3 lipca 2013

Przypadek 2.1

Młody wilk


Kilka strużek wody z mydlinami spłynęło po nagrobku o owalnym zakończeniu, zdobiąc białą, marmurową płytę różnokształtnymi ścieżynkami. Każda szła w inną stronę, a ostatecznie znikała w murawie, przestępując próg przeszłości i ulotności. Tłusty, kamienny cherubinek, przytwierdzony do pomnika, uśmiechał się rozkosznie, przyciskając obie dłonie do infantylnej modlitwy, typowej dla dziecka. Po środku nagrobka żaden przypadkowy przechodzeń nie znalazłby rzewnego epitafium ani wzniosłych haseł związanych z życiem wiecznym; jedynie wytłuszczone imię oraz nazwisko. I gdyby przyjrzał się dacie narodzin oraz śmierci, kąciki jego ust z pewnością opadłyby w dół w wyrazie żalu, bo szybko zorientowałby się, że sześć stóp pod ziemią spoczywa maleńka trumna z niemowlęciem w środku. Niewielką część jednego z chicagowskich cmentarzy zajmował sektor dla najmłodszych. To tam właśnie spoczywały zgaszone nadzieje ludzi, którzy nie zdążyli nacieszyć się swymi potomkami, przedwcześnie umarłymi.

Tego majowego, słonecznego popołudnia, Meredith wybrała się w odwiedziny do Evana sama. Te częste wizyty stanowiły dla niej brutalne potwierdzenie faktu, jaki przyjmowała do świadomości tak, jak przyjmuje się sen. Wcześniej nie potrafiła uwierzyć w okrutny los, dopiero z czasem uspakajała się na myśl, iż jej syn posiada własne miejsce i z pewnością odnalazł spokój. Evan nigdy nie zostanie uprowadzony, nigdy nie przydarzy mu się krzywda lub zawód miłosny, nigdy już nie pozna smaku łez. Lecz z drugiej strony zbyt wcześnie został wzięty między anioły. Co z błogim dzieciństwem, wypełnionym beztroską i wspólnymi, rodzinnymi chwilami, wspomnieniami i fotografiami, upamiętniającymi każdy etap życia Evana? Pierwsze kroki, gonitwę za motylami, budowanie z ojcem piaskowych zamków, uciekanie przed falami, rozpoczęcie szkoły podstawowej i dalsze wydarzenia, o jakich nie śmiała już marzyć Meredith. Wycisnęła do burego wiaderka żółtą gąbkę z dziesiątkami dziur. Niegdyś była mięciutka, nadająca się do mycia delikatnej skóry dziecka; obecnie szorstka i mocno sfatygowana. Za paznokciami kobiety pozostał brud z pomnika. Ostatnia burza oraz wichura porządnie zanieczyściły groby, zwłaszcza te jasne. Pani Dawn musiała również wyrzucić zeschnięty bukiet, obmyć szklany wazon i umieścić w nim świeże rośliny. Zawsze starannie dobierała kwiaty, przed kupnem muskając każdy płatek i oceniając barwę. Osobno kupowała czerwoną różę – oznakę miłości i oddania matczynego – i wtykała ją w maleńki otwór między rączkami kamiennego cherubina. Dopiero po wykonaniu porządków wokół nagrobka mogła odmówić cichą modlitwę. Często jej zachrypnięty głos niknął pośród podmuchów wiatru, kiedy słała ku podobiźnie Evana potok przejmujących słów. Rzadko siadywała na ławeczce obok, by z zamyśleniem spoglądać w niebo. Potrzebowała ruchu i krzątaniny, inaczej znów sięgały po nią niewidzialne macki przygnębienia.

Rick również przychodził. Do jego zadań, choć tak właściwie nie ustalali podziału, należało dbanie o to, aby w zniczu zawsze płonął zdrowy blask pojedynczego płomienia. Gdzieś pomiędzy trudami pracy detektywa znajdował i pięć minut na moment poświęcony synkowi i żywym wciąż, lecz zacierającym się, retrospekcjom. Przywoływał w umyśle cenne dni, ociekające szczęściem. O przykrościach wolał nie pamiętać, a do kłębiącej się w sercu rozpaczy nie dokładał żaru.

– Cześć, mały. Dzisiaj są twoje pierwsze urodziny. Pewnie wolałbyś misia, ale maskotkę musiałbym schować do nieprzemakalnego pudełka, dlatego przynoszę samochodzik – powiedział, stawiając za wazonem niewielką replikę czerwonej formuły. – Wszystkiego najlepszego.

Parę godzin później cmentarz odwiedziła Meredith, uśmiechając się przez łzy na widok prezentu. Sama nie miała pomysłu na właściwy podarunek. Myślała o ramce i jednym z niewielu zdjęć Evana w ramionach matki, jednak zrezygnowała, poprzestając na dwóch białych różach. Czystość oraz niewinność. Dwie cechy duszy małego dziecka.

– Dzień dobry, pani Dawn! – Rudowłosa odwróciła się, słysząc nawoływanie, średnio pasujące do cmentarnej aury. Ścieżkę dalej stała jej sąsiadka, sześćdziesięcioletnia Anna, która dwa lata wcześniej pochowała starszego o piętnaście wiosen męża, George’a. Annę Meredith utożsamiała z niezwykłą siłą i optymizmem, nieczęsto spotykanym u starszych osób. Przemierzała ulice Chicago damskim rowerem i nie rozstawała się ze słomkowym kapeluszem, owiniętym różową wstążką na znak tego, że wygrała z rakiem piersi. – Gorąco dzisiaj, prawda? – spytała, podchodząc do Meredith. Na jej policzki wstąpiły czerwone rumieńce. – Widzę, że już posprzątałaś. Bardzo ładnie. Ciągle mnie zachwyca ten aniołek, ilekroć na niego patrzę.

– Dzień dobry. Powiedziałabym, że bardzo ciepło. Tak, mi również się podoba, jest przesłodki – odparła przyjaźnie Meredith, starając się w jednym ciągu zamieścić wszystkie odpowiedzi. Po szybkim wypieleniu chwastów zdjęła  przeznaczone ku temu gumowe, żółte rękawiczki i wrzuciła je do zrywki, podobnie jak gąbkę oraz grabki. – Może siądzie pani na moment? – wskazała skinięciem głowy na prostą ławkę, zdolną pomieścić maksymalnie dwoje ludzi.

– Powinnam szybko oporządzić wokół George’a, bo upał się nasila… – westchnęła. Mimo to podparła damkę o nóżkę i zajęła miejsce. – Myślałam, że się tu nie dostanę.

Meredith spojrzała pytająco na starszą kobietę.

– Odprawiają pogrzeb w zachodniej części cmentarza. Szedł ten korowód młodzieży przez bramę i szedł, a w górze nieśli ogromny proporzec. Jakiegoś młodego chłopaka chowają – odpowiedziała, kiwając się nieznacznie na boki. Rudowłosa zdążyła już zauważyć, że lwią część placu zajmowali żałobnicy, jednak z miejsca, gdzie spoczywał Evan, widziała jedynie rozsiane tu i ówdzie czarne plamy. Chciała rzucić jakiś sensowny komentarz, ale stwierdziła, że przecież pochówki są czymś normalnym w „mieście umarłych”.

– Przykre – skwitowała krótko, wiążąc uszy plastykowej torby. – Dzisiaj też się czuję, jakbym po raz kolejny straciła synka – wyznała ciszej, muskając palcami subtelne, miękkie płatki białych róż. – Regina miała mu upiec tort – dodała, przywołując na myśl macochę, z którą utrzymywała bardzo dobre relacje.

Anna delikatnie poklepała ją po plecach. Meredith wzdrygnęła się, bo nigdy nie wiedziała, co przyniesie dotyk mało znanego człowieka. Ten spowodował, że nieopodal między dwiema topolami ujrzała George’a, wesoło machającemu ku żonie. Anna najwidoczniej nadal miała nadzieję, zupełnie niesłusznie, że za życia ziemskiego ujrzy ponownie ukochanego męża.

Meredith, wstrzymując oddech, zerwała się z klęczek i spojrzała na sąsiadkę.

– Z chęcią bym pogawędziła, ale muszę już iść – rzekła przepraszająco.

– W takim razie dam ci się pożegnać z dzieciątkiem. I, nie ma sprawy, zawsze możesz do mnie wpaść, kochana. – Machnęła ręką, dając tym samym do zrozumienia, że nie stało się nic wielkiego. – Do zobaczenia wkrótce.

Rudowłosa skinęła głową z wdzięcznością. Potrzebowała jeszcze kilku chwil z Evanem sam na sam…

*

Ujrzała go przed cmentarną bramą. Stał w pobliżu ogromnej tablicy ogłoszeń, wyraźnie zdezorientowany i niepewny tego, co uczynić. Meredith od razu rozpoznała w nim zagubionego ducha, niepojmującego obecnego stanu rzeczy. Przeczesywał palcami gęste, czarne włosy. Rozglądał się wokoło, jednak zdawało się, że nie dostrzegał niczego. Na frędzlach skórzanej kurtki widniała zastygnięta krew, podobnie jak na białej koszulce, którą miał pod spodem. Kiedy utkwił wzrok w Meredith, ta prędko opuściła oczy, udając gorączkowe poszukiwania kluczy. W pewnym momencie poczuła, że zgęstniała atmosfera znormalniała, a podmuchy chłodu ustąpiły na ponów słońcu. Dusza chłopaka znikła, lecz pani Dawn nigdy bez przyczyny nie widywała zmarłych. Pojęła w lot, że prędzej czy później spotka go jeszcze i będzie zmuszona wskazać mu właściwą drogę. Niepewnie podeszła do gabloty, za którą wisiały klepsydry. Wśród kilkunastu szybko odnalazła tę właściwą. Matthew Coolidge odszedł niespodziewanie, jako niespełna dziewiętnastolatek. Meredith wpatrywała się w białą, prostokątną kartkę, zapełnioną czarnym drukiem. Nagle z pustych miejsc zaczęły wydobywać się inne napisy. Stopniowo przenikały jeden przez drugi, niosąc różne treści.

„Wszędzie jest ciemno…”

„Nie wiem, gdzie jestem…”

„Wrak samochodu i kałuża krwi…”

Meredith zacisnęła powieki i otworzyła je, a wyrazy zniknęły. Kartka stała się zwyczajną kartką, informującą o czyjejś śmierci i dacie pogrzebu.

– Chyba potrzebujesz pomocy – wyszeptała, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła. Była pewna, że kiedy Matthew pojawi się ponownie, będzie już przygotowana na konfrontację.

*

Jacqueline Morgan nadal przebywała pod opieką wyspecjalizowanych terapeutów dziecięcych. Dzień wielkiej rozprawy Bestii zbliżał się wielkimi krokami, zaś ona, najstarsza ofiara, o jakiej wiedziano, musiała zeznać przed sądem każdy szczegół porwania. Psycholodzy ostrożnie przygotowywali ją do brania udziału w tym wydarzeniu, jednak upływające godziny i dni wyzwalały w dziewczynce strach, zabijając pewność oraz odwagę. Zasmakowała wielkiego upokorzenia i doświadczyła o wiele więcej, niż zdradziła komukolwiek. Będąc jeszcze w sierocińcu czuła się jak dziecko. Zbuntowane, pyskate, drażliwe, wkraczające w okres dojrzewania, ale wciąż małe pisklę, co prawda pozbawione czaru dzieciństwa. Po wyzwoleniu Jacqueline z rąk oprawcy zmieniło się jej spojrzenie na świat. Nabrała pokory i, chociaż nie okazywała przerażenia, niekiedy miotał nią lęk. Pewnej nocy w szpitalu obudziła się z potwornym bólem brzucha. Myślała, że została poraniona, lecz w zalanej światłem łazience, mrużąc zlepione resztkami snu oczy, zobaczyła, że bieliznę ma przesiąkniętą czerwoną mazią. Nadeszła pierwsza miesiączka razem z obawą o przyszłość. Stała się kobietą, a dorosłość jawiła się w szarych barwach, jeszcze bardziej ponurych niż minione dwanaście lat.

Jedyną otuchą była w tym czasie Meredith. Obie zupełnie niespodziewanie nawiązały przyjaźń, o ile tak mocna więź może złączyć dwie tak różne, przedzielone dużą przepaścią wiekową, osoby. Lubiła panią Dawn, natomiast lekarzy ledwie tolerowała. Tej pierwszej potrafiła zaufać, ci drudzy, pracownicy klinki, zbyt mocno kojarzyli jej się z obojętnością, jaka spotykała dziewczynę w domu dziecka. Codziennie wyglądała przez okno, pełna nadziei, że ujrzy znajomą burzę miedzianych pukli. Nigdy nie prosiła, aby przyszła jutro lub pojutrze.

Czuła, że nie zawiedzie się na niej.

Także w dzień urodzin Evana, o którego istnieniu panna Morgan nie wiedziała, Meredith postanowiła odwiedzić nastolatkę. Ostatnim razem obiecała, że przyniesie Jacqueline parę młodzieżowych książek, a po znalezieniu odpowiednich pozycji, jak najprędzej chciała dostarczyć stosik dziewczynie. Uniknęła typowych dramatów, nawiązujących do życiowych problemów, skupiła się raczej na fantastyce, czymś, co potrafiłoby wprowadzić Jacqueline do zgoła innego świata. Świata magii i wyobraźni. Poza tym upiekła dla nowej ulubienicy ciastka z kawałkami czekolady i zrobiła kompot z mrożonych owoców. Nie umiała przyjść do niej z pustymi rękoma, z czego nastolatka czerpała uciechę.

Po zjedzeniu kilku ciastek i wypiciu szklanki soku, Jacqueline zaczęła przeglądać tomy, szczególną uwagę zwracając na barwne okładki i krótkie, intrygujące opisy zamieszczone z tyłu. Tymczasem Meredith delikatnie przeczesywała jej długie do pasa, cienkie włosy i opowiadała przy tym o swojej pasji do pieczenia.

– Smykałkę odziedziczyłam po mamie, bo tato umie przyrządzić tylko jajecznicę – śmiała się.

– Jacy są twoi rodzice? – spytała Jacqueline, odkładając ostatnią książkę na stolik obok. Odwróciła głowę w bok, by móc kątem oka spojrzeć na Meredith.

– Ojciec jest wspaniały, ale matka nie żyje od dwudziestu paru lat. Słabo ją pamiętam. Mam za to macochę, która obecnie jest zajęta otwieraniem własnej cukierni i bardzo by chciała, żebym u niej pracowała – odpowiedziała, czując ukłucie w sercu na wspomnienie biologicznej rodzicielki.

– Dlaczego umarła? Chorowała?

– Zginęła w wypadku. Potrącono ją. – Meredith położyła szczotkę o miękkim włosiu na kolanach, wpatrując się we wplątane w przyrząd kosmyki. Sądziła, znając temperament dziewczynki, że będzie drążyła niewygodny temat. Była ciekawska, rezolutna i znała ograniczeń w słowach. Zdziwiła się, gdy mała Latynoska skinęła ze współczuciem.

– Przyjmiesz ofertę macochy?

Meredith uśmiechnęła się. Smutek pozostał.

– Jeszcze nie wiem. Chyba za bardzo lubię bibliotekę.

Jacqueline gwałtownie zmieniła pozycję, siadając bliżej rudowłosej i tak, by mogły widzieć swe twarze. W jej złotych tęczówkach płonął zapał.

– Żartujesz?! Całe Chicago powinno posmakować tych ciastek! – Sięgnęła po jedno i ułamała na pół, rozkoszując się aromatem. – Cała Ziemia! Są maślane, przesłodkie, cudowne…

– W takim razie nie wiem, czy wyrobiłabym się z ich produkcją – zauważyła trafnie Meredith. – Poza tym otwarcie dopiero za dwa lub trzy miesiące, zdążę podjąć decyzję. Obecnie najważniejsze jest odremontowanie lokalu i sprawy marketingowe.

– Super – stwierdziła Jacqueline i wzięła kęs. – Na pewno tam wpadnę. Mer… mogę tak do ciebie mówić?

– Jasne. O co chcesz zapytać?

Jacqueline wyglądała na odrobinę zmieszaną.

– Bo… powiedziałaś, że brałaś udział w śledztwie, no wiesz, żeby mnie znaleźć. Ale ty właściwie jesteś bibliotekarką, więc… – urwała, gniotąc między palcami wystającą spod koca część prześcieradła. – Jak to możliwe?

Brwi kobiety powędrowały ku górze. Fala gorąca uderzyła o jej twarz, a tętno natychmiast przyśpieszyło bieg. Dziewczyna patrzyła na nią dość wyczekująco, z miną wyrażającą pragnienie absolutnej szczerości. Meredith nie umiała znaleźć na gwałt dobrej wymówki lub, co gorsza, kłamstwa, a na wyznanie prawdy o darze było stanowczo za wcześnie. Pociągnęła za inny sznurek.

– To skomplikowane, poza tym mam odrobinę przykry dzień, więc może kiedy indziej opowiem ci o współpracy z policją?

– Czemu przykry? – odpowiedziała pytaniem Jacqueline.

Rudowłosa przełknęła głośno. Czy miała rację, podejrzewając, że ona, która straciła dziecko, lepiej zrozumie pannę Morgan, od narodzin wychowywaną w sierocińcu? Obie poniosły wielką, krzywdzącą stratę.

– Cóż… byłam nie tak dawno na cmentarzu u swojego synka – rzekła odrobinę zdławionym głosem. – Może nie powinnam ci tego mówić, ale i tak byś się dowiedziała – wzruszyła ramionami przepraszająco.

Jacqueline początkowo nie rozumiała. Zmarszczyła nosek, przetrawiając świeżo zdobytą informację. Później rozchyliła usta i wbiła spojrzenie zeszklonych oczu w Meredith. Ta nawet nie zorientowała się, kiedy nastolatka mocno objęła ją za szyję i przytulała przez kilkanaście sekund. Nie tylko z żalu, ale dlatego, że sama panicznie potrzebowała tej bliskości.

*

Wczesnym wieczorem wracała już ze szpitala, przepełniona otuchą i ciepłem. Lubiła Jacqueline, ponieważ dawały coś sobie w zamian. Mimo odmiennych charakterów, pasowały jak dwa puzzle. Meredith przechodziła akurat obok szkoły podstawowej, położonej dosłownie kilkanaście metrów od jej domu, gdy ujrzała na boisku przy placówce Matthew. Stanęła w pół kroku, podchodząc bliżej wysokiego ogrodzenia. Oplotła druciane kratki palcami obu dłoni, patrząc na siedzącego przy bramce chłopca. Światło zachodzącego słońca podbijało kolor krwi, jaką był mocno ubrudzony. Meredith, nie wahając się ani chwili dłużej; weszła na teren szkoły, pokonując dystans od ducha truchtem. Młody mężczyzna był piękny. Śniada cera i ciemne włosy kontrastowały z jasnozielonymi tęczówkami. Szczękał zębami, dlatego kobieta podejrzewała, że znajduje się gdzieś w mroku. Ostrożnie zajęła miejsce obok niego, moszcząc się w suchej murawie.

– Matthew? – wyszeptała na próbę.

Chłopak zastygł w bezruchu, poruszając tylko gałkami ocznymi.

– Kto tu jest? – zapytał cicho wystraszonym tonem.

– Chcę ci pomóc. Powiedz, co widzisz wokół – poprosiła łagodnie.

– Gdzie jesteś? Boję się – załkał. Jego dolna warga drgała rytmicznie. – Jestem w ciemnym lesie. Drzewa szumią złowieszczo. Na drodze leży wrak auta mojego przyjaciela. Co się dzieje?

– Matthew – rzekła stanowczo Meredith – musisz się stamtąd wydostać.

– Jak?

– Pozwól swoim powiekom opaść i wyobraź sobie, że znajdujesz się w osłonecznionym miejscu… na przykład na przyszkolnym boisku. Wyobraź sobie ciepłe promienie słońca, muskające twoje opalone policzki…

Chłopiec wykonał polecenie, jednak po chwili pokręcił głową.

– Nic nie czuję. Nie potrafię nic poczuć. Jest zimno – wykrztusił, obejmując się ramionami.

– Spróbuj raz jeszcze. Wydostań się – przemówiła Meredith. W jej umyśle pojawiała się sceneria z ostatniego wspomnienia nastolatka. Ona sama próbowała wygnać sprzed widoku ten obraz, przywołując kulę złotego, promieniującego światła. Gdy pozostała tylko ona, Matthew otworzył oczy i zamrugał kilkakrotnie. Rozejrzał się i zatrzymał spojrzenie na medium.

– Co to było? Kim jesteś?

– Nazywam się Meredith… – odrzekła.

– Co ja tutaj robię? Muszę iść do domu. – Wstał i otrzepał spodnie z piasku. – Matka będzie wściekła… – wymruczał.

Tego właśnie nie lubiła najbardziej. Ich nieświadomości. Za każdym razem było ciężko.

– Zaczekaj. – Również podniosła się z murawy. – Pamiętasz, co zdarzyło się, zanim znalazłeś się na szosie? – zapytała.

Matthew nie wyglądał na zadowolonego z powodu niespodziewanego wywiadu. Wykrzywił usta, zagniewany.

– Muszę wracać. Daj mi spokój! – zawołał.

Twarz Meredith oblał rumieniec złości.

– Jeśli będziesz potrzebować rozmowy, przyjdź – odpowiedziała mimo chwilowej utraty cierpliwości.

Matthew, jak każdy buńczuczny chłopak, obrócił się po raz ostatni w stronę rudowłosej, patrząc na nią spod byka, jakby była jego największym wrogiem. Ku rozczarowaniu Meredith, duch posiadał duże zadatki na stanie się czymś złym. Miała nadzieję, że to tylko przejściowe roztargnienie i brak rozeznania w sytuacji… Młody mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, zaś ona westchnęła ciężko i ruszyła w stronę domu.

C.D.N.

_ _ _

37 komentarzy:

  1. Mi się podoba. Bardzo. Ujmuje mnie sposób Twojego pisania. Słowa płyną jak zaczarowane z taką delikatnością w sobie. Po za tym bardzo polubiłam Meredith. Myślę, że jeżeli dalej będziesz tak pisać i dodasz jakiś ciekawy zwrot akcji to ''Rozmowy Pozaziemskie'' mają ogromną szansę na publikację. :)
    http://www.w-zwierciadle-ciemnosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za miłe słowa :) Co prawda raczej nie myślę o publikacji, ale Rozmowy Pozaziemskie są dla mnie fajnym oderwaniem od wszystkich innych projektów, no ale na razie mam za mało materiału, aby cokolwiek przewidywać. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Zanim przeczytam muszę się zachwycić!
    Łał! Zajepiękny szablon ^.^ Najlepszy z goszczących na tym blogu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzruszające fragmenty o wizytach na grobie Evana. Ciekawa jestem, co z Matthew będzie. Czytało się płynnie :)Cóż tu więcej mówić? Zastanawia mnie też, czy Mer adoptuje Jacqueline. Czekam na ciąg dalszy :)

      Usuń
    2. Też mi taka myśl a propo adopcji przeszła przez myśl...

      Usuń
    3. Musiałam zmienić szablon, bo miałam trochę dosyć tych nużących szarości... Póki co innej szaty nie planuję. Sprawa Matthew się rozwiąże w kolejnym rozdziale, długiego przypadku nie planuję. Ja raczej o adopcji nie myślałam, ale o stworzeniu domu zastępczego, choć chciałabym, żeby to było wiarygodne. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Szablon piękny, chociaż szkoda, że przy mojej rozdzielczości niewiele widać : (. Ale kolorki bardzo ładne!
    W sobotę przeczytam albo jutro po praktykach : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak mi było przykro, gdy czytałam fragment o cmentarzu i Evanie. Chłopiec miałby już roczek, ech... biedna Mer i Rick.
      Polubiłam Jacqueline, jest taka bezpośrednia. Widzę, że u góry ktoś wspomniał o adopcji - też mi taka myśl przeszła, gdy Jacq ją mocno przytuliła.

      Jestem ciekawa nowego przypadku. Czy chłopak okaże się zły?
      Kocham czytać Twoje opowiadanie <3

      Usuń
    2. Szkoda, że szablon jest kiepsko widoczny na mniejszych ekranach, ja mam przekrój 3:4, taki prawie kwadracik i u mnie zawsze wszystko super widać. Wiem, mi również było przykro pisać ten fragment o Evanie, ale los jeszcze wynagrodzi cierpienie Meredith oraz Ricka. Jacqueline również mi się podoba jako postać i mam wobec niej spore plany ;) A Matthew będzie raczej zbuntowany, nie zły. A ja kocham Ciebie <3

      Usuń
  4. Bardzo wzruszający początek. To smutne, że Meredith i Rick nie mogli nacieszyć się swoim własnym synkiem, i że przez to wydarzenie zamiast przybliżyć, oddalili się od siebie. Mam to nadzieje, że z biegiem lat, wszystko się zmieni - wierzę w to głęboko. A ten aniołek wygląda pięknie - wyobraziłam sobie ten opis w swoim oczach.
    Po tytule rozdziału, zastanawiałam się głęboko, jaki tym razem przygotowałaś dla nas przypadek. A potem, jak przeczytałam, ze chodzi o wypadek samochodowy, to rzeczywiście, tytuł bardzo mocno trafiony. Matthew wygląda jak na razie na zagubionego chłopaka, pewnie nie wie jeszcze, że jest duchem. Ale z pewnością Meredith pomoże zagubionemu nastolatkowi. Jestem ciekawa, co wywołało ten nieszczęsny wypadek. Pewnie dla Meredith to będzie przejaw kolejnej próby, bo z tego co wyczytałam, matka rudowłosej zginęła w wypadku.
    I fajnie, że Meredith wciąż utrzymuje kontakt z Jacqueline. Widać, że obie są ze sobą bardzo zżyte. Myślę, że kobieta postąpiła słusznie, nie mówiąc dziewczynie o duchach, bo pewnie mogła ją uznać za jakąś wariatkę czy coś i by posmutniała, że tak ją okłamuje.
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy:)

    I muszę powiedzieć, że śliczny szablon ^^ Uwielbiam to zdjęcie Bena :)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię całą tę sesję Bena, bo wygląda na niej tak dojrzale i mega męsko. Los okrutnie uderzył w Meredith i Ricka, strata dziecka to straszna rzecz, w co potrafię się wczuć, bo moja bliska rodzina tego doświadczyła ponad dwa lata temu. Aniołku przy dziecinnych grobach są istotnie słodkie i wzruszające. Meredith szybko odnajdzie nić porozumienia z Matthew, ponieważ okaże mu to, czego pragnie w trudnej chwili: pomocy, troski i zrozumienia. A nasze medium jest bardzo empatyczną osobą, dlatego prędko zrozumie, jak zadbać o to, by chłopak przeszedł na drugą stronę. Hmm... Przyjaźń między Jacqueline a kobietą ma rozrysowaną przyszłość i na pewno będą z tym związane pewne niespodzianki ;) Dziękuję za opinię, pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. Pisałam ci o tym na gadu, ale się powtórzę - bardzo ładny szablon, taki inny niż poprzednie. Choć uwielbiam czarno-białe, to jednak fajnie, że teraz trochę odmiany. Nie jestem fanką zieleni, ale wygląda ciekawie, i dobrze wtopione zdjęcia.
    Piękne, piękne opisyyyy <333. Miło wejść na bloga i na wstępie zobaczyć tyle opisów.
    Początek był jednak smutny. To przykre, że Meredith straciła dziecko. I wygląda na to, że Evan był jeszcze malutki i umarł stosunkowo niedawno. To takie przykre, że to smutne wydarzenie rozdzieliło Mer i Ricka, zamiast ich do siebie zbliżyć. Ale może nie wszystko jeszcze stracone?
    Moim zdaniem dobrze oddałaś smutek kobiety. Był naturalny i wyważony. Na pewno wciąż trudno jej się pozbierać, ale mimo wszystko jest dzielna. Podoba mi się też to, że zaczęła się zaprzyjaźniać z Jacqueline, myślę, że to może obydwóm wyjść na dobre, zwłaszcza, że obie mają za sobą trudne przeżycia i zapewne czują się samotne, bo Mer straciła dziecko, a dziewczynka wychowywała się bez najbliższych.
    Ciekawi mnie ten chłopak. Może faktycznie jeszcze nie do końca dociera do niego to, co się stało i może nawet nie wie, że jest duchem i nie widzi Mer, nawet gdy ta jest obok i do niego mówi? Zastanawiam się, czy kobiecie uda się w końcu do niego dotrzeć i pomóc mu.
    Ta sprawa, mimo że nie kryminalna, też mi się bardzo podoba. Przecież nie musi wiecznie być multum akcji i sensacyjnych wątków, czasem przyda się taki spokojniejszy, ale także poruszający przerywnik. Wcale nie mam nic przeciwko takiej sprawie, uważam, że jest bardzo odpowiednia, w końcu też nie wszystkie duchy, jakie napotyka Mer, musiały być ofiarami jakichś popaprańców.
    I tak mi się bardzo podobało. Ile odcinków będzie liczyć ten przypadek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również nie przepadam za zielonymi szablonami, ale ta zieleń jest taka... ponura, brudna i tajemnicza, zwłaszcza w połączeniu z tymi zdjęciami. Ostatnimi czasy znowu bardziej się przekonuję do opisów, a miałam okres, że lepiej pisało mi się dialogi niż te pierwsze. Myślę, iż te wzburzone emocje po nagłej śmierci Evana opadły, ale obecna pustka nie pozwala bohaterom się zbliżyć do siebie. Jeszcze. Poza tym i w życiu Meredith pojawi się ktoś, i w życiu Ricka. Nie będzie tak łatwo, za bardzo lubię mieszać i intrygować. Meredith początkowo było szkoda dziewczynki, która przeżyła traumę, ale po kilku wizytach stwierdziła, że bardzo ją lubi i obie przywykły do swej obecności. Ten przypadek jest faktycznie o wiele bardziej obyczajowy niż kryminalny, ale postaram się wpleść w niego ciekawy zwrot akcji, żeby nie było za nudno. A przypadek będzie liczyć jeszcze jeden, góra dwa posty. Całuję ;*

      Usuń
  6. Nowy szablon jest przecudowny. Mimo, iż dotychczas szablony były w tonacji czarno-białej, to ten nowy szablon naprawdę jest miłą odmianą. Przeszkadzają mi tylko te linki w czytaniu,ale tak jest dobrze. Ostatnio zieleń stała się moim ulubionym kolorem. A dzięki tobie coraz bardziej zaczynam się przekonywać do tego szablonu.
    Wyłapałam tam kilka małych błędów,ale wierzę w Ciebie i nie będę Ci ich tutaj wypisywała.
    Przecudowne opisy. Jejku jak ja uwielbiam opisy. Dialogi są tylko wisienką na torcie, a deserem są opisy.
    Bardzo wzruszająca pierwsza część rozdziału. Widać,że Mer tęskni za swoim synkiem i nie może się pogodzić,że jej skarbu nie ma już wśród żywych. Mer jest dzielna i tak łatwo się nie poddaje. Niech tak dalej trzyma. :o Zauważyłam,że medium ma szansę na zmianę zawodu. Zobaczymy co z tego wyniknie.
    Rick, jak to mężczyzna. Uczucia trzyma w środku. Słodki był ten prezent. Detektyw jest bardzo uczuciowym i romantycznym człowiekiem.
    Za dużo to w tym rozdziale nie ma akcji. Dodałaś takie wprowadzenie do kolejnej sprawy. Ostatni obraz widziany żywymi oczami Mattchewa. Szkoda,że nie wie on kim teraz jest. Przykra sprawa. I naraz pojawia się milion pytajników. Czy morderca zabił kogoś jeszcze prócz '' Młodego wilka"; i kim on tak naprawdę jest? Jestem ciekawa rozwiązania sprawy; i jak się ona dalej potoczy. Ale to dopiero w dalszej przyszłości.
    Ile odcinków będzie liczył przypadek drugi?

    Pozdrawiam i życzę weny;*

    PS. Zapraszam do mnie na blożka o tematyce kryminalnej. Start na początku sierpnia. Zarys fabuły już dodany.
    http://zeznania-narkomanki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na myśli te linki po boku? Musiałam je gdzieś upchać, a akurat w tym miejscu było dość pusto, na pewno przy kolejnym szablonie zadbam o to, aby nic nie przeszkadzało podczas czytania. Z błędami dam sobie radę, choć dwa razy sprawdzałam ten rozdział, ale i tak zamierzam nanieść porządne poprawki. Ja akurat nie wyobrażam sobie Meredith piekącej beztrosko ciasteczka, niemniej jednak czasem będzie pomagać macosze. I tak, to oczywiste, że bardzo mocno tęskni za synem, którego nawet nie zdążyła poznać ani wychować. Rick ma wady, ale na pewno nie zapomniałby o urodzinach własnego dziecka. Nie w każdym rozdziale będzie akcja, pozwólmy sobie odetchnąć czasem i skupić nad życiowymi refleksjami ;) Serdecznie pozdrawiam ;*

      Usuń
  7. W końcu tu dotarłam! :)Wiem, strasznie długo to trwało, bo tak naprawdę musiałam przysiąść do przeczytania, ale jak już zaczęłam, to wciągnęłam wszystkie rozdziały jednym haustem. Bardzo mi się podoba! Ogólnie wszelkie nadprzyrodzone, magiczne i fantastyczne klimaty to jest to, co lubię najbardziej, dlatego wszystko przeczytałam z ogromną przyjemnością. Jeżeli chodzi o przypadek pierwszy, muszę przyznać, że ciarki przechodziły mi po plecach, kiedy to czytałam, a po tym, jak w domu Meredith ukazała się mała Danielle bez oka, to ja wręcz biegłam po schodach w dół jak najszybciej, byleby tylko znaleźć się między ludźmi – tak, taka byłam wystraszona, że i mnie zaraz się coś ukaże. Niemniej jednak, całość, pomimo tego, że faktycznie momentami mroziła krew w żyłach, była bardzo smutna – z jednej strony dlatego, że ofiarami były niewinne dzieci, a z drugiej, że takie historie, to niestety także rzeczywistość, bo po świecie pałęta się pełno takich psychopatów. Ale jak już wspomniałam, jestem pod wrażeniem, jak realnie i prawdziwie opisałaś zarówno psychikę sprawców, jak i całe śledztwo.
    Co to by było za opowiadanie, gdyby zabrakło w nim wątku miłosnego( o ile mogę go tak określić). Podoba mi się on tym bardziej, że Rick i Mer maja za sobą już jakąś przeszłość, w dodatku domniemam długą i momentami bolesną, i nie jest to tak, że dopiero się spotkali i zapajali do siebie miłością wielką i natychmiastową. Ich relacja nie jest mocno przekoloryzowana, ale odpowiednia, jak dla ludzi, którzy dopiero co się rozstali. Mam jednak nadzieję, że podczas zmagań z przykrą rzeczywistością znajdą czas na to, by odbudować swój związek, na co szczerze liczę.
    I jeszcze, jeśli chodzi o Evana, nie jestem pewna, czy to pominęłam, czy nie, pomimo że wracałam do rozdziałów wstecz, ale nie wspominałaś chyba o tym, jak zginął? Jego postacią, a raczej wspomnieniem o nim sprawiłaś, że oczy mi się zaszkliły, nawet nie wiem kiedy…

    Liczę, że niebawem pojawi się następny rozdział. Postaram się już czytać wszystko na bieżąco ;) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że przeczytałaś tego bloga, lubię czytać Twoje opinie :) Ja również bardzo lubię fantastyczne oraz mroczne klimaty, dlatego rozumiem Twoją sympatię do mojego opowiadania. Widzę, że przypadek pierwszy mocno wpłynął na Twoją wyobraźnię. I sama jestem z niego zadowolona, ponieważ to był swego rodzaju "pilot" z nawiązaniami do następnych części pierwszego sezonu. Raczej bym nie chciała tworzyć tutaj super miłosnych historii, te wątki będą bardzo naturalne i życiowe, zupełnie jak w realu. Nie będę niczego idealizować, natomiast coś romantycznego jednak musi u mnie być. Jeszcze nie wspominałam o historii Evana, ukaże się to dopiero pod koniec trzeciego przypadku, jak zaplanowałam. Zdradzę tylko, iż była to dość nagła i niespodziewana śmierć. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  8. Przepiękny jest ten nowy szablon. Właśnie dlatego opłaca się czytać bloga osoby znającej się na grafice, bo dzięki temu można podziwiać takie cudeńka jak to. Strasznie podoba mi się kolorystyka i to spojrzenie Meredith. Hmm, cudnie. Zastanawia mnie tylko, kto to czai się na tym małym zdjęciu pod linkami? Hmm. Będę musiała się nad tym zastanowić. ;)
    Co do rozdziału, to byłam strasznie ciekawa, co wymyślisz po tak skomplikowanym i świetnie napisanym przypadku. Ostatnim razem postawiłaś poprzeczkę bardzo wysoko i wydaję mi się, że spokojnie ją przeskoczyłaś. Strasznie szkoda było mi Mer, kiedy czyściła grób Evana. Współczuję wszystkim matkom, którym dane było stracić pociechę przed... właściwie przed samym poznaniem jej. Przypuszczam również, iż właśnie ta strata oddaliła od siebie Ricka oraz Meredith, ale w głębi duszy liczę, że postanowisz to naprawić w przyszłych rozdziałach.
    Podoba mi się relacja Mer oraz Jacqueline. Już pod wcześniejszym rozdziałem napisałam, iż sądzę, że w grę wchodzi adopcja, jednak teraz powtórzę to samo. Zresztą bardzo podoba mi się takie wyjście. Mer nie byłaby już więcej samotna.
    Cóż... Nowy towarzysz Meredith wydaje się nieco... nieokrzesany. Jestem ciekawa, co wyniknie z tego jego narwanego charakteru. Naprawdę, jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa, co jeszcze masz dla nas w zanadrzu.
    Pozdrawiam, Wellesie

    Ja tymczasem chciałabym uroczyście powiadomić, iż moje drugie, autorskie opowiadanie nareszcie ruszyło. Zapraszam więc na http://ksiezycowa-przeszlosc.blogspot.com, gdzie znajduje się już prolog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już na Twoje autorskie opowiadanie wpadłam i jestem zachwycona! Na pewno zostanę stałą czytelniczką. Co do grafiki - zawsze zachęcam ludzi, aby robili własną na swoje blogi, siedzę w tym światku od sześciu lat i chyba tylko raz skorzystałam z ogólnie dostępnego szablonu :) A ta postać na miniaturowym zdjęciu to właściwie nikt konkretny, ot, taka namiastka dusz odwiedzających Meredith, jakiś przypadkowy mężczyzna. To prawda, Meredith długo nie nacieszyła się rodziną, która szybko się rozpadła. Co prawda ona i Rick dalej mogliby być razem i starać się o dzieci, ale rana jeszcze jest niezagojona. Póki co muszę się rozeznać, jak wygląda tworzenie domu tymczasowego w USA, bo jeśli już w grę weszło przygarnięcie Jacqueline, to musi być to sensowne. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  9. Przepraszam, że dopiero teraz wpadłam przeczytać to opowiadanie. Wszyscy mi świadkiem, że miałam link na pulpicie laptopa, ale nie miałam w ogóle na to czasu.

    Trochę szkoda, że pierwsze śledztwo dobiegło już końca. Polubiłam te wszystkie zagadki, w sposób jaki Meredith odkrywała prawdę i szukała poszlak skupiając się głównie na tym, co powiedziały jej duchy. To było dla mnie coś nowego. Jednak widzę, że tego człowieka jeszcze nie skazano na nic. A ten sam proces może być interesujący.
    Naprawdę współczuje Meredith, że musi się nadal zmagać z utratą synka. Na pewno nie jest jej łatwo. A do tego Rik zmaga się z tym samym. Gdyby jeszcze mieli siebie. Ale kiedyś będą musieli usiąść i porozmawiać o tym, co się stało i co ich łączyło. Ciekawe kiedy dojdą do porozumienia.
    O co chodzi z tym nowym duchem? Czyżby nowa sprawa? Matthew będzie wściekły jak obaczy, co się z nim stało i czym się stał . Nie będzie wierzył, wróci do Merr... Aż szkoda się zastanawiać, co on może zrobić. Tym bardziej, że napisałaś, iż ma zadatki na złego ducha. Co to w ogóle oznacza? Zły duch?
    Mam nadzieję, że tej dziewczynce J coś tam (wybacz, ale nie potrafię tego napisać xd) nic już się nie stanie. Ona za dużo wycierpiała.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spraw kryminalnych będzie jeszcze dużo, ale tym razem pokusiłam się o coś bardziej obyczajowego z dramą dnia codziennego. Mimo to zrobię, co w mojej mocy, aby i ten przypadek obfitował w ciekawe rzeczy ;) Spotkanie Meredith i Ricka już wkrótce, bo w następnym poście! Zły duch to nic dziwnego, zresztą wkrótce opublikuję pierwsze zapiski do encyklopedii opowiadania i wszystko stanie się jasne ;) Pozdrawiam ;*

      Usuń
  10. Cuuudowny szablon. I bardzo smutny rozdział. Piszesz tak autentycznie, że aż współczuję Meredith jakby była zwykłą osobą, a nie postacią.
    Cieszę się z premiery nowego przypadku. Jestem ciekawa co też tym razem wymyślisz. Chłopak mnie fascynuje, a to, że gdzieś w tekście pisze, że ma predyspozycje do stania się czymś złym jedynie sprawia, że intryguje mnie jeszcze bardziej.

    Pozdrawiam, zachwycona rozdziałem jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bardzo uradowana, bo autentyczność w opowiadaniach bardzo mnie rajcuje - zwłaszcza jeśli chodzi o postacie i ich charaktery. Nie znoszę ideałów ani bohaterów kompletnie bez duszy, zawsze chcę być gdzieś po środku. I również współczuję Meredith. Matthew będzie bardzo rozgniewanym duchem, nie potrafiącym pogodzić się ze śmiercią. Pozdrawiam i dziękuję ;*

      Usuń
  11. Szablon jest naprawdę śliczny, podoba mi się ten zielony kolor, ładnie pasuje do oczu Mer :) Zastanawia mnie tylko, kto jest na tym małym zdjęciu pod napisem.
    Co do rozdziału - za krótko! Strasznie szybko mi się czytało i, oczywiście, przyjemnie, więc moje rozczarowanie było tym większe, gdy dotarłam do ostatniego słowa.
    W dni takie jak ten szczególnie odczuwa się tęsknotę za zmarłym. Dobrze, że Meredith znalazła oparcie u Jacqueline. Ich przyjaźń kwitnie i kto wie, być może rudowłosa zdecyduje się zaopiekować dziewczynką? Jestem także ciekawa, czy zdecyduje się na pracę w cukierni - ja pewnie odmówiłabym przez wzgląd na własną linię, bo te wszystkie słodkości zbyt mocno by mnie kusiły i w pracy ciągle bym coś podjadała :)
    Duch chłopaka wywarł na mnie nieco negatywne wrażenie, ale może to ponieważ jeszcze nie jest świadom tego, co go spotkało? Cóż, zaniepokoiła mnie wzmianka, że ma predyspozycje do stania się czymś złym.
    Niecierpliwie czekam na nowość i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już wspomniałam wyżej, na tym malutkim zdjęciu nie znajduje się nikt konkretny, to takie nawiązanie do dusz obcych ludzi, którym musi pomagać Meredith :) Wiem, akurat ten rozdział wyszedł krótki, ale postaram się, aby następne były dłuższe chociaż o stronę lub dwie :) Jeszcze się nie zastanawiałam a propos pracy w cukierni, ale myślę, że Mer mogłaby czasami wspomóc macochę swoimi przepisami. No i Jacqueline - planuję dla niej sporą rolę w opowiadaniu, ale w nieco późniejszym czasie :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za opinię ;*

      Usuń
  12. Jestem, jestem :) Wybacz mi moje spóźnienie (znowu) ale ostatnio miałam naprawdę sporo na głowie, gdyż musiałam załatwić do końca sprawę z LO. Niemniej jednak pomału staram się nadrabiać zaległości.
    A szablon rzeczywiście jest bardzo ładny ^^ Zresztą jak wszystko co wyjdzie spod twojej ręki. Taki inny niż dotychczas, choć nadal w ponurych kolorach, ale wiadomo, jaskrawych kolorów nie zobaczymy raczej na blogu poświęconym tematyce zmarłych :D
    Już od samego początku wiedziałam, że u Ciebie będzie się dużo działo ^^ W końcu w tym urok autorskich opowiadań, nigdy nie da się niczego przewidzieć, a autor nie szaleje z akcją i wszystko wyjaśnia czytelnikowi po kolei. Rozdział był naprawdę poruszający i kurczę, nie miałam pojęcia że tak to wszystko wyglądało, w poprzednich notkach czułam to napięcie, które panowało między Mer, a Rickiem, ale w życiu nie pomyślałabym, że ta dwójka była kiedyś razem, myślałam, że wszystko dopiero przed nimi. To smutne że rozstali się właśnie z takiego powodu i to w momencie, kiedy najbardziej potrzebowali swojego towarzystwa, mimo iż rozumiem jak ciężko było im znosić swoje humory, w końcu nie wiemy jeszcze jak to wszystko wyglądało. Jaka była ich reakcja na wiadomość o śmierci dziecka i jak bardzo się zmienili.
    Współczuję Mer, straciła nie tylko matkę, ale i synka, widać że nadal nie może się pozbierać, a na dodatek została całkiem sama ze swoimi problemami.
    Podobają mi się relacje panujące między Jacqueline oraz Meredith i uważam, że takie spotkania wyjdą im tylko na lepsze.
    Obydwie potrzebują obecności drugiej osoby - Jacqueline potrzebuje rodzica, opiekuna, kogoś na kogo zawsze będzie mogła liczyć, a Mer musi przebywać w towarzystwie innych i nie może zamykać się w sobie, bo inaczej zwariuje.
    Meredith ma naprawdę twardy orzech do zgryzienia, zwłaszcza z takimi przypadkami jak ten chłopak, którego historia bardzo mnie ciekawi ^^ Mam nadzieję, że wkrótce wyjawisz nam więcej faktów z jego przeszłości ^^
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jestem bardzo ciekawa, na jaki kierunek się udałaś :) Ty się starasz o liceum, a ja w tym czasie martwię się studiami. No nie, jeśli będę tworzyć tutaj szablony w kolorach, to tylko przygaszonych i ciemnych, taka miła odmiana po czerniach i szarościach. Właśnie to uwielbiam w autorskich opowiadaniach, ta świadomość, że Ty pociągasz za sznurki, jest lepsza niż cokolwiek innego! Lepsza niż lody z kawałkami czekolady :D No i tak, Meredith była z Rickiem i wcale nie zaprzeczam temu, że kiedyś się zejdą. W końcu łączy ich długoletnia znajomość, o czym się przekonacie za jakiś czas. Właśnie to jest piękne między Mer i Jacq, że obie sobie dają coś, czego w tym momencie potrzebują - bliskości i wzajemnego wsparcia. A Jacqueline jest niezwykle rozumną i dojrzałą dziewczyną jak na swoje dwanaście lat. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  13. Lubię Annę i lubię Jaquline. Obie te postacie, chociaż drugoplanowe zdobyły moją sympatię. Z każdym rozdziałem dowiaduje się o Mer czegoś nowego, jak z tym gotowaniem. Nawet, jeżeli w poprzednich rozdziałach była o tym wzmianka, dopiero teraz w rozmowie z dziewczynką wryło mi się to w świadomość.
    Utrata dziecka to niewyobrażalna próba życia, ten mały samochodzik od Ricka rozczulił moje serce, tak strasznie mi przykro.
    Duch tego chłopaka jest zagubiony, lecz nie wątpię, że kiedy się ocknie z iluzji przyjdzie po pomoc. Trochę jest przerażający, zwłaszcza, jak wspomniałaś, że może przekształcić się w coś złego. Nie chcę myśleć w co...
    Świetny rozdział! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Anny mam w zanadrzu pewną ciekawą scenę, ale to w niedalekiej przyszłości :) Meredith ma ogółem predyspozycje do typowej gospodyni domowej, jest zaradna i uporządkowana, ale bynajmniej nie prowadzi zwyczajnego życia. Matthew jeszcze nie będzie złym duchem, Mer szybko go sprowadzi na dobrą drogę! Pozdrawiam ;*

      Usuń
  14. Prawie się popłakałam, gdy przeczytałam, że Meredith miała kiedyś synka i go straciła. W jeszcze większe zdumienie wprawił mnie fakt, że Mer i Rick byli kiedyś razem. Ja także myślałam, że wspólna przyszłość przed nimi.
    W tym rozdziale czuć wszechobecny smutek i żal - te emocje przeplatają się cały czas. Wspaniale je uwieczniłaś w opisach, dialogach - wszędzie, gdzie się da, o.
    Dobrze, że nie zabrakło optymistycznego akcentu, a mianowicie znajomości Mer i Jacqueline. Może kiedyś Jackie będzie dla Meredith kimś więcej? Może rudowłosa zdecyduje się wziąć małą pod opiekę? Byłoby miło, bo czuć, że obie potrzebują siebie nawzajem.

    Rozdział czytało się przyjemnie, bez problemów. Uroniłam kilka łez, zafascynowana tym, jak świetnie tworzysz klimat tej historii. Ta tajemnica związana z duchem tego chłopca nie daje mi spokoju, zwłaszcza po tym, jak dowiedziałam się, że on może być zły...

    Pozdrawiam, Literacka N.
    http://nowa-prawda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielokrotnie wspominałam o tym, że Meredith i Rick byli parą i łączyło ich ogromne uczucie :) I pewnie nadal łączy, ale nie zejdą się prędko. Też uważam, iż post jest przeładowany smutkiem, niestety kolejny będzie utrzymany w podobnym klimacie... Dopiero przypadek trzeci wniesie odrobinę słońca :) Dziękuję za opinię ;*

      Usuń
  15. Jejku, ta cała sprawa z Evanem jest taka przykra. Zastanawia mnie, dlaczego zmarł. Czy to coś związanego z darem Meredith? Mam nadzieję, że nie, bo w końcu jak teraz ona potrafiłaby dalej wykonywać swoją "pracę"?
    Wciąż mam nieodpartą nadzieję, że Mer i Rick w końcu się zejdą i będą razem, choć nie jest im łatwo po stracie jedynego syna.
    Podoba mi się relacja łącząca główną bohaterkę i Jacquelline. Zastanawia mnie, czy rudowłosa opowie jej o swoim darze i jak ta druga zareaguje na tą informację. Wierzę, że wszystko zrozumie, a może nawet jej pomoże. Widzę, że bardzo dbasz o szczegóły, co już chyba kiedyś powtarzałam, jakby każdy rozdział był jakoś zależny od drugiego. Mam wrażenie, że wszystko już dokładnie przemyślałaś.
    Ciekawi mnie, co stało się z Matthew i wierzę, że Meredith wkrótce mu pomoże.
    Pozdrawiam i przepraszam za tak długą przerwę w komentowaniu, ale nie było mnie przez dwa tygodnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, śmierć Evana nie była związana z darem Meredith - na całe szczęście. Dopiero w trzecim przypadku poznacie przyczyny jego dość nagłej śmierci. Meredith i Rick mogliby się chociaż wspierać, zamiast unikać i udawać, że są sobie obcy, na pewno byłoby im lżej przejść przez żałobę. Nie pozwalam już sobie na nieprzemyślane historie, bo było ich za dużo parę lat temu, kiedy zakładałam i kasowałam blogi jeden po drugim :) Pozdrawiam ;*

      Usuń
  16. Świetny blog, naprawdę mocno mnie wciągną! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)

    Pozdrawiam!!!
    http://fayernight.blogspot.com/
    http://blogowasfera.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej bynajmniej o Tobie nie zapomniałam. Ostatnio jakoś rzadko loguje się na te blogi, które, by napisać komentarz wymagają konta Google. Nie będę się zbytnio rozpisywać, bo w te upały bo nie mam siły. Nowy przypadek jest szalenie ciekawy i, aż mnie dowiedzieć się, co będzie dalej? Ja cały czas robię porządki u siebie na blogu, nawet postanowiłam zupełnie od nowa napisać trzeci rozradzał, jedyny problem jest taki, że wena mnie opuściła może ty ją wadziłaś, moja droga? Jesteś teraz w domu? Jeśli przeczytasz ten komentarz to daj znać na Gadu-Gadu... Mam sprawę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się tu pojawiłaś. Z chęcią do Ciebie się odezwę na gadu-gadu. Ja niestety od zawsze mam włączone komentowanie tylko dla osób z kontem google, żeby uniknąć niemiłych sytuacji związanych z wrednymi anonimkami. Pozdrawiam ;*

      Usuń

O blogu

Opisana tu historia (GŁÓWNE MOTYWY: DUCHY I MEDIUM!) jest
wytworem mojej rozhulanej wyobraźni. Wszystkie wydarzenia i bohaterowie
zostali wymyśleni. Przed rozpoczęciem czytania zapoznaj się z
odpowiednimi zakładkami. Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze.
Podkreślam, że szablon, tekst oraz belka są mojego autorstwa. Zabraniam
wycinania części grafiki i przerabiania na swoją!

Rozdziały będą publikowane dość rzadko, bo co trzy lub cztery tygodnie. Wszystko zależy od chęci i weny.

Ostrzegam
przed scenami drastycznymi i wzbudzającymi przerażenie. Czytasz na
własną odpowiedzialność, choć lekturę polecam osobom starszym.

Cytaty na nagłówku pochodzi z wiersza mojej ulubionej poetki, Haliny Poświatowskiej.