5 kwietnia 2013

Przypadek 1.2


Za każdym razem jest inaczej. Dochodzą nowe impresje, tworzy się plątanina różnych, nierzadko sprzecznych uczuć. Strach nawarstwia się w milionach komórek spiętego ciała, radość kumuluje się w szybko bijącym sercu, a pięć podstawowych zmysłów człowieka osiąga maksimum czujności. Szeroko rozwarte źrenice poszukują srebrnych cieni, do uszu dociera najcichszy szmer, a skóra staje się wrażliwa na każde wahanie temperatury. Bo wraz z obecnością duchów nadchodzi wyczuwalny chłód, jakiego doznać może nawet zwyczajna osoba bez wrodzonego daru. Dawniej myślałam, że to jedynie głupie złudzenie. Dopiero z biegiem czasu uświadomiłam sobie ważną rzecz.

Każda dusza jest naznaczona mroźnym, upiornym oddechem śmierci…

Meredith dostała gęsiej skórki przy schodzeniu ze stromych, głośno skrzypiących stopni. Ciemność pochłaniała wnętrze niewielkiego domku kobiety; czy to przez posiadanie grubych zasłon, jakimi co wieczór zakrywała szyby okien, czy przez wciąż niedziałające latarnie, akurat te stojące tuż przy jej miejscu zamieszkania. Ulica główna również ziajała nieprzeniknionym mrokiem, zakłócanym niekiedy światłami przejeżdżających samochodów. Meredith nie szukała instynktownie źródła jasności. Nie obawiała się nocy ani tego, co druga pora ze sobą niosła. Wiedziała też, że nagły blask mógłby odstraszyć potencjalnego gościa

Stanęła w małym holu i nasłuchiwała, rozmyślając o tajemniczym śnie. Przywiązywała dużą wagę do koszmarów, choć nie zawsze musiały być zgodne z faktami. Akurat w przypadku tragicznie zmarłej dziewczynki prędko otrzymała poszlakę, mimo że niewiele zapamiętała z otoczenia, do jakiego porywacz zabrał dziecko. Ciasne, czarne przestrzenie, żółty pobrzask smętnie zwisającej z sufitu żarówki i… i właściwie tyle. Najstraszniejszy jednak był odgłos wżynającego się w maleńką głowę ostrza. Już na tym etapie, zakładając prawdziwość wizji, Meredith potrafiłaby nakreślić fragmenty portretu psychologicznego domniemanego zabójcy. Nie zaplanował dokładnie uprowadzenia, nie zabezpieczył kryjówki, w której zamierzał przetrzymywać kilkuletnią Danielle. Kierował nim pośpiech i panika, jakby sam nie rozumiał, dlaczego zdecydował się uczynić coś równie okropnego. Z pewnością podał dziewczynce środki nasenne, by zamknąć jej usta i odebrać zdolność do pojmowania złych rzeczy. Zamierzał o nią zadbać. Wcale nie zależało mu na morderstwie, tylko na ewentualnych korzyściach. Czy hipotetyczna, przypadkowa śmierć córki bogatego biznesmana obudziła w nim bestię? Jeżeli tak, to wkrótce odbierze życie małej Clementine i innym niewinnym dzieciom.

Właśnie w tym momencie Meredith zrozumiała, dlaczego Rick zwrócił się do niej o pomoc. Cenna była każda sekunda, a nawet i ulotne milisekundy. Pewnym było, że bestia nie uśmierci świeżej ofiary w sposób bezbolesny, ale powolny oraz wyważony, by wpierw zyskać przychylność, a później nieoczekiwanie zaatakować i doprowadzić grę do ostatecznego finału. Pani Dawn, rzecz jasna, nie mogła być całkowicie pewna tych przemyśleń, lecz domniemanie było jej mocną stroną. Rzadko się myliła dzięki wiadomym zdolnościom.

Podczas nocnej rozmowy z dawnym partnerem, pełnej urywanych słów i zdawkowych pytań, Rick zaświadczył, że przyjedzie po Meredith możliwie najwcześniej, aby wszcząć śledztwo i nie tracić więcej czasu. Drobinki złotego piasku nieprzerwanie spadały w dół przez ciasną, szklaną szyjkę klepsydry…

Kobieta zajrzała do pokoju dziennego, później przekroczyła próg kuchni i zapaliła malutką lampkę, stojącą na jednym z kredensów. Czuła w gardle nieprzyjemną suchość. Machinalnie wyciągnęła szklankę, wolną dłonią sięgając po dzbanek wypełniony zimną, owocową herbatą. Jej palce lekko drżały ze zdenerwowania. Przejęła się losem trzech dziewczynek. Mogła ulżyć im wszystkim, o ile sprawy potoczyłyby się właściwym torem i chociaż jedna z nich powróciłaby w stęsknione ramiona rodziców. Pozostałym dwóm pragnęła ułatwić dotarcie do uzyskania wiecznego, nienaruszonego wstrętnym oddechem kata, spokoju.

Dochodziła trzecia, gdy Meredith uznała, że pora wracać do łóżka. Danielle, jeżeli kiedykolwiek w przeciągu kilku godzin odwiedziła ją, nie pozostawiła żadnego śladu poza wcześniejszym zastukaniem bucikami o podłogę. Kobieta miała już zgasić światło, kiedy dostrzegła to.

W przyciemnianej szybce od piekarnika odbijała się zakrwawiona, zmasakrowana twarzyczka, otoczona jaśniutkimi włosami. Serce Meredith wskoczyło aż do gardła. Nadal bywała wrażliwa na element nagłego zaskoczenia, więc wpatrywała się w pozbawione lewego oka oblicze, zmuszona w przeciągu krótkiej chwili podjąć decyzję o tym, jak się zachować. Wybrała możliwie najlepszą opcję: matczyny ton oraz siłę perswazji.

– Jesteś tu – wyszeptała. – Nie bój się, Danielle – dodała głośniej. – Chcę ci pomóc i mam nadzieję, że ty pomożesz mi. Musisz być teraz bardzo dzielna…

Napięcie w powietrzu rozpłynęło się. Nim Meredith zdążyła wykonać obrót w stronę przedpokoju, duch zniknął.

– O nie… co zrobiłam źle? – westchnęła, kładąc rękę na mostku. Jeszcze przez kilkanaście minut czekała, aż dziewczynka ukaże się ponownie. Rzadko miewała kontakty z tak wrażliwymi, niezdecydowanymi duszyczkami. Zwykle zmarli sami prosili o wsparcie, lecz kobieta nie żywiła żadnego żalu do dziecka. Po prostu musiała postarać się bardziej o zyskanie czyjegoś zaufania, co istotnie oznaczało definitywne porzucenie niedalekiej przeszłości, przepełnionej jak nigdy egoizmem, silnymi lekami oraz płytkim dołkiem. Musiała powrócić do dawnego celu i znowu stać się odważną, pewną, silną oraz wyzbytą bojaźliwości Meredith Dawn.

Misja – odzyskać namiastkę prawdziwej siebie. Skoro powiedziała „a”, nie mogła wahać się długo przed wypowiedzeniem „b”.

*

         Rick Kinney narzucił na ramiona czarną, skórzaną kurtkę i energicznie otworzył drzwiczki swojego auta. Po przesłuchaniu porannych wiadomości w radiu uzmysłowił sobie, że zbliżała się dopiero siódma, a Chicago leniwie budziło się do życia. Detektyw nie potrafił zmrużyć oka, zaaferowany telefonem niedoszłej żony. Gdyby nie ona, pewnie nadal by spał, trawiony bezsilnością i koszmarami. Nienawidził braku dowodów, nie znosił również niewiedzy. Nadzieję pokładał właśnie w Meredith, która niejako przyczyniła się do tego, że ze zwyczajnego szaraka stał się cenioną osobą. Pokazała mu, do czego akurat by się nie przyznał przed światem, jak wykorzystać najmniejszy, najbanalniejszy trop. Wiele się od niej nauczył, mimo że to on powinien być mistrzem dedukcji. Nie zwykła, niezwykła bibliotekarka.

Przemierzając ulice metropolii, myślał już tylko o tym, aby rozstrzygnąć zagadkę i postawić pedofila przed sądem. Przetrzęsie każdy kawałek wizji Meredith, żeby odnaleźć drogę prowadzącą do zabójcy. Nie mógł pozwalać sobie na jakąkolwiek wiarę, ale pragnął uratować życie małej Clementine, uprowadzonej przed kilkoma dobami. Zrozpaczeni rodzice wystosowali telewizyjny apel, gorąco prosząc o zwrócenie im jedynej pociechy, jednak Rick podejrzewał, że bestia prędzej zaśmiałaby się, plując w ekran, niż oddała ofiarę. Państwo Bufford na pewno w głębi wiedzieli to samo; wiedzieli, że wkrótce ktoś przypadkowo odnajdzie zwłoki ich dziewięcioletniej córki i szczęśliwa, przeciętna rodzina rozsypie się w proch. Póki mogli, kurczowo trzymali się ostatków nadziei, pytając zapewne, dlaczego zostali dotknięci takim nieszczęściem.

Detektyw zaparkował przy domku Meredith. Dzień był ponury i deszczowy. Aura późnojesiennej pogody zwiastowała kolejne niepowodzenie… Nie gasząc jeszcze silnika, Rick wpatrywał się w okno sypialni kobiety. Zasłony były starannie spięte, więc uznał, że ona także miała ciężką, bezsenną noc. Nie spuszczając wzroku, wyjął z kieszeni spodni komórkę i wykonał telefon do Charlesa Crossa, prokuratora okręgowego.

– Nie przyjadę dzisiaj sam – powiedział na wstępie. Po drugiej stronie dało się słyszeć ciche westchnienie ulgi.

– Przygotuję, co trzeba – zapewnił niski, dojrzały głos starszego mężczyzny. – Dobra robota, Kinney. Zakończymy to dzisiaj.

– Oby – mruknął brunet i rozłączył się, zauważając wyglądającą przez szparę w drzwiach wejściowych Meredith. Zakrył czubek głowy wczorajszym, czarno-białym dziennikiem i wyskoczył z samochodu, truchtem pokonując ścieżkę aż do werandy. Potem pokonał kilka schodków i zwinął nieświeżą gazetę w rulon.

– Gotowa? – zapytał, przyglądając się bladej, usłanej piegami twarzy. Skinęła pośpiesznie.

– Napijesz się czegoś?

– Jestem po dwóch mocnych kawach. Lepiej ruszajmy już.

– Dobrze, tylko wezmę płaszcz. – Wsunęła się z powrotem do wnętrza i po niespełna minucie wyszła na zewnątrz, odziana w beżowy trencz. Pod pachą ściskała małą torebkę oraz pozostawioną przez detektywa teczkę.

Kiedy przemierzyli przez długie strugi deszczu i znaleźli się w pojeździe, Rick nagle poczuł się nieswojo. Minęło wiele czasu, odkąd oboje jechali razem dokądkolwiek. Do tego Meredith skropiła szyję jego ulubionymi perfumami, zapewne nieświadomie, ponieważ nigdy nie powiedział kobiecie o upodobaniu do tej słodkiej, kuszącej woni. Po bolesnym rozstaniu kupił nawet próbkę, aby nie zapomnieć o tym zapachu, choć zgoła inaczej prezentował się w połączeniu z jej skórą. Tęsknił za wspólną codziennością bardziej, niż by sobie tego życzył. Nie starał się ułożyć na nowo życia, bynajmniej nie z inną partnerką. Od zawsze wierzył, że prawdziwa miłość zdarza się jeden raz, a on ten raz wykorzystał.

– Rick? Słuchasz mnie? – Meredith wydawała się odrobinę poirytowana. Byli już w drodze.

– Przepraszam – odparł, przelotnie zerkając w tęczówki o głębokim odcieniu kobaltu. – Zamyśliłem się. Co mówiłaś?

– Zobaczyłam w nocy Danielle, ale nie zdążyłam z nią porozmawiać – oznajmiła z żalem. – Właściwie nie byłam bardzo zdziwiona jej pojawieniem się. Dusze dzieci są zagubione i przyciąga je najdrobniejsza oznaka zainteresowania, ale mała musi być nieźle przerażona. Nie umiałabym opisać słowami, jak mi szkoda tej dziewczynki.

– Może – zaczął Rick, hamując na czerwonym świetle – to kwestia tego, jaka była za życia?

– To znaczy? – Meredith zmarszczyła brwi.

– Zapomniałem ci o tym powiedzieć, a przecież nie zawarliśmy tego w aktach. Na przesłuchaniu rodzice Danielle napomknęli coś o drobnej odmianie autyzmu. Dziecko prawie wcale się nie odzywało, unikało zabaw z rówieśnikami. Wszyscy najbliżsi byli zbyt zajęci pracą, aby rozstrzygnąć ten problem.

– Chore… – wyszeptała kobieta, opadając swobodnie na oparcie. – Nie ma nic gorszego od obojętności rodziny.

– Zawsze siedziała w przedszkolu najdłużej. Tamtego feralnego dnia urządzono zabawy w śniegu. Po przeliczeniu maluchów stwierdzono, że brakuje Danielle. Przeszukano każdy kąt. To porwanie nie wyglądało na przypadkowe. Oprawca z pewnością obserwował placówkę już wcześniej…

– Zrobił to dla pieniędzy. Ale nie powiodło się przez nieszczęśliwy wypadek, więc postanowił…

– Mer, obecnie nikt nie potwierdzi twojej tezy – przerwał cierpliwie Rick. – Doceniam zaangażowanie, ale musimy się skupić na Clementine.

– Bo prawdopodobnie jeszcze żyje.

– Właśnie. Motywów mogło być setki. Okup, niezdrowy pociąg seksualny, chęć dowartościowania się… Psychopata czy skrzywdzony przez los człowiek, trzeba go odnaleźć.

Meredith odetchnęła głęboko.

– Skoro okup, to dlaczego zdecydował się na ponowny atak? W dodatku na dzieci pochodzące ze średnio usytuowanych małżeństw?

Rick w tym miejscu przyznał rację. Coś znacznie uległo zmianie w psychice oprawcy. Musiało, skoro nie zrezygnował z niecnych występków.

*

Wysoki, jasnowłosy mężczyzna wyrwał z kalendarza dużą, szarą kartkę. Data z dziesiątym marca wylądowała w plastikowym koszu na śmieci, zgnieciona w kanciastą kulkę. Później mężczyzna podszedł do ogromnego okna i splótł dłonie z tyłu pleców. Sądząc po panoramicznych widokach za szybą, przebywał w ogromnym drapaczu chmur. Początkowo nie odpowiadał na niepewne, słabe pukanie, zbyt zmęczony i zrezygnowany.

– Wejść – wychrypiał, z obojętną miną siadając za biurkiem i łapiąc w dłoń długopis.

Do biura wkroczyła zamazana, niska postać. Złożyła przed blondynem plik papierów i zajęła wskazane krzesło.

– Bardzo mi przykro, Tom.

Nazwany Tomem kiwnął głową i sięgnął po pierwszy z brzegu arkusz, zapoznając się z zawartą w nim treścią. Wyglądał na złego i poważnego.

– Opuszczasz mnie? Teraz? – Cisnął przyniesionymi dokumentami tak, że wzniosły się w powietrzu i opadły z wolna niczym liście. – Nie zgadzam się. Ktoś musi ponosić odpowiedzialność za firmę, gdy będę zajęty szukaniem tego skurwiela, który zabił mi dziecko!

– Tom… Definitywnie odchodzę. Bądź pochłonięty swoją zemstą, ale ja… ja odnalazłem w życiu sens.

– Wynoś się.

Postać wypłynęła z gabinetu, w podskokach dobiegając ku windzie. Jeszcze tego samego wieczora, za akompaniament mając własne pogwizdywanie, chowała do obszernego kartonu rzeczy z wąskiego, dębowego biurka.

*

– Odnalazłem w życiu sens… – szepnęła Meredith, powoli rozwierając powieki. Łapczywie zaczerpnęła powietrza i odruchowo szarpnęła rękoma na boki, jedną natrafiając na czyjeś członki, a drugą uderzając o coś twardego. Syknęła z bólu, całkowicie rozbudzając się. Odwróciła się i zobaczyła przerażonego Ricka. Wciąż siedzieli w aucie detektywa tuż przy siedzibie prokuratury.

– Mer? Wszystko w porządku? – spytał, wyraźnie zmartwiony.

Przytaknęła i chwyciła torebkę, tuląc ją do piersi jak najdroższy skarb.

– Tak, chyba tak. Chyba miałam wizję, ale… ale nie pamiętam, co widziałam – odparła z rozgorączkowaniem, usilnie starając się przypomnieć obrazy sprzed chwili. Nic się jednak nie stało.

– Spokojnie. – Rick niepewnie położył dłoń na ramieniu kobiety i pogładził je. – Jestem przy tobie.

Meredith z wdzięcznością spojrzała w ciemne, przenikliwe oczy detektywa. Czuły, ciepły dotyk nie znał żadnych granic, zwłaszcza, jeśli chodziło o warstwy ubrań. Przenikał przez mikroskopijne włókna i docierał do najwrażliwszych okolic… Odsunęła się, gwałtownie przechylając ciało w prawą stronę. Rick również zreflektował i odchrząknął. Parę sekund niespodziewanej intymności minęło, a pani Dawn poczuła zawstydzenie. Żadne podobne emocje nie powinny wchodzić w grę, gdy gdzieś w Chicago rozgrywał się dramat dziewięcioletniej, porwanej Clementine.

Tuż po wyjściu z przytulnej kabiny samochodu, Rick powiedział:

– „Odnalazłem w życiu sens”.

Meredith, zmierzająca już w stronę budynku, zamarła w bezruchu. W jej głowie nagle zabrzmiał donośny głos, wypowiadający na przemian imię Tom i datę „dziesiąty marca”.

– Tom jest ojcem Danielle – wyszeptała, zrozumiawszy przekaz objawienia.

*

Była to długa historia, ale powszechnie szanowany prokurator, Charles Cross, zawdzięczał Meredith pomoc w odgadnięciu wielu kryminalnych spraw oraz przestępstw. Skrupulatny, posiwiały, dobiegający do pięćdziesiątki człowiek, z niemałą radością powitał w biurze medium. A pierwszymi rzeczami, które ta dostrzegła, były zwężone w wyrazie powagi usta oraz blask dziennego światła, odbity w szkłach gustownych, prostokątnych okularów.

– Nie będę się rozwodzić – oznajmił. – Wysłałem już ludzi do firmy Toma Mewesa. Zajmą się listą osób zwolnionych od początku roku, a na korytarzu…

– Nie. To ma być dziesiąty marca.

Rick i Charles wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Właśnie – poprawił prokurator. – Na zewnątrz czeka już matka Clementine, więc nie zwlekaj, Mer. Postaraj się z nią po prostu porozmawiać. Będę w pobliżu, natomiast panna Kinneya wyślę tam, gdzie trzeba – mrugnął, jakby zadowolony z faktu, że kwestia porwań nie stała już pod wielkim znakiem zapytania, ale poszerzała świetlane horyzonty.

Meredith szybko powzięła działania. Widziała zbyt wiele, aby obawiać się towarzystwa osoby zrozpaczonej po stracie dziecka, a mimo to poczuła niezwykłą żałość, gdy na poczekalnianej, metalowej ławeczce dostrzegła trzydziestokilkuletni cień, otoczony aurą w odcieniu popiołu. Zapadłe, smutne policzki, ściśnięte w ciupek wargi i wypisana na poszarzałej twarzy rezygnacja – wystarczyła minuta ataku bestii, aby przemienić kogoś w prawdziwy wrak. Chude, długie palce kobieta splotła na położonym na podołku skrawku czerwonego materiału. Gdy ujrzała zbliżającą się Meredith, ocknęła się nieco z zamyślenia, przybierając nieufną postawę.

– Mogę? – zapytała rudowłosa, wskazując miejsce obok. – Przybyła pani sama? – dodała, uśmiechając się łagodnie, ale nie nachalnie.

– Czy mam do czynienia z pracownikiem prokuratury? – Matka Clementine przechyliła głowę w bok, szukając wzrokiem identyfikatora w pobliżu klatki piersiowej nieznajomej. – Zostałam tu wezwana w sprawie… – przerwała, głośno przełykając ślinę.

– Wiem, ja również, ale nieoficjalnie – odpowiedziała Meredith.

– Więc jest pani kimś w rodzaju psychologa…? – W głosie smukłej brunetki pobrzmiewała ironia. – Nie po to przyszłam, żeby… – Przeniosła ciężar ciała na nogi, szykując się do wstania i odejścia.

– Proszę zaczekać! Pragnę tylko ofiarować pomoc!

– Doprawdy? Każdy chce, ale prawda jest taka, że moja jedyna córka wkrótce zostanie zamordowana! – ryknęła, przykuwając współczujące spojrzenia przechodzących korytarzem ludzi. Bezsilnie opadła na siedzenie, nie powstrzymując płaczu. Na wyłożoną lśniącymi kafelkami podłogę spadła pobrudzona, wymiętoszona czapeczka z daszkiem. Kolor głębokiego szkarłatu. Nim Meredith, tuż po podniesieniu części dziecięcej garderoby, wymyśliła odpowiednią pociechę, z gabinetu prokuratura wyłonił się Charles Cross. Zauważył niezręczną sytuację, natychmiast zainterweniował, niejako odciążając dawną znajomą od przykrego obowiązku niesienia otuchy.

– Pani Bufford, proszę za mną. Każę przynieść coś do picia – oznajmił, ujmując nieszczęśliwą kobietę pod ramię.

– M-mój mąż p-poszedł po kawę – wychlipała, z wdzięcznością przyjmując zainteresowanie strażnika prawa.

– Dobrze, że tu jest. Właśnie trwa intensywne śledztwo. Wkrótce, być może, wznowimy akcję poszukiwawcze…

Meredith przestała słuchać. Nie podejrzewała, że dostanie to, czego podświadomie gorąco oczekiwała, czyli rzecz należącą do zaginionej dziewczynki. Dzięki temu nie potrzebowała nici połączenia z niedostępną obecnie matką, która prędzej postradałaby rozum, niż uwierzyła w istnienie prawdziwego, szóstego zmysłu. Z pewnym zafascynowaniem, ale również obawą przed tym, co zobaczy, obróciła w dłoniach czapkę. Jej celem było pozyskanie energii przedmiotu, wyrwanie z jego martwoty ostatnich wspomnień małej właścicielki. Drobne ślady błota być może świadczyły o czymś istotnym… Przymknęła powieki, wyobrażając sobie zobaczone w aktach i na ekranie telewizora pulchne oblicze śniadej, czarnowłosej dziewięciolatki, przypominającej postać z bajki Disneya, jakiej tytułu już nie pamiętała. W myślach ożywiała dziecięcą sylwetkę i już wkrótce usłyszała perlisty śmiech, brzęczenie setek barwnych koralików, służących za ozdobę niskiego rowerku. Kurtyna wokół Meredith zapadła. Znalazła się w świecie postrzeganym przez osobę trzecią, z zapałem obserwującą poczynania Clementine. Poczuła silne podniecenie, gdy ta znacznie oddaliła się od placu zabaw, z naburmuszoną miną odjeżdżając od przyjaciółek i wstępując na ścieżkę gęsto zalesionego parku. „Urocza”, pomyślała, przyjmując z radością mroczne nadejście zmierzchu. Spacerowicze już dawno czmychnęli do swoich bezpiecznych domów, ale Clementine – bohaterka małego spektaklu, zdecydowała się w przypływie słodkiej złości podążyć do niosącego nocą zgubę miejsca. Meredith, czy raczej osoba, w jaką się wcieliła, porzuciła czarną furgonetkę możliwie najbliżej lasku i pod osłoną zła podążyła za kilkulatką. Za pazuchą trzymała kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Gdy w pewnym momencie straciła z oczu dziewczynkę, wpadła w szał. Ale Czerwony Kapturek wreszcie wyłonił się zza drzew, wkładając wszystkie siły w pedałowanie. Gumowe koła obracały się z zawrotną prędkością, jednak wśród ciemności Clementine nie zdołała zarejestrować wystającego korzenia, który wcześniej zręcznie ominęła, trzymając kierownicę tylko prawą ręką, drugą buńczucznie podpierając biodro. Wywinęła koziołka, lądując wśród krzewów. Oprawcę oblał zimny pot, a głowę miał zaprzątniętą już tylko jedną myślą. Cichy krzyk dziecka został efektownie stłumiony wielką, pokrytą warstwą potu łapą. Później sceny przewinęły się do przodu. Zza pokrytej brudem szyby rozlegały się widoki na typowo fabryczne, zaniedbane, porzucone gmachy. To tam bestia nawiązywała przyjaźń z Clementine, tam zamierzała pozbawić ją życia, zupełnie bez powodu. Po to tylko, by ulżyć poczuciu własnej beznadziejności, własnej obsesji na punkcie bezbrzeżnej, pochłaniającej samotności, zamieniającej się w szaleństwo. Ostrzył już nożyki o lśniących ostrzach, choć rozmyślał o mniej perwersyjnym uduszeniu…

To był sens istnienia.

*

         Tom Mewes, który na własną odpowiedzialność przeprowadzał dochodzenie, szukając zabójcy Danielle, nie potrafił pojąć, jakim cudem pominął tak ważne fakty dotyczące jego zaufanego pracownika, który dwa tygodnie po znalezieniu zwłok córki szefa złożył wypowiedzenie; wcześniej rzadko pojawiał się w pracy.

         Został wykluczony z kręgu potencjalnych oprawców – powiedział Rick do załamanego mężczyzny, kalkulującego wszystkie wydarzenia. – Niech pan to zostawi teraz nam – dodał, starając się zawrzeć w owych słowach jak najwięcej pocieszycielskiego tonu.

Niecałe pół godziny później trafił wraz z całą policyjną eskortą pod adres bestii, choć szybko stwierdzono, iż właściciela nie ma w pobliżu. I faktycznie - małe, zagracone, typowe dla lubującego się w nieładzie człowieka, mieszkanie ziało pustkami. Rick przeklął siarczyście i schował pistolet. Kilku mundurowych miało za zadanie przeszukanie każdego skrawka czterech ciasnych pomieszczeń. Na polecenia detektyw nie musiał czekać długo – otrzymał telefon od Charlesa, który poinformował go o kryjówce oprawcy.

– Jedziemy już w pobliże starych magazynów w południowym Chicago.

– Co z Meredith?

– Jest ze mną i z rodzicami Clementine. Rusz cztery litery, Kinney!

Rick cisnął komórką w okolicach tylnych siedzeń swojego auta i zawołał:

– Na Oak Lawn!

Przez całą drogę w odległe tereny metropolii odnosił wrażenie, że w kark szczypie go śmierć. Gdyby nie spontaniczna decyzja o wplątaniu Meredith w całą tę zagmatwaną sytuację, panna Bufford straciłaby życie następnego popołudnia, a tak – istniała nikła nadzieja. Rick wiedział, że okrucieństwo nigdy nie zazna przesytu. Nadal będą pojawiać się wilki, błyskające ślepiami w poszukiwaniu ofiary, nadal będą zabijani niewinni, ale najwidoczniej przeznaczeniem małej Clementine było stąpać po ziemi dłużej, niż chciałby tego morderca.

Fabrykę otoczono ze wszystkich stron. Przybyły media i negocjator, i jeszcze więcej uzbrojonych po zęby policjantów. A mimo to trzeba było działać zarówno szybko, jak i ostrożnie. Nie wiedziano przecież, jakimi środkami dysponował oprawca ani tego, czy w przypływie gniewu nie zadecyduje o pośpiesznym dokonaniu zbrodni.

*

Kat rwał kępki włosów garściami. To niemożliwe, że odkryto jego najcenniejszy sekret, dar od Boga, siłę i sens. Kiwał się w przód i w tył, ogarnięty paniką. Dbał o szczegóły. Dbał o to, by nie potknąć się.

– Kwiatuszku? – zawodził. – Nie pozwolę, aby cię stąd zabrano – obiecywał.

Zamknięta w klatce Clementine płakała cichutko, ocierając się o zimne pręty. Była głodna i cuchnęła własnym moczem. Jeszcze nigdy nie znalazła się w takim piekle. Śmiertelnie obawiała się pana o przyjaznym, pucołowatym obliczu. W każdym kęsie przynoszonego przez niego jedzenia z puszki tkwiła zapowiedź najgorszego. A ona, bystra dziewięciolatka, mimo że osłabiona i przerażona, wiedziała o tym. Zwykle zamykała oczy, kiedy się zbliżał.

Ale wtedy nasłuchiwała. Na zewnątrz panował harmider i krzątanina, zaś wnętrze wielkiego, paskudnego budynku wypełniały donośne odgłosy kroków. Zaczęła się cieszyć, lecz przedwcześnie. Oprawca brutalnie wyrwał ją z pozornie bezpiecznego miejsca. Protestowała krzykiem i kopaniem, ale zbyt prędko straciła energię, by poświęcić się walce. Zajął krzesło na środku sali tortur, sadzając Clementine na kolanach i przytykając chłodne ostrze do jej gładkiej szyi, jednocześnie zasłaniając się nią.

– Mamo… – wyszeptała. Ręce bestii niebezpiecznie drgały. Przestał być nagle nieustępliwym draniem. Był słabym, beznadziejnym człowiekiem.

Żelazne drzwi otworzyły się z hukiem. Wpadło kilku policjantów z wyciągniętymi broniami, a na ich czele stał ciemnowłosy, elegancki mężczyzna.

– Stać, bo ją zabiję! – zawołał kat. Clementine czuła na plecach niemiły, gorący oddech. Później toczyły się jakieś zagrywki, których całkowicie nie rozumiała. Przekonywano bestię, by się poddała.

Ale on musiał dopełnić sens. Przycisnął nóż.

Padł strzał, a później dookoła rozsmakowała się cisza.

*

         Meredith i państwo Bufford wypadli z samochodu, kiedy z jamy fabryki wydobył się detektyw Kinney, niosąc w ramionach półprzytomną dziewczynkę. Natychmiast została poddana opiece lekarskiej i wraz z rodziną zawieziona do najbliższego szpitala. Jakiś czas później wyprowadzono postrzelonego w nogę oprawcę – Bena Whentley’a, o którym parę tygodni potem mówiono „Zupełnie nie spodziewałbym się. Taki dobry i uczynny człowiek…”. Zawsze tak mówiono. Na przesłuchaniu Ben opowiedział wszystko. Okazało się, że córka pana Mewesa naprawdę zginęła przypadkowo, upadając twarzą na wystający z ziemi, kilkucalowy gwóźdź. Twierdził, że nie zauważył narzędzia podczas zabezpieczania pierwszego ukrycia – chciał tylko okupu. Dzięki wypadkowi poczuł siłę i wyzwanie, dlatego postanowił kontynuować drastyczne dzieło. Z pieniędzmi, czy bez pieniędzy.

Pani Dawn poddała się panującym w miejscu akcji emocjom i na wizji, w tle prokuratora Crossa, najzwyczajniej w świecie uściskała Ricka. Parę sekund dłużej niż powinna była.

To on wycelował do zabójcy.

– Zobaczyłam cię z Clementine i… odzyskałam wiarę – powiedziała wprost do ucha bruneta. I odeszła, choć nie bez wrażenia, że powinna trwać przy nim przez resztę swoich dni.

*

         Danielle i Ruth, pierwsze ofiary bestii, odwiedziły Meredith we śnie. Tym razem nie wyglądały jak zmaltretowane męczenniczki; przypominały natomiast dwa piękne anioły. Zniknęły rany, zniknęło całe piętno zła, jakiego doznały w ostatnich momentach wyjątkowo krótkiego istnienia. Ich splecione dłonie były oblane światłem przeznaczonym tylko dla dusz, które przeszły na stronę wiekuistego spokoju. Dziewczynka bez oka przestała egzystować, zastąpiona przez śliczną sześciolatkę.

         – Powiedz mojemu tatusiowi i mamusi, że jestem szczęśliwa – poprosiła. – Będę mówić więcej.

         – Powiem – wymruczała Meredith przez sen. Dwie łzy spłynęły po twarzy kobiety.


Chicago, 22/23 kwietnia 2010

_ _ _

Rozdział niestety sprawdzany tylko raz, ale jeszcze go poprawię! W całości pisany przy muzyce Lany Del Rey, dzięki której docieram do Meredith. To niesamowite uczucie, poznawać wykreowane przez siebie postacie. Nie zawsze będzie tak miło z happy endem. Przy drastyczniejszych scenach będę jakoś ostrzegać, no. Póki co mam masę pomysłów na przypadki, ale nie wiem, jak z moim obecnym pobytem w blogsferze. Rozpoczął się kwiecień - miesiąc intensywnych powtórek do matur, więc nie mogę już zawalać z nauką! Poza tym bawię się w menadżera. Wszelkie zaległości nadrobię w granicach 5-7 kwietnia. 

PS To dopiero małe liznięcie możliwości Meredith w aspekcie bycia medium.

52 komentarze:

  1. Hah, wiedziałam, że wrzucisz w środku nocy ;P
    Pierwsza, przeczytam potem, i oczywiście zapraszam do siebie, bo straaaaaasznie dawno cię nie było ;PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to przeczytałam ^^. Rano byłam tylko na chwileczkę, ale ucieszyłam się, widząc w powiadomieniu, że wreszcie jest nowość. Od 31.03. codziennie sprawdzałam, a tu ciągle pusto.
      Czytało się bardzo lekko i szybko mimo długości. W sumie szkoda, że ta sprawa już dobiegła końca, ale następna zapewne także będzie ciekawa i interesująca. Ogólnie też jestem bardzo pozytywnie nastawiona do tego opowiadania, bo nie tylko zawiera lubiane przeze mnie wątki paranormalne, ale i zahacza o kryminał, a jak wiesz, to mój ulubiony gatunek literacki, więc trafiłaś idealnie w moje gusta. Jest tu wszystko, co lubię; ciekawa główna bohaterka, akcja, kryminalne zagadki, akcja w Ameryce, duchy, obszerne opisy (<333)... Czego tu chcieć więcej?
      Gdyby nie zdolności Meredith, pewnie nigdy nie znalezionoby tej dziewczynki ani tego popaprańca, a on sam pewnie prędko znalazłby sobie kolejną ofiarę. To takie okropne, że choć z początku może jeszcze nie miał takich zapędów, po małej Danielle znalazł kolejne dzieci i wyraźnie rozsmakował się w swojej działalności. Wychodzi na to, że on był pracownikiem ojca Danielle, i dlatego na początku porwał właśnie ją?
      Rick bardzo dobrze radzi sobie ze śledztwem, widać, że to odpowiedni facet na odpowiednim miejscu. Naprawdę szkoda, że jemu i Meredith się nie udało w związku, bo przy sprawie współpracowali dobrze.
      W ogóle świetnie oddałaś to całe śledztwo, wszystkie czynności i tak dalej, a to wcale nie jest takie łatwe, więc podziwiam. W dodatku opisów emocji Mer także było całkiem sporo, więc pod tym względem jestem w pełni ukontentowana. Opisy miejsc też były dobre; mogłam sobie wszystko łatwo wyobrazić. Ej, jak ty to robisz, że twoje dialogi są takie naturalne?
      Ogólnie, rozdział był bardzo poruszający. Obfitował w emocje, było też dość dużo akcji. Natomiast postać Meredith nabiera coraz bardziej konkretnych kształtów. Zapewne dopiero sama ją poznajesz i próbujesz wczuć się w jej rolę, ale wychodzi ci to całkiem dobrze. Bohaterka jest zarazem różna od An czy Elise, postaci twoich wcześniejszych opowiadań. Mam wrażenie, że jest taka trochę wycofana, zdystansowana i ewidentnie obciążona pewnymi doświadczeniami oraz swoim darem, co nie pozwala jej na bycie beztroską. Takie zdolności wiążą się z dużą odpowiedzialnością, ale pewnie była szczęśliwa, widząc, jak dusze dziewczynek mogą odejść w spokoju.
      Będę czekać na kolejny rozdział, choć pewnie nieprędko coś znowu napiszesz :(. No, ale może po maturach znajdziesz więcej czasu zarówno na blogi, jak i gadu? ;P

      Usuń
    2. Właściwie to nie pamiętam, kiedy dodałam rozdział, ale chyba faktycznie było jakoś po zerowej... Masakra jednym słowem. Do Ciebie oczywiście już zajrzałam, tylko mam zaległości w komentowaniu, ale nadrobię. Ta część jest naprawdę długa, bo zawiera jakieś 3600 słów, a więc jest znacznie dłuższa od pierwszej. Zastanawiałam się, czy nie pociągnąć tego przypadku, ale stwierdziłam, że rozdrabnianie się w końcu podziała na moją niekorzyść. Cieszę się, że trafiłam w Twoje gusta Rozmowami, na pewno zdarzy się jeszcze wiele kryminalnych wątków, tym bardziej, że Meredith pomagała w rozwiązywaniu tych spraw. A oprawca porwał Danielle, bo chciał okup od jej bogatego ojca, mimo że był jego dobrym pracownikiem i nie zarabiał najmniej. Ech, w ludzkich umysłach czasem dzieją się dziwne rzeczy. Meredith sama mogłaby zostać doskonałą detektyw, nie wykluczam, iż w przyszłości zajmie się tym zawodem, tak aby mogła zajmować się tym oficjalnie, a nie w ukryciu, bo nikt prócz Ricka i Charlesa nie za bardzo zdają sobie, że Mer posiada szósty zmysł. Ostatnio mam w ogóle więcej chęci do dialogów niż opisów, cieszę się, że są one naturalne. Kwestia chyba wprawy. Meredith jest zdecydowanie inna niż Elise czy An, i bardzo dobrze ją określiłaś ;) Po tych głupich maturach na pewno się przyssę do komputera na stałe :D Buziaki ;*

      Usuń
    3. C., kiedy zajrzysz na gadu? ;P Czekam jeszcze na opinię na NA, bo w środę chcę wrzucić kolejny rozdział, a zależy mi na komentarzu od ciebie (wiem, wiem, że są długie, ma 3912 słów, a kolejny prawie 4100 ;P).
      3600 słów ma ten rozdział? To tak spoko ^^. Choć na Gryfonce to pewnie 5000 miały niektóre, bo kiedyś pisałaś, że na 15 stron jakiś był ;P. A kolejny przypadek będzie obszerny, czy raczej na jedną notkę? Ciekawe, czego będzie dotyczył ^^. O tak, Rozmowy trafiły idealnie w moje gusta, ponieważ lubię takie historie. Jestem też ogólnie ciekawa, czy zawsze będzie się to dobrze kończyć, czy czasem jednak nie. Ale naprawdę dobrze ci wyszło oddanie tych kryminalnych realiów.
      Ej, podziel się ze mną tą chęcią i umiejętnością do dialogów, bo moje są tak sztuczne, że patrzeć na nie nie mogę. Do opisów mam chęć zawsze, bo to umiem dobrze, ale dialogów nie. O tak, Mer jest ewidentnie inna ^^. Zresztą zauważyłam, że jesteś bardzo wyczulona na tle kwestii podobieństwa bohaterek w opowiadaniach i lubisz mi wypominać to ^^.

      Usuń
    4. Jakoś nie mam obecnie chęci na gadulca, ostatnio kompletnie mi się odechciało czatów. Kiedyś na pewno zajrzę. No, ale zważ na to, że w połączeniu z pierwszą częścią to już 6k słów, chodź w sporym odstępie czasowym, ale jednak. Myślę, że następny również będzie podzielony, lecz na pewno nie tak skomplikowany jak ten. No i nie ukrywam, nie lubię, kiedy między bohaterami jest wiele podobieństw, a wierz mi, chcę dla Ciebie tylko dobrze ;P

      Usuń
    5. Kurczę, zdąż wejść przed środą, błagam <3. Bo bardzo chcę wrzucić nowy, a nie mam komcia od ciebie, no. Na NM zdążyłaś zajrzeć, a tam jakoś nie chcesz. Może dlatego tak nie lubisz NA, przez te podobieństwa? Mi tam nie przeszkadza, że postacie są podobne, bo mam pewne wzorce bohaterów i często tworzę ich dość podobnych. Szkoda, że nie chcesz wejść na gadu :(. Teraz nie mam jak się z tobą skontaktować ani nic.

      Usuń
    6. Nie powiedziałam nigdy, że nie lubię NA. Fakt, przez jakiś czas się do niego przekonywałam, ale do tej pory to Twój najlepszy i najdojrzalszy projekt, także głowa do góry ;*

      Usuń
  2. Niestety nie pierwsza, przeczytam wieczorkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymające w napięciu cacko - tak w czterech słowach można opisać ten rozdział. Ciekawa jestem tych Twoich wszystkich pomysłów.
      Lubię Mer i Ricka. Będą znowu razem?
      Ach,co Ty nawymyślałaś? Piszże kobieto i publikuj, bom ciekawa :D

      Usuń
    2. Dzięki za komentarz :) Pomysłów mam dużo, oby tylko udało je się zrealizować, to będzie okejka. Meredith i Rick na pewno coś do siebie nadal czują, a czy będą razem, to się okaże pewnie pod koniec pierwszego sezonu. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Melduję się ^^
    Idę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę, zawsze kiedy czytam Twoje rozdziały mam przy sobie michę chipsów, zawsze się wciągam. Dzisiaj towarzyszyła mi miska płatków czekoladowych :D

      Prawie zachłysnęłam się swoim śniadaniowym obiadem, kiedy przeczytałam o tym jak twarz dziewczynki pojawiła się w szybce piekarnika. Element zaskoczenia, bardzo lubię takie fragmenty. Wzbudzają we mnie jeszcze większą ciekawość.
      Strasznie mnie wciągnęło! Mogłabyś pisać scenariusze do swojego własnego serialu. Nie mogę się doczekać, skoro to jest początek, to pytanie.. Co zaprezentujesz w dalszych rozdziałach?
      Niesłychanie podobało mi się zdanie Mer, kiedy powiedziała Benowi, że odzyskała wiarę. Potrafisz przeplatać strach z nadzieją i radością.

      Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na nowy, wspaniały rozdzialik :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. O, to smacznie! Ja osobiście muszę ograniczyć te przysmaki, ale Tobie życzę smacznego :) Sama lubię takie niepozorne elementy, jak chociażby odbicie duszka (teraz zaczęłam się zastanawiać, czy duchy w ogóle powinny się odbijać...) w szybce od piekarnika. To też może być straszne ;) Wiesz, myślałam kiedyś o pisaniu scenariuszy, ale nie umiem wyobrazić sobie pisania tylko i wyłącznie dialog po dialogu, choć pewnie można się w to wczuć. Zdolności Meredith cały czas ulegają transformacji i w dużej mierze zależą od jej otwartości na te doznania metafizyczne. A, i Rickowi, Ben był tym oskarżonym. Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. Myślałam, że dziewczynka porozmawia z Meredith, a tu taka niespodzianka. Najwidoczniej choroba autyzmu, o którym wspomniał Rick, dodała do tego, że była nieśmiała. Pamiętam, że i w Zaklinaczce był taki odcinek, ale u dorosłego to się działo i porozumiewał się z Melindą przez przedmioty^^ Cieszę się, że dziewczynki odnalazły spokój.
    W ogóle ta cała akcja z tą bestią była bardzo imponująca. Fragmenty oczami dziewczynki aż mnie przywarły do fotela, bardzo przygnębiająca scena, ale cieszę się, że Kinney odzyskał Clamentine całą i zdrową.
    Widać, jak Rick wciąż kocha Meredith. Po tych wydarzeniach, gdy kobieta przytuliła go, chciałabym, aby doszli do porozumienia i pogodzili się. Wierzę głęboko, że może im się udać, mimo zdarzenia, który zaowocował ich rozstanie.

    Czekam na drugi przypadek, i tak, nie może ciągle się kończyć szczęśliwie, trzeba trochę dodać do rozdziałów trochę dynamitu, że tak powiem^^ Wierzę, że Ci się uda sprostać to i rozdział będą świetnie, jakie były dotychczas;)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wola ducha, czy pragnie rozmowy, czy też woli pomagać z dystansem, nie nawiązując kontaktu z Meredith. Uznałam, że ta nietypowa dziewczynka nie powinna się otwierać przed nią. Była zagubiona i przerażona. Cieszę się, że akcja była imponująca. Starałam się jak mogłam, aby najciekawiej przedstawić te wydarzenia, jednocześnie nie rozkładając ich na jeszcze kilka odcinków. Rick na pewno nadal kocha Mer, ale na powroty jeszcze za wcześnie, inaczej byłoby za łatwo w życiu bohaterów. Przypadek drugi na pewno będzie ciekawy, już ja o to zadbam! Pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. „Pod pachą ściskała małą torebkę oraz pozostawioną przed detektywa teczkę.” – przez
    „Wysoki, jasnowłosy mężczyzna wyrwał z kalendarza dużą, szarką kartkę.” – szarą
    „Nie po przyszłam, żeby… – Przeniosła ciężar ciała na nogi, szykując się do wstania i odejścia.” – brakuje to? Albo jakoś nie rozumiem

    Próbowałam sklecić wcześniej parę zdań i mi się to udało. Oczywiście, nie wiem jakim cudem, komentarz, który sobie ZAPISAŁAM na komputerze, gdzieś zniknął... A że czytałam rozdział dużo, dużo wcześniej, to jest troszkę słabo, bo zazwyczaj nie wiem potem, co pisać ;d
    No, więc ogólnie to bardzo mi się podobało. Co prawda nie lubię tego, że ten przypadek się tak szybko skończył, no. Miałam nadzieję, że kilka rozdziałów o nim będzie a tu takie szybkie rozwiązanie :( No, ale cóż... przez te moce Meredith dreszczyk emocji się zmniejsza. Weź jej coś zrób, no!
    Cieszę się, że nie będzie zawsze tak, że wszystko się dziewczynie udaje. W końcu co by to było za opowiadanie, gdyby zawsze wszystko cacy szło? :D
    Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego, że z początku dziecko było porwane za okup. I tylko jedna , przypadkowa, niewinna śmierć sprawiła, że człowiek, który pochodził za dobrego stał się prawdziwym potworem. Heh, jak świadomość bycia odpowiedzialnym za ludzkie życie może wpłynąć na człowieka. Coś czuję, że jeszcze niejednokrotnie pokażesz, że ten, którego uważamy za nieszkodliwego, w końcu zmienia się w potwora. Podoba mi się taki pomysł. ;d
    A co do matur to wiem, o czym mówisz. Z tym, że ja jak na złość nic nie robię, tylko ślęczę nad tym, co niepotrzebne. Masakra. pozostaje nadzieja, że majca będzie łatwiejsza ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wypisanie literówek, poprawiłam je, choć rozdział i tak będę sprawdzać raz jeszcze. Wątpię, aby po jednokrotnym przeczytaniu nie roiło się tam od błędów różnej maści. Szkoda, że poprzedni komentarz uległ zniknięciu, ale cieszę się, że dodałaś nowy. Sama się zastanawiałam nad tym, lecz doszłam do wniosku, że dwie części na przypadek muszą wystarczyć, w założeniu nawet miał być to tylko jeden rozdział... W ekstremalnych sytuacjach może dociągnę do 3 postów, w tym przypadku nie chciałam już zawodzić czytelników, bo i tak miałam pięć dni opóźnienia. Czy tam cztery. Meredith na pewno nie zawsze dostanie tyle podpowiedzi, czasem będzie musiała postarać się bardziej. Tutaj nie chciałam uśmiercać Clementine, ale czasem może się zdarzyć, że coś nie pójdzie po myśli Mer albo źle odczyta wskazówki. Oprawca nie do końca był normalny, skoro porwał dziecko, a później pragnął masowo porywać i zabijać. Też mam taką nadzieję, hah... Pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Chyba pierwszy raz spotykam się z takim pomysłem na opowiadanie. Podoba mi się Twój styl pisania, a sam pomysł na medium jest według mnie świetny. :) I jak tak czytałam rozdział, to odczuwałam różne emocje. Ale ostatni fragment wywołał uśmiech na mojej twarzy. Może faktycznie jest tak, że niektórzy są w stanie się z skontaktować z tamtą stroną...
    Pozdrawiam

    Jeśli będziesz miała czas, to zajrzyj do mnie.
    http://marionetki-nieswiadomosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że niektórzy są w stanie, choć osobiście nie znam osób, które posiadałyby tak rozwinięte zdolności do wychwytywania zjawisk paranormalnych. Przyznam, że opowiadania jak moje są prawdziwą rzadkością, jeśli chodzi o tę tematykę... Dziękuję za odwiedziny, na pewno do Ciebie zajrzę :)

      Usuń
  7. Pięknie to zakończyłaś. Masz niesamowity talent do opisywania wydarzeń. Wszystko jest takie spójne i żywe. Twoje opowiadanie jest lepsze niż niejeden kryminał. Czytając, płynę razem z akcją. Nie mam pojęcia, jak to robisz, jednak wychodzi Ci to znakomicie.
    Opis "bestii" był przerażający. Trzeba być naprawdę szalonym, by krzywdzić tak niewinne istoty jak dzieci. Całe szczęście Clementine przeżyła. Szkoda tylko, że te drastyczne wydarzenia już zawsze będą w jej głowie.
    Rewelacyjna scena z duchami, które Meredith zobaczyła w szybce kuchenki. Genialnie to wymyśliłaś. Twoja historia łączy się w jedną, spójną całość, żadna sytuacja nie odstaje od reszty.
    Cieszę się, że Mer i Rick coraz lepiej się dogadują, szczególnie na końcu. Rozumiem radość dziewczyny związaną z rozwiązaniem zagadki i jednocześnie uratowaniem czyjegoś życia.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, dziękuję za tak olbrzymie pochwały :) Zawsze nie wiem, co wtedy odpisać, po prostu dziękuję :) Mnie aż przeraża myśl, ile takich szaleńców po tym świecie chodziło/chodzi. Psychopaci i pedofile są najgorsi. Nie chciałabym się na nich natknąć, choć na tych drugich oczywiście jestem już za stara. Staram się, aby jedno wydarzenie wynikało jakoś z drugiego, spójność jest dla mnie bardzo ważnym elementem. Dziękuję raz jeszcze za opinię, pozdrawiam :*

      Usuń
  8. Kolejna ofiara, którą złapałaś w utkaną talentem pajęczynę staje w pełni gotowości. Krótsze powitanko: Witam, szanowną Shy! Lub po prostu: Cześć!
    Ach, jak ja uwielbiam takie oficjalne powitania. Są takie poważne, co najmniej dużo poważniejsze od mojej osoby. c:
    Podobnie jak Gringer Grant codziennie wchodziłam, by sprawdzić, czy nie dodałaś nowego rozdziału. Za każdym razem kończyło się rozczarowaniem, ale w końcu dodałaś. Yeah! Szkoda,że to nie ja byłam tą pierwszą osobą, ale cóż, mówi się trudno.
    Fajnie zaczęłaś,tak tajemniczo. Uwielbiam, gdy tajemnica jest główną atrakcją opowiadania, gdyż mój mózg włącza myślenia i bardziej odbiera bodźce, które wysyła mu opowiadanie. Nie spodziewałam się,że Danielle będzie chorowała na autyzm. No, co najmniej było takie podejrzenie, ale sądzę,że ona tutaj nie zawiniła, tylko dorośli. Oni ją odrzucili, zapomnieli o niej. Wiadomo,że dziecko potrzebuje wsparcia właśnie w rodzicach, a Danielle, nic takiego nie odczuwała. Nie miała opory. Więc do kogo miała otworzyć buzię, jak nie do nich.Często, gdy jestem w szkole nie mówię za dużo. Prawie wcale się nie odzywam. Świat moich myśli trzyma mnie kurczowo i nie pozwala mi z niego wyjść. Czy też mam autyzm? Nie. Gdy jest potrzeba,to mówię, a gdy jej nie ma, to po prostu myślę.
    Droga, która prowadziła mnie do końca opowiadania, była usłana różami. Zmierzało się przez nią tak delikatnie,że prawie frunęło. Ani razu nie natknęłam się na kolce, nawet te z błędami. A , gdy już na nie się natknęłam, ominęłam je szerokim łukiem. Oznacza to,że nie przeszkadzały mi one w czytaniu.
    Naprawdę rozwinęłaś zdolności, Mer. Mile mnie zaskoczyłaś. Odczytywanie z rzeczy ofiary. Myślałam,że matka Clementine będzie bardziej panikowała. Bo tak zazwyczaj matki się zachowują, jeśli chodzi o porwanie ich dzieci.
    Mówiłam Ci już,że uwielbiam kryminały? Nie?! To teraz, to powiem. Uwielbiam kryminały! ^^
    Zabrakło mi tutaj podobieństwa, do ,,Kryminalnych'' albo ,, Ojca Mateusza''. Chodzi mi tutaj o wskazanie dużo przestępców. Popracuj nad tym. Wierzę,że dalsze przypadki będą bardziej drastyczne i my- czytelnicy nie będziemy mogli się w nich połapać. Każdego będziemy obwiniali o przestępstwo, a oprawca będzie stał tuż pod naszym nosem.
    W czasie czytanie widziałam przezroczystą nić, łączącą mnie- czytelniczkę, z tobą- autorką. Tej nici nie da się zerwać, gdyż jest ona bardzo mocna. Oznacza to,że pozostanę tutaj, aż do końca.

    Na [ okruszek- nieba] pojawiła się nowość.c:

    Całuski;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejność przecież nie jest ważna, choć swego czasu też uważałam to za świetną zabawę, w sensie dodania komentarza jako pierwsza. Teraz raczej się tego wystrzegam. Od niedawna ;D Możliwe, że Danielle nie była autystyczna, tak przedstawili ją jej rodzice - a może po prostu była zamkniętą w sobie dziewczynką, zupełnie różną od innych dzieci w jej wieku? Ja akurat nie znoszę przesadnych, skrajnych emocji. Matka Clementine zachowała się według mnie odpowiednio, poza tym nie można od trzech/czterech dni ciągle panikować, bo organizm raczej by tego nie wytrzymał. Wiem, o czym piszesz, ale raczej nie będę się w to bawić. Meredith nie zawsze będzie się zajmować pomocą w rozwiązywaniu zabójstw i tak dalej, no ale zobaczymy, jak to wypadnie. Dziękuję za komentarz, na pewno do Ciebie wpadnę ;*

      Usuń
    2. No w sumie kolejność się nie liczy. Ważna,że dana osoba skomentuje rozdział. Clementine dla mnie była normalną dziewczynką. Była sobą, a nie postacią z czyjeś wyobraźni. Dobrze,że masz swój pomysł na opowiadania. Och,to dobrze,że życie Mer będzie bardzo urozmaicone.
      Także czekam..

      Usuń
  9. Czytając Rozmowy Pozaziemskie, mam wrażenie, jakbym oglądała dobry, amerykański serial. Jestem zachwycona. Psychopata mnie zmroził żywcem, przeważnie tak chorzy na umyśle ludzie są dobrymi sąsiadami i uczynnymi pracownikami, taka prawda, świetnie go wykreowałaś. Cieszę się, że udało się uratować dziewczynę, lecz pewnie czeka ją psychiczna rekonwalescencja, biedactwo tyle przeszło. Mer jest genialna! Nie zazdroszczę jej daru, ale dzięki niemu może pomagać innym. To niesamowite, ponieważ tacy ludzie istnieją naprawdę. Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze dziecko, więc dzięki dużej opiece i miłości prędko stanie na nogi, choć jakieś urazy na pewno pozostaną. Meredith początkowo była oporna, ale koniec końców, jej przeznaczeniem jest pomaganie duchom. Dziękuję za miłą opinię, pozdrawiam ;*

      Usuń
  10. Ogólnie mi sie podobało, choć myślałam, że będiesz tę sprawę wolniej rozwiążywać, tzn wydawało mi się, że trochę za szybko Meredith wiedziała, gdzie jest ten facet; chyba mi to umknłęo...Ale ogólnie ta sprawa wyczytywania z reczy wspomnień była bardzo dobrze opisana, duch dziewcyznki bez oka był dosć rpzerażający (zgrabne zakończenie swoją drogą), a jedyne, co mi się naprawdę nie podobąło, to fakt, że MErdeith ne ściskała Ticka dłużej. Lubię też, jak zmieniasz narrację, świetnie się wczułaś w perspektywę dziesięcioletniej przerażonej dziewcynki, a i tak wszytsko było jasne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można było się po prostu domyśleć, że Meredith znała miejsce z wizji, choć faktycznie mogłam o tym wspomnieć w treści, wyleciało mi to z głowy :) Między Mer i Rickiem jeszcze nie będzie za kolorowo, ale może z czasem... :D Dzięki za opinię :)

      Usuń
  11. Spodziewałam się, że sprawa zostanie rozwiązana nieco wolniej, niemniej i takie tempo akcji mi się odpowiada - zdecydowanie nie można było narzekać na nudę.
    Nieco straszny był ten fragment z odbijającą się od szybki piekarnika twarzą dziewczynki. Nic dziwnego, że Meredith nie udało się z nią nawiązać kontaktu, skoro mała miała odmianę autyzmu, a do tego właśni rodzice byli zbyt zajęci pracą, aby zająć się Danielle i jej problemami.
    Dzięki swojemu talentowi Mer udało się rozwikłać sprawę. Jakoś wcale nie jest mi szkoda Bena, mam nadzieję, że trafił do więzienia na długie lata. Gdy jego plan zaczął się sypać, zamiast się poddać, jeszcze chciał zabić Clementine... Szkoda słów na takie postępowanie.
    Nie mam wątpliwości, że Meredith i Rick wciąż mają szansę być razem. Niewątpliwie coś w przeszłości musiało ich rozdzielić, ale wciąż są sobie bliscy. Rozczulił mnie ten fragment o perfumach. Mężczyzna kupił sobie nawet próbkę ulubionego zapachu ukochanej, żeby mieć jakiś jej zalążek blisko siebie.
    Niecierpliwie czekam na kolejną sprawę i pozdrawiam serdecznie! :)

    PS Pięknie dziękuję za komentarz u mnie. Tak, szablon jest mojego autorstwa, więc tym bardziej się cieszę, że takiej doświadczonej graficzce jak Ty przypadł do gustu. Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię ;) Ja tam nie chcę zwalniać. Przypadki mają być w formie nowelek, niekoniecznie ułożonych chronologicznie. Mnie też czasem się nie podoba zbyt szybko ruszona akcja, ale z drugiej strony jeśli zrobi się to umiejętnie... Wtedy to co innego. Wątek o perfumach inspirowałam na własnych doświadczeniach, tak naprawdę. Również trzymam taką próbkę należącą do byłego chłopaka, jednak uważam to za niepotrzebne sprawianie sobie bólu. Ale i tak nie potrafię się tej rzeczy pozbyć. Może kiedyś, przy jakichś większych porządkach... Zapach niezwykle działa na wyobraźnię. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  12. O kurde.... To się nazywa mieć talent, nie ma co ;) Najpierw pochwalę świetny szablon. Jest taki tajemniczy i wprowadzający w mistyczną atmosferę. CUDEŃKO! Do tego taka pełna treść. Wszystko jest na miejscu, nic nie jest pominięte, a przez zdanie przepływam wraz z Meredith, trzymając ją za rękę. To naprawdę coś pięknego. Patrzeć, jak coś rozkwita, a w tym wypadku tym czymś jest Twój styl. Wprost przepiękny! W to wszystko da się wczuć niekiedy i lepiej niż w niektóre filmy, a jestem ich miłośniczką.
    Żal mi Meredith. Choć uważam, że taka moc porozumienia z duchami jest super, to widzieć duchy w snach i nie tylko to nie są przelewki. Ja w każdym razie nie chciałabym podzielać tych zdolności. Zwłaszcza w chwili, jak ta opisana przez ciebie - z dziewczynką bez oka i całą zakrwawioną. Nie wyobrażam sobie, jak Meredith musiała być przerażona.
    W twoim opowiadaniu podoba mi się również ciągła zmiana perspektyw. Jednym razem jest to główna bohaterka - Meredith - a zaraz potem Rick lub sen dotyczący nowego przypadku. Dzięki temu możemy poznać każdego od wyglądu, poglądów i wspomnień. Kocham cię za to!
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, więc dodaję do obserwowanych i przy najbliższej okazji dodam do linków. ;)

    w-klatce-zmyslow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie witam nową czytelniczkę :) Dziękuję za opinię. Szablony raczej będą tutaj właśnie ponure, w bieli i czerni, choć może kiedyś uprę się i na kolory. Bardzo się cieszę, że podoba Ci się zarówno grafika, jak i treść. Mam nadzieję, iż wraz z kolejnymi postami będzie tylko lepiej. Meredith miała najgorzej, kiedy była nastolatką, ale na pewno napiszę rozdział z odpowiednią retrospekcją. Zresztą czasem będę się cofać nawet do jej wczesnej młodości, w końcu przez tyle lat musiała zmierzyć się z wieloma duszami i im pomóc. Zmiana perspektyw w tym opowiadaniu jest niebywale pomocna, ale także koniecznie konieczna :) Dziękuję za tak miłą opinię, pozdrawiam ;*

      Usuń
  13. Wybacz mi tę zwłokę. Już od kilku dni się zbierałam do czytania, ale jestem wykończona.
    To właśnie jest powodem, dla którego nie zrozumiałam skąd pomysł na jechanie do Oak Lawn. Wybacz mi moje dzisiejsze rozkojarzenie i wyjątkowo trudne rozumowanie. xD
    Miałam jedną uwagę, ale wróciłam się i zrozumiałam, że to nie blond włosy mężczyzna chciał się zwolnić. I nagle wszystko stało się jasne. Chyba. Czyli ten Ben był pracownikiem Toma?
    Kontynuacja miała w sobie więcej akcji, ale i tak jak tylko zabrałam się za czytanie, to szybko skończyłam.
    Przepraszam, że krótko i pewnie z błędami, ale dosłownie padam na pysk. ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bywam czasami wykończona, więc rozumiem ;P Myślę, że gdybyś przeczytała rozdział na spokojnie po raz drugi, wszelkie niedomówienia by znikły, dlatego gorąco zachęcam :) Ben był pracownikiem Toma. Pozdrawiam.

      Usuń
  14. Przeczytałam wczoraj w nocy i szczerze powiedziawszy to kompletnie nie wiem, dlaczego akcja toczy się tak szybko. Musisz mieć naprawdę sporo pomysłów, skoro pchasz do przodu wszystkie wydarzenia. Niestety nie możemy poznać relacji między bohaterami do tego stopnia, żeby je zrozumieć. A te dwa elementy: akcja i bohaterowie, powinny się w jakiś sposób łączyć w jedną logiczną całość. W tym rozdziale tego zabrakło.
    Nie mniej jednak wydarzenia są przedstawione w sposób barwny, dynamiczny i rzeczywiście ciekawy. Zainteresowały mnie te rozmowy Meredith ze zmarłymi, to jak widzi pewne zdarzenia, które miały miejsce w przeszłości i dzięki tej wiedzy potrafi dotrzeć do osoby, która akurat tę zbrodnię popełniła.
    Zauważyłam, że to nie była pierwsza sprawa, którą rozwiązała Mer. Tak wiec pozostaje pytanie, co jeszcze zrobiła, ilu osobom uratowała życie i jakim cudem ma dar rozmowy ze zmarłymi. I nareszcie! Co się wydarzyło między tą dwójką? Wiem, że to sam początek historii, ale zainteresowała mnie.
    Wybacz, że nie słodzę przez cały rozdział, ale nadal myślę, że akcja poszła za bardzo do przodu. Chociaż patrząc na częstotliwość pojawiania się nowości, to w pewnym sensie to jest dobra decyzja. Przynajmniej znamy zakończenie tej sprawy i nie musimy czekać wielu dni, żeby zobaczyć koniec.
    Zgodzę się z innymi czytelniczkami - końcówkę napisałaś dobrze. Podobał mi się ten lekki styl. Oby tak dalej.

    Ściska, Donna
    [ trzy-wspomnienia ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale nie mogę się z Tobą zgodzić. Według mnie wszystko się ze sobą komponuje, a wręcz związków międzyludzkich zawarłam tu bardzo dużo - to tylko kwestia wczucia się i umiejętności wypatrywania emocji w tak drobnych gestach, jak chociażby bezwiedny dotyk, muśnięcie. Poza tym relacji bohaterów nie można poznać po pierwszym rozdziale do końca, ale jestem zdania, że dobrze je nakreśliłam w tych postach, które do tej pory opublikowałam. Wcale nie jest tak, że nie umiem przyjąć krytyki, ale Twoja jest trochę wyrwana z kosmosu. Co do tempa akcji nawet się nie wypowiem, bo jeżeli jeszcze raz ktoś to wypomni, chyba skasuję bloga :)
      Natomiast kwestie na temat dawniejszych dziejów Meredith jeszcze wyjaśniać będę, o ile nie załamię się tym, że wszyscy wymagają ode mnie super-uper powieści, kiedy chcę się po prostu rozerwać przy blogowym opowiadaniu ;P
      Dziękuję za opinię, pozdrawiam ;*

      Usuń
  15. Przepraszam, że jestem dopiero teraz, ale kompletnie przeoczyłam pierwszą część pierwszego przypadku! Sama nie wiem, jakim cudem, ale to już trzeba być mną.
    Podobało mi się. Bardzo, bardzo, bardzo. Pomysł na tę historię zdaje się niby banalny - nie zrozum mnie źle, po prostu dużo jest historii o duchach/medium/etc. Twoja jednak jest taka... inna. Tak, to chyba dobre słowo. Strasznie przyjemnie mi się to czyta i nawet nie zauważam, kiedy kończy się rozdział, a to chyba dobry znak ;) Przypadek dziewczynki bez oka i ogólnie tych śmierci był naprawdę okropny, podziwiam Meredith, że jest w stanie znosić takie wizje, sny i wizyty duchów, ja sama bym chyba nie dała rady. Jestem niesamowicie ciekawa następnych przypadków, bo z tego, co widzę, masz mnóstwo nowatorskich, oryginalnych pomysłów :)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Masz rację, mam mnóstwo pomysłów i będę robić, co w mojej mocy, aby ta historia była prawdziwie wyjątkowa oraz różna od innych opowieściach o duchach/medium i tak dalej. Sama bym nie zniosła posiadania takiego daru, ale Meredith w swojej kruchości, bo taka zapewne się wydaje, jest cholernie silną osobą. A z widzeniami zmaga się od dziecka, zresztą powrócę do tego w odpowiednich retrospekcjach. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  16. Cześć :)
    Proszę o fanfary i aplauz, bo Melodia wreszcie dotarła xd Żartowałam, ale naprawdę jestem z siebie dumna. Ostatnio mam problem z czytaniem rozdziałów, a co dopiero z nadrabianiem zaległych. Ale obiecałam, że w końcu dotre na jednego z Twoich blogów i dotarłam. A to spore opóźnienie postaraj mi się wybaczyć :D
    Z miejsca przeczytałam wszystkie przypadki, które opisałaś na tym blogu i muszę Ci powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem. Wszystko tak świetnie opisujesz, że brak mi słów normalnie. O i na samym początku pragnę zaznaczyć, że tu zostaje na stałe. Na Gryfonke jak dotre dopiero w wakacje to się nie zdziw xd
    Wracając: Zapomniałam powiedzieć, że ten szablon mnie oczarował. Jest taki niezwykły i świetnie oddaje atmosferę opowiadania. Merdith (nie wiem czy dobrze napisałam) jest postacią, którą bardzo polubiłam. Jest taka ciepła i spokojna ;) Chociaż nie mogę się pozbyć wrażenia, że jest ustatkowaną starą panną . Nie pytajktórego skąd to wrażenie. Ostatnio jem za dużo pietruszki, a ona szkodzi mojej psychice :)Rick też jest bardzo miły i go polubiłam. Jest taki troskliwy w stosunku do Merdit.
    Bardzo mi się podobało jak opisalas przypadek 1. Te porwanie, uczucia targające bestią , podstęp z teczką , ktorego autorem był Rick, pomoc kobiety i w końcu uratowanie Clementine. Muszę też powiedzieć, że w pewnych momentach chodziły miciarki po plecach . To chyba dobrze nie? :) Targaly mną bardzo silne emocje.
    Czekam na kolejny przypadek, życzę weny i pozdrawiam ^^
    PS. kiedy dodasz zamówienia na Graficiarnie ? Pytam przy okazji, bo czekam na odblokowanie kolejki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać ani czego żałować, bo sama miewam masę zaległości i z reguły nie wiem, za co się brać. Zresztą obecnie czytam więcej blogów niż książek, niestety. Przy komputerze spędzam niemal cały wolny czas. Właściwie to dopiero pierwszy przypadek i wkrótce opublikuję jeszcze kontynuację - na szczęście wszyscy uwierzyli, że to koniec. Cieszę się, że polubiłaś Meredith. Może starą panną to ona nie jest, ale faktycznie prowadzi bardzo poukładane życie. Dzięki za opinię ;*

      Usuń
  17. W końcu na spokojnie sobie usiadłam i odhaczam blogi, które mam zamiar przeczytać. Niestety, studia mnie dobijają, no i tak ten... ale nie będę się tłumaczyć tylko od razu przejdę do skomentowania rozdziału.
    No no no, powiem Ci, kochana, że naprawdę zaczyna tworzyć się ciekawa historia. Mer jest intrygującą osobą. Żałuję tylko, że jeszcze jej nie poznałam (chociaż to dopiero drugi rozdział xD). Mam nadzieję, że wykreujesz ją na ciekawą personę. Rick... Ricka też nie było zbyt wiele, ale jakoś chyba polubiłam go. Przez te perfumy, na pewno. Taki niewinny fragment, ale bardzo fajny.
    Ogólnie to ciężki temat wybrałaś. Pisać o dzieciach, o pedofilach i innych dewiacjach, zawsze jest ciężko, ale Ty sobie poradziłaś. Szacun ;).
    Czekam na więcej i więcej!
    I więcej Ricka : P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meredith jest ciężka do wykreowania, bo to dość złożona sylwetka, ale zobaczymy, na pewno wybrnę z tym jakoś, zresztą po stworzeniu Elise mam wrażenie, że mogę wszystko, ha! Ricka będzie bardzo dużo w przyszłości, to kluczowy bohater, który odegrał i odegra wielką rolę w życiu Mer. Całuję ;*

      Usuń
  18. Śledztwo, a raczej sposób w jaki je opisałaś, jest godny podziwu. Jak zresztą cały ten blog - te opisy, niebanalna fabuła. Nic, tylko rozpływać się z zachwytu.
    Masz lekki styl, co ułatwia czytanie. Każde zdanie - wszystko jest dopieszczone!
    No i do tego to genialne rozwiązanie sprawy!
    Oczarowałaś mnie bez końca, Shy. :)

    Nadal jestem przerażona pedofilem. Ta postać wzbudza we mnie najgorsze instynkty. I szkoda mi tej 'dziewczynki bez oka'.

    Cóż, nie przedłużam. Życzę Ci weny i pozdrawiam ciepło!
    http://irim-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak miły komentarz ;* Staram się, aby każde zdanie było dopracowane i cieszę się, że to widać. Ten temat ogółem jest przytłaczający i wzbudza niemiłe uczucia. Nie przeżyłam nigdy porwania, ale wyobrażam sobie, że to mocno odbija się na całym życiu ofiary oraz jej bliskich. Na pewno do Ciebie zajrzę :) Pozdrawiam!

      Usuń
  19. Współczuję ci bardzo, że jesteś w klasie maturalnej. Ale moje cierpienie z tego powodu osładza fakt, że kiedy ty będziesz się produkować nad arkuszami - ja będę miała łącznie z długim weekendem 2 tygodnie wolnego. Jeeeej! ;D
    Rozdział bardzo dobry i długi, ale cieszę się, że wreszcie znalazłam czas na przeczytanie go w całości, a nie po łebkach. Ładnie (to słowo tu nie pasje kompletnie, wiem) przedstawiony portret przestępcy. Wszystkie powiązania z ofiarą, schizy i bestialstwo, za które ja bym go zabiła. Kawał dobrej roboty, bo bardzo mnie tym wszystkim poruszyłaś i wzbudziłaś tyle emocji, że głowa mała!
    I ta historia wydaje się być naprawdę ładnie dopracowana związek między dwójką głównych bohaterów, podział na różne przypadki, opisy emocji i uczuć, których jest bardzo dużo, ale jedno mi nie pasuje - Mer. Poza swoim darem, jest strasznie nijaka, aspołeczna, wszystkim (tylko nie sobą) się za bardzo przejmuje i mam wrażenie, że nie umie się wziąć w garść. Rozumiem, że cierpi, ale mimo wszystko... Jest taką Bellą Swan tylko, że z emocjami na twarzy. Eleną Gilbert (czy jak jej tam)? Ale może się mylę. Może jej nie poznałam przez ten rozdział i inaczej odbieram jej kreację niż inni czytelnicy i ty?
    Poza tym - wszystko zachwyca i jestem bardzo, bardzo zaintrygowana.
    [pozbawieni-kontroli]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ramach zemsty: kiedy Ty będziesz zasuwać do szkoły przez resztę maja i czerwca, ja będę zbijać bąki w domciu i spać do jedenastej! ;P
      Właściwie nie jestem zaskoczona tym, że czytelnicy odebrali Meredith tak, a nie inaczej. Zrobię jednak wszystko, by umilić jej osobę, ponieważ czytanie opowiadania nie będzie mieć sensu (mimo że będzie wiele innych wątków z innymi bohaterami). No, ale Meredith jest tu w końcu najważniejsza. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie jej jako jakiejś szalonej dziewczyny, zwariowanej albo... no nie wiem. Ona po prostu musi być taka, a nie inna. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  20. W sumie tak sobie myślę, ze Mer ma trochę przerąbane, kroić sobie chleb i nagle widzieć ducha. Creepy.
    Akcja dzieje się szybko, nawet bardzo. Trochę mi to opowiadanie zaczyna przypominać serial - krótka sprawa, na odcinek, góra dwa (zakładając że jeden odcinek filmowy to dwa rozdziały, chyba takie optymalne to jest hehehe).
    Zastanawia mnie dlaczego poprzez dotknięcie czapeczki dziewczynki widziała ja z perspektywy oprawcy, trochę mi to się nie kleiło, powinno moim zdaniem być na odwrót, ale w sumie się nie znam :P
    Mam pytanie: te przypadki wymyślasz sama, czy zaczerpujesz (nie wiem czy to poprawna forma, lol) skądś, jakiś seriali czy coś? Wiem, że tymi się inspirujesz, bo wyczytałam to w komentarzach, ale intryguje mnie to :D
    Pozdrawiam i powodzenia życzę w maju! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak się nie inspiruję, dlatego przypadki wymyślam sama, a jakakolwiek zbieżność jest przypadkowa :) W sumie tego fragmentu z czapeczką nie przemyślałam, ale poprawiać już chyba nie ma sensu tego, skoro przeczytali wszyscy czytelnicy. Pozdrawiam i również życzę powodzenia :)

      Usuń
  21. weszłam tutaj w sumie ze względu na Twój blog graficzny, Byłam strasznie zafascynowana Twoimi pracami. Zastanawiałam się, czy osoba tak bardzo uzdolniona artystycznie może świetnie pisać. I co się okazało? Może. Jejku, jak ja Ci zazdroszczę. To aż niesprawiedliwe... ja też czasem sklejam zdjęcia, ale grafiką nazwać się tego nie da...

    Opowiadanie bardzo mi się podoba. Przeczytałam jednym tchem i żałuję, że opublikowałaś tutaj tak niewiele. Mam ochotę na więcej. piszesz bardzo dojrzale, masz bogate słownictwo i idealnie wczuwasz się w bohaterów. tylko zazdrościć.
    Mer jest świetn bohaterka. daje Ci duże pole do popisu przy kreowaniu jej. Myślę, że ją polubię, choć nie powiem, okropnie jej współczuję a zarazem zazdroszczę. taki dar? Czemu nie, ale z drugiej strony jest to przekleństwo.

    Pozdrawiam i życzę powodzenia na maturze. Aktualnie jestem na trzecim roku italianistyki, ale jako koleżanka po fachu mogę Ci powiedzieć, że matura nie jest warta tego całego stresu. Oj nie... Często się zastanawiam nad tym, jak mogłam uczyć się do matury trzy lata, a do egzaminów na studiach muszą czasem wystarczyć trzy dni, a materiału wcale nie jest mniej :)

    Będę do Ciebie zaglądać, a jak znajdziesz chwilę, ochotę i chęci to zapraszam do mnie na http://czas-proby.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się doceniona dzięki Twojej opinii, ale również trochę przeceniona :) Jestem zwykłą dziewczyną, a pisanie i tworzenie grafiki to niejako kwestia wprawy oraz wyczucia - obiema czynnościami param się od naprawdę wielu lat. A wcale się za jakąś najlepszą nie śmiem uważać! Cieszę się, że wyłapałaś tyle szczegółów, bo nad każdym właśnie pracuję, aby opowiadanie miało jak najwięcej atutów.

      Studiujesz italianistykę? To niezwykle ciekawy kierunek, na pewno oryginalniejszy niż oblegana germanistyka albo anglistyka... :) Domyślam się, że studia to nie przelewki i matura to przy nich pikuś. Dlatego staram się nie stresować za bardzo :D

      Na pewno do Ciebie zajrzę, nie ma bata.
      Dziękuję Ci za tyle ciepłych słów ;*

      Usuń
  22. Ty to umiesz tworzyć klimat jak sami mistrzowie pióra! ;) I jakoś wcale nie mam żadnych obiekcji ku Meredith, według mnie zachowuje się tak, jak powinna się zachowywać, zwłaszcza po dramacie, jaki ją spotkał. Straciła dziecko... choć nie wiadomo jeszcze w jakich okolicznościach. Sprawcę ujęto, dusze dziewczynek powędrowały ku niebu, ale czy to naprawdę koniec...? Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jeszcze dużo życia, aby mistrzynią pióra zostać - oby się udało ;D No właśnie, jakoś nikt nie bierze pod uwagę dramatu osobistego Meredith, ale cóż, wkrótce i ona zacznie się zmieniać i wracać do życia. Będzie w niej więcej życia. Pozdrawiam <3

      Usuń

O blogu

Opisana tu historia (GŁÓWNE MOTYWY: DUCHY I MEDIUM!) jest
wytworem mojej rozhulanej wyobraźni. Wszystkie wydarzenia i bohaterowie
zostali wymyśleni. Przed rozpoczęciem czytania zapoznaj się z
odpowiednimi zakładkami. Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze.
Podkreślam, że szablon, tekst oraz belka są mojego autorstwa. Zabraniam
wycinania części grafiki i przerabiania na swoją!

Rozdziały będą publikowane dość rzadko, bo co trzy lub cztery tygodnie. Wszystko zależy od chęci i weny.

Ostrzegam
przed scenami drastycznymi i wzbudzającymi przerażenie. Czytasz na
własną odpowiedzialność, choć lekturę polecam osobom starszym.

Cytaty na nagłówku pochodzi z wiersza mojej ulubionej poetki, Haliny Poświatowskiej.