardzo dalekie, a i biorąc coś takiego na dystans, bliskim którzy stracili tego o kim piszą czy mówią, jest po prostu łatwiej.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie przyjaciółka głównej bohaterki i mam nadzieję, że będzie o niej więcej
Pozdrawiam:
j-i-s.blogspot.com